wtorek, 29 września 2015

Yankee Candle - Mandarin Cranberry - mandarynkowa żurawina

Pogoda ostatnio nie dopisuje, a ja na komputerze na obecną chwilę mam tylko zdjęcia wosków, więc by nie próżnować, napiszę kolejną pachnącą recenzję. Tym razem dotyczyć ona będzie pięknego zapachu jakim jest Mandarin Cranberry, tj. żurawina z mandarynką od Yankee Candle.


Bardzo lubię zarówno mandarynki jak i żurawinę, z której każdego roku wspólnie z mamą przyrządzam przetwory na zimę do herbaty. Mandarynki też kojarzą mi się nieodłącznie z zimą, a dokładniej mówiąc ze świętami, więc fajnie się złożyło! Z ciekawości zajrzałam na stronę producenta i z jego opisu wynika, że jest to wosk, tóry powinno idealnie wpasowuje się w klimat jesiennych i zimowych wieczorów. Tarta ma piękny, czerwony kolor a już na sucho pachnie bajecznie.


Po odpaleniu spodziewałam się trochę cierpkich nut żurawiny - na szczęście ich nie było. Zapach jest słodki, ale nieprzytłaczający, aż chce się przebywać w jego woni. Odpalam go bardzo często, niebawem będzie na wykończeniu, a jest to już moja druga tarta i z pewnością skuszę się na trzecią. Dominującym zapachem są tu nuty cytrusowe, które dodają energii i pobudzają do działania. Wosk zaliczam do tych intensywnych, bo kruszyłam go niewiele, by poczuć piękny i mocny, ale nieprzesadzony zapach, więc starczy na długo. Kupić go można na stronie Goodies.pl.

Znacie ten wosk? Lubicie połączenie żurawiny i mandarynki? A może wolicie te zapachy osobno?
Czytaj dalej

poniedziałek, 28 września 2015

Luxury Paris - intensywne serum regenerujące paznokcie 10w1 oraz intensywne serum wzmacniające paznokcie

Dla kogoś, kto ma jeszcze wakacje, poniedziałki wcale nie są takie straszne, ale za to potwornie się dziś nie wyspałam. Pomyślałam, że napiszę szybko jakiś post i może dzięki temu nieco się rozkręcę, dlatego zapraszam Was na recenzję dwóch specyfików do paznokci od Luxury Paris, tj. intensywne serum regenerujące paznokcie 10w1 oraz intensywne serum wzmacniające paznokcie.


Oba produkty postanowiłam zrecenzować razem, ponieważ w mojej opinii nie różnią się one od siebie za bardzo. Zaczynając od opakowania, które różni jedynie kolor i napisy, począwszy po sam wygląd zawartości i bardzo zbliżone działanie. Odżywki przeważnie stosuję jako bazy pod lakiery do paznokci i taką też funkcję dałam tym produktom. 


Producent zaleca inne stosowanie, pewnie dobrze Wam znane: Nałożenie na paznokcie jedną warstwę preparatu pierwszego dnia, drugiego dnia nałożenie kolejnej warstwy, z kolei trzeciego - zmycie poprzednich warstw i powtórzenie kuracji. Muszę przyznać, że tak nie robiłam. Nie lubię nie mieć pomalowanych paznokci, dlatego stosowałam jedną lub dwie warstwy odżywki pod lakier do paznokci i efekty były dla mnie jak najbardziej zadowalające.


Sam pędzelek jest odpowiednich rozmiarów i bardzo fajnie mi się nim operuje. Nie jest problematyczny - na szczęście! Obie odżywki dobrze utwardziły moją płytkę, która ostatnio była dość podatna na złamania. Obecnie mam długie paznokcie, jednak nie za sprawą odżywki - już wcześniej były dość spore, ale dzięki nim mogę tę długość podtrzymać, co jest dla mnie bardzo ważne, bo przymierzam się po raz pierwszy do hybryd, które wykona mi koleżanka. Paznokcie wyglądają na zdrowe i dobrze zabezpieczone przed uszkodzeniami mechanicznymi.

Używacie jakichś odzywek pod lakier do paznokci? A może używacie tylko odzywek?

Czytaj dalej

niedziela, 27 września 2015

Yankee Candle - Coconut Bay - kokosowa zatoka

Post, który przygotowałam na dziś jest zapachowy - dotyczy recenzji wosku Yankee Candle o zapachu Coconut Bay. Jest to zapach, którego nie dostaniecie stacjonarnie w polskich sklepach. Szukać go raczej należy w USA lub facebookowych grupach. Ja swój wygrałam kiedyś w rozdaniu blogowym, dość dawno temu i w końcu znalazłam chwilę by go opisać.


Wosk to jak zwykle mała i urocza tarta w białym kolorze z piękną nalepką, przedstawiającą zatokę. Dookoła piękne palmy, które kojarzą mi się z wakacjami i ciepłem, za którym zaczynam tęsknić. Z przyjemnością przeniosłabym się w to miejsce z nalepki bez mrugnięcia okiem. Nie miałam jeszcze kokosowego wosku, a jak pewnie część z Was wie, zapach ten uwielbiam. Jednak czy tak samo uwielbiam ten wosk?


Niestety nie do końca się polubiliśmy. Zapach potrzebuje sporo czasu by cokolwiek było go czuć. Nie sądzę bym ukruszyła go za mało. Ze swojego doświadczenia wydaje mi się, że była to ilość w sam raz. Po jakimś czasie, kiedy w końcu go poczułam, nie było fajerwerków. Woń nie przypominała mi smacznego kokosa, a jakąś chemiczną mieszankę, która była ciężka do zniesienia. Zapach mnie przytłoczył i nie miałam ochoty przebywać wtedy w swoim pokoju. Wydaje mi się, że nie ma wielkiej straty, że nie można go dostać w Polsce, bo nie skusiłabym się na niego drugi raz, ale wiele innych, znacznie ładniej pachnących wosków, czeka nas Was w każdej chwili na Goodies.pl. Kolejny biały wosk, na którym stawiam krzyżyk.

Znacie zapach kokosowej zatoki od Yankee Candle?


Czytaj dalej

czwartek, 24 września 2015

Luxury Paris - aksamitny balsam do ciała z drobinkami złota

Rzadko opisuję Wam balsamy, ponieważ nie za często ich używam. Moja skóra nie jest w ogóle wymagająca, a różnych balsamowych specyfików używam nie z potrzeby nawilżenia, a potrzeby pięknego zapachu lub jak w tym przypadku, ciekawego efektu. Poniżej możecie przeczytać moją opinię na temat balsamu do ciała z drobinkami złota, Luxury Paris.



Balsam mieści się w dużym, złotym opakowaniu, na którym zamieszczone są wszystkie niezbędne dla nas informacje. Kolorystyka prezentuje się bardzo zacnie i elegancko, przez co używa mi się go bardzo przyjemnie. Opakowanie jest plastikowe i nieprzezroczyste, więc niestety nie możemy kontrolować zużycia, jednak balsam ma sporą pojemność, więc tak szybko nie będzie ubywał, biorąc pod uwagę wydajność, która jest na dobrym poziomie. Balsam wyposażony jest w pompkę, dzięki czemu używanie go jest znacznie bardziej higieniczne, łatwiejsze i szybsze.



Konsystencja produktu jest kremowa o kolorze waniliowym z drobinkami złota, więc określiłabym go mianem złotej wanilii. Zapach to po prostu poezja. Ciężko mi powiedzieć co dokładnie czuję, ale jest to niewątpliwie piękna woń - słodka, ale przełamana czymś świeżym. Można się z nim polubić i to bardzo! Na 4 miejscu w składzie mocznik, na 5 miejscu olej makadamia, na 8 - olejek arganowy, a na 11 pozycji masło shea. W składzie zajdziemy 32 składniki, więc 4 wymienione przeze mnie dobre składniki zdają się zajmować bardzo dobre miejsca. A tak prezentują się złote drobinki.

 
Wiecie, jak bardzo ciężko jest uchwycić ten efekt aparatem, dlatego nałożyłam całkiem sporo balsamu i rozsmarowałam go na dłoni, by drobin było jak najwięcej. W rzeczywistości podczas smarowania go na ciele, większość brokatu na szczęście zostaje na rękach, a na ciele jest delikatna, złota poświata. Efekt mnie wręcz zachwycił. Jako posiadaczka skóry niewymagającej, stan nawilżenia określam na ocenę celującą. Cena balsamu to niecałe 23 zł, więc biorąc pod uwagę wydajność, efekt rozświetlenia i świetne nawilżenie - to może być dobrze zainwestowane 23 złote. Kosmetyki te można nabyć w drogeriach Rossmann. 

Znacie kosmetyki Luxury Paris? Jak się u Was spisują?

Czytaj dalej

środa, 23 września 2015

Yankee Candle - Macintosh - jabłka Mekintosz

Ten wpis będzie 3 wpisem odnośnie woni jabłek w wosku. Z poprzednich postów wiem, że zwolenników jabłek jest sporo, ale znalazły się także osoby, które jabłek nie lubią, więc z pewnością ten post ich nie ucieszy. Ja należę do pierwszej grupy, a w zapachu jabłek mogłabym przebywać na okrągło. Przygotowałam swoją opinią na temat wosku Macintosz od Yankee Candle, który zamówiłam na Goodies.pl


Jest to mój pierwszy wosk w kształcie słoiczka i mimo moich wcześniejszych obaw, całkiem dobrze się go użytkuje i kruszy bez problemu. Trochę jednak to przykre, że przy zmianie kształtu z tarty na słoik, a pozostanie przy tej samej gramaturze (22 g), cena idzie o 2 zł w górę - dlatego wydaje mi się, że kupowanie słoików jest po prostu nieopłacalne. Możliwe, że podwyżka ceny spowodowana jest opcją "Easy Clean", która ma zapewnić łatwe wyciąganie wosku z kominka po 2 godzinach od palenia. Nie powiem, wyciąga się je lżej, ale wydaje mi się, że w taką opcję powinny być wyposażone wszystkie woski, bez podwyższania ceny. 


Jeżeli chodzi o sam zapach to jak zwykle bardzo mi się podobał. Odpalałam go często, zarówno rano, w południe jak i wieczorem - o każdej porze jest piękny, a ja mogłam się zrelaksować tak jak należy. Zapach jest z tych słodszych i soczystych. Jest dość intensywny, więc kruszę go niewiele, co wpływa na jego wydajność. Nie jest mdły czy przesłodzony, a moim zdaniem dobrze wyważony. Gdybym miała porównać go z wcześniejszymi jabłkowymi zapachami (Yankee Candle - Sweet Apple i Kringle Candle - Cortland), to zapach Mekintosza podoba mi się chyba najbardziej.

Jaki zapach wosku jest Waszym ulubionym?

Czytaj dalej

poniedziałek, 21 września 2015

Yankee Candle - Soft Blanket - miękki kocyk

Na moim blogu rzadko można spotkać recenzję wosku o białym kolorze. Wszystko za sprawą tego, że niezbyt często je kupuję z uwagi na to, że każdy zakup wosku w takim kolorze okazywał się niewypałem. Najgorszy był dla mnie biały wosk Wedding Day, który w mojej opinii pasowałby do starszej Pani, a nie na tak wyniosłą chwilę jaką jest dzień ślubu. Pomyślałam, że nie mogę skreślać każdego białego wosku i że pewnie w końcu trafię na coś fajnego. Skusiłam się więc na Soft Blanket i zamówiłam go na Goodies.pl


Moja opinia:
Niejednokrotnie trafiałam na Wasze opinie o tym wosku - nigdy nie czytałam negatywnej, więc pomyślałam, że musi on mieć w sobie "to coś", skoro wszystkim tak się podoba. Dodałam go więc do koszyka skuszona samymi pozytywami. Długo zwlekałam z odpaleniem, ponieważ już na sucho nie bardzo mi się podobał. Czytałam u Was, że jest to zapach świeży, który przypomina pranie - ja niestety nic takiego nie poczułam.


Dla mnie zapach ten jest chemiczny i drażni mój zmysł powonienia. Miał przywodzić na myśl dzieciństwo, bezpieczeństwo, chwile podczas których rodzice opowiadali nam bajki na dobranoc, a tymczasem ja po jego odpaleniu nabawiłam się co najwyżej bólu głowy, który z dzieciństwem, przynajmniej moim, ma niewiele wspólnego. Nie wyczuwam tu powiewu świeżości, a jedynie trochę mydlin. Wisi nade mną fatum białych wosków - postanowiłam jednak się nie zniechęcać i dzielnie przerwać to pasmo nie za dobrych wyborów i w końcu znaleźć biały wosk o pięknym zapachu. Możecie coś polecić?

Lubicie Soft Blanket czy macie na jego temat podobne zdanie co ja?
Czytaj dalej

niedziela, 20 września 2015

Makeup Revolution - paletka cieni ICONIC 3 - swatche i opinia

Na niedzielę przygotowałam dla Was lekki pościk, w którym zaprezentuję Wam moją pierwszą, większą paletkę cieni marki Makeup Revolution, Iconic 3. Będzie to prezentacja swatchy i moja opinia na temat paletki. Żadnych makijaży nie mogę Wam pokazać, bo to co zmaluję to śmiech na sali, więc wybaczcie. Póki co w głównej mierze używam jej do podkreślania brwi, a że w dalszym ciągu pracuję nad ich kształtem, to ich niestety też tu nie zobaczycie. Mimo to czeka na Was 12 ładnych swatchy. Zapraszam do lektury.


Paletkę kupiłam od blogerki (Kobieca Strefa), która robiła blogową wyprzedaż. Skusiłam się na Iconic 3, ponieważ odcienie brązu i beżu to moje ulubione kolory w makijażu. Jeżeli chodzi o samą paletkę, to jest świetnie wykonana. Nie jest to byle jaki plastik, który rozpada się po kilku użyciach. Jest to solidne opakowanie, które z łatwością otwiera się i zamyka. W środku wygospodarowane jest miejsce na długą pacynkę, którą bardzo dobrze nakłada się cienie - jestem z niej zadowolona. Wiem, że większości przeszkadza w niej brak lusterka - mi natomiast wcale, ponieważ makijaż i tak wykonuję w domu, a tam mam znacznie lepsze lustro, niż takie, jakie mogłoby się pojawić w tej paletce.


Odcień nr 1 jest tak jasny, że nawet nie widać go na mojej ręce. Najczęstszymi używanymi przeze mnie kolorami są 7, 9, 11 i 12. Najrzadziej używam tych najjaśniejszych. Z pigmentacji jestem bardzo zadowolona. Nr 7 jest dość jasny, ale mimo wszystko świetnie komponuje się z brwiami i utrzymuje się na nich cały dzień. Na powiekach pięknie prezentują się cienie z brokatem - ślicznie mienią się na słońcu.


Swatche zaprezentowałam po kolei. Jak widać, w palecie wszystkie cienie ułożone są od najjaśniejszego do najciemniejszego koloru, co pod względem wizualnym prezentuje się ładnie.


 Z paletki jestem bardzo zadowolona, niemalże wszystkie kolory mi odpowiadają i prędzej czy później zużyję je do końca. Paletka nr 3 jest moim zdaniem najładniejsza i nie wiem czy skuszę się na inne wersje - może kiedy nauczę się chociaż jako tako malować powieki, wtedy zakup będzie bardziej prawdopodobny i skuszę się na Iconic 2 lub inną paletkę MUR w wersji Black Velvet. Cena takiej paletki (Iconic) to 20 zł, a co lepsze, można ją kupić w sklepie Goodies.pl. Zaskoczeni? Ja też byłam, kiedy je tam zobaczyłam. 

Znacie kosmetyki Makeup Revolution? Macie jakieś paletki Iconic?
Czytaj dalej

sobota, 19 września 2015

Yankee Candle - Lavender - lawenda

Mamy już chyba jesień. Co dziwne, nie wysunęłam tego wniosku po pogodzie, która widnieje za oknem (choć też jak najbardziej na to wskazuje), a po tym, że coraz częściej palę woski. Tego lata wyjątkowo często odpalałam je w kominkach, ale teraz... Niemal każdego wieczora czy dnia przebywam w jakimś cudnym aromacie. Ostatnio nie mogło być inaczej, a tym razem w moim kominku-sowie gościł wosk Yankee Candle - Lavender, który zamówiłam ze strony Goodies.pl. Mówiłam Wam, że zamówiłam go, by pełnił rolę odstraszacza much, ale do tej funkcji wystarczył jednak wcześniej napoczęty wosk Kringle Candle o zapachu French Lavender.


Kto zna mnie od jakiegoś czasu ten wie, że fanką lawendy to ja nie jestem. Mimo że ma ona szerokie spektrum zastosowań, jak np. w kosmetykach, woskach, lecznictwie czy kulinariach, jakoś do mnie nie przemawiała. Jakiś czas temu w poście zakupowym pokazałam Wam m.in. żel myjący Biolaven o zapachu lawendy i winogron. Oba wymienione zapachy były wyczuwalne 50/50. Podczas codziennego mycia, zapach lawendy przestał mi przeszkadzać w połączeniu z uwielbianą wonią winogron. Tym małym krokiem, Lavender nawet mnie do siebie zachęcił.


Wosk zaraz po odpaleniu błyskawicznie rozniósł się po pokoju, a ukruszyłam go tak niewiele. Zapobiegliwie odpaliłam go w salonie, czyli pod moim pokojem, na wypadek, gdyby nie przypadł mi za bardzo do gustu. Woń była dość intensywna i szybko przywędrowała także w do mojego pokoju, jednak była znacznie słabiej wyczuwana - co jest oczywiste. Przebywanie właśnie w takim natężeniu tego zapachu bardzo mi odpowiadało. Miłośnicy lawendy będą tą wonią zachwyceni i oczarowani, ponieważ wosk ten to czysta lawenda bez żadnych zbędnych dodatków, co więcej bardzo autentyczna i naturalna. Cena takiego wosku to 7 zł, czyli stosunkowo niewiele, ponieważ starczy mi on na jakieś 10 użyć.

Lubicie zapach lawendy? 
Czytaj dalej

czwartek, 17 września 2015

Kringle Candle - Cortland Apple - jabłka cortland

Przyszła pora na kolejny krótki pościk, który będzie dotyczył nowego dla mnie zapachu, tj. Cortland Apple od Kringle Candle. Zamówiłam go na Goodies.pl. Chciałam porównać ten zapach z moim ukochanym Sweet Apple konkurencyjnej marki Yankee Candle. Uwielbiam jabłka i ich woń, dlatego szybko dodałam ten wosk do wirtualnego koszyka i z niecierpliwością czekałam kiedy w końcu do mnie dotrze, wraz z innymi zapachami. Otwieranie koperty z woskami, to jeden z fajniejszych momentów, ponieważ to istna bomba. Oczywiście bomba zapachowa. Jeżeli jesteście ciekawi co i nim myślę, to zapraszam Was do czytania.


Już po pierwszym powąchaniu wiedziałam, że może być to niezły konkurent dla wosku Sweet Apple. Woń była również bardzo autentyczna, co mnie po prostu urzekło i skłoniło do natychmiastowego odpalenia (zaraz po Hot Chocolate). Na opakowaniu widnieją piękne, czerwone i dojrzałe jabłka Cortland (swoją drogą, to moja ulubiona odmiana jabłek).


Po odpaleniu wosku, zapach szybko rozniósł się po pokoju i otulił go pięknym, jabłkowym aromatem. Jest dużo bardziej intensywny, niż jego konkurent Sweet Apple. Długo unosił się w powietrzu. Zapach był słodki, nie raz mnie zrelaksował i pozwolił się odprężyć. W opisie producenta jest napisane, że jest to zapach słodko-kwaśny. Niestety kwaśnych nut tu nie czuję, a szkoda, bo mogłyby stanowić fajne przełamanie słodkości. Pomimo tego, wosk jest w mojej opini bardzo udaną wonią. Przywodzi mi na myśl skąpane w słońcu wakacje i wypady na plac zabaw, który znajduje się w szkolnym sadzie porośniętym samymi jabłoniami, w różnych odmianach - to bardzo miłe wspomnienie, które pozwala mi się przenieść o kilkanaście lat wstecz. To fajna podróż w czasie.

Lubicie zapach jabłka? Może to Wasz ulubiony owoc?  
Czytaj dalej

wtorek, 15 września 2015

Róż i brokat - połączenie idealne - paznokcie

Już od dawna chciałam zrobić podobne zdobienie, ale przypominało mi się o nim już po pomalowaniu paznokci, albo nie miałam na to czasu. Ostatnio ogólnie jestem jakaś roztargniona. Chyba powoli jesienna aura daje mi się we znaki. Mam do zrobienia tyle rzeczy, ale nie mogę się w ogóle zorganizować: malowanie, sprzątanie, segregowanie... Przydałby mi się jakiś system zarządzania, a w ofercie swojej ma je firma http://combeenut.pl/. W końcu może zapanowałby ład i porządek. Wracając do głównego, paznokciowego tematu, tym razem w końcu udało mi się zrobić to zdobienie. Mowa o odgórnym tapowaniu brokatem. Efekt na zdjęciach niezbyt mi się podoba, bo w rzeczywistości wygląda to pięknie. W makro zdjęciach nieco nachalnie, a naprawdę jest dość delikatne. 





Efekt zarówno mnie jak i koleżankom przypadł do gustu, dlatego zapewne to nie pierwszy i ostatni raz, kiedy taki malunek na moich paznokciach zagości. Połączenie delikatnego i skromnego różu, dobrze komponuje się z wystrzałowym brokatem. DO malunku użyłam lakiery różowego Diadem Cosmetics oraz brokatu Avon StarDust. Teraz wypróbuję tego połączenia na innej kolorystyce.

Podoba się Wam to zdobienie?
Czytaj dalej

poniedziałek, 14 września 2015

Carex Pure Blue - Mydło antybakteryjny w płynie

Kilka razy spotykałam się na różnych blogach z pochlebnymi opiniami na temat mydeł firmy Carex. Podczas którejś z wizyt w Rossmannie, skusiłam się na promocyjne opakowanie Carexa w wersji Pure Blue. Czy był to udany zakup i czy skuszę się na niego ponownie, dowiecie się po przeczytaniu recenzji.

 
Mydło Carex zamknięte jest w plastikowym, przezroczystym opakowaniu, przez które widać piękny, niebieski kolor mydła. Dozuje się je za pomocą wygodnej pompki, która się nie zacina i wydziela odpowiednią ilość mydła na jedno użycie. Konsystencja jest bardzo przyjemna, przezroczysta, bardziej żelowa. Zapach produktu niezbyt przypadł mi do gustu, choć znowu taki najgorszy nie jest. Kojarzy mi się z męskimi kosmetykami i długo utrzymuje się na skórze dłoni. Mydło to jest antybakteryjne, co bardzo się ceni.

 
Pod względem oczyszczania jestem z niego bardzo zadowolona! Skutecznie usuwa wszelkie zabrudzenia. Mimo że nie pieni się jakoś rewelacyjnie, mam wrażenie dogłębnie oczyszczonej skóry dłoni, które nie są po jego użyciu wysuszone, a to dla mnie bardzo ważne. Pomijając zapach, mydło sprawuje się świetnie i w przyszłości chętnie skuszę się na inne warianty zapachowe. Minusem zdaje się być też cena, ponieważ 7 zł to dość sporo jak za mydło o pojemności 250 ml, jednak wolę zapłacić nieco więcej i cieszyć się z komfortu używania.

Znacie mydła Carex? Który wariant lubicie najbardziej?


* * *
Wypadki chodzą po ludziach i szczególnie przytrafiają się im wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewają. Przyjaciela mojego taty spotkała bardzo nieprzyjemna sytuacja z ubezpieczalnią, która najpierw wyceniła starty na całkiem przyzwoitą sumę, po czym się z tego wycofała i postanowiła wypłacić kwotę ponad 10 x mniejszą, która w żadnym stopniu nie pomoże pokryć wyrządzonych przez burzę szkód. Sprawa w sadzie ciągnie się i ciągnie drugi rok i nic z niej nie wynika. W takich sytuacjach dobrze jest zaufać właściwym osobom, które pomogą nam w odzyskaniu pieniędzy, które nam się należą. Taką pomocą zapewni firma http://www.kompensja.pl. Pomyślałam, że warto o tym wspomnieć, by mieć odpowiednią wiedzę na temat tego do kogo się zwrócić w przyszłości. Życzę każdemu, aby jednak nie musiał tego nigdy robić.
Czytaj dalej

sobota, 12 września 2015

Crazy Drawings - antystresowe kolorowanki dla dorosłych

Szał na kolorowanki antystresowe trwa nadal. Jako osoba, która zawsze lubiła kolorować, nie mogłam przejść obojętnie koło takich wynalazków. W okolicy nigdzie nie mogłam ich dostać, aż w końcu odnalazłam firmę Crazy Drawings. Skusiło mnie wiele pozytywnych opinii innych blogerów odnośnie faktury papieru i ciekawych wzorów do kolorowania i stało się! Jestem posiadaczką tych wspaniałych kolorowanek. Po więcej informacji na ich temat zapraszam niżej.


Kolorowanki, to wspaniały wynalazek. Nie prowadzę, aż tak stresującego życia żeby kupować te antystresowe, jednak są one wspaniałą formą relaksu, odprężenia po męczącym dniu. Człowiek kolorując zapomina o wszystkim co dzieje się dookoła. W poniedziałek, miałam okazję zobaczyć inne kolorowanki antystresowe, w Biedronce, więc pewnie wiecie, o które mi chodzi. Jednak jakością bardzo odbiegają od Crazy Drawings. Rysunki, w kolorowankach Crazy Drawings są, wykonane są bardzo starannie, a tusz jest mega ciemny. Poza tym, papier jest znacznie grubszy, dzięki czemu można kolorować nawet cienkopisami, a one i tak nie przebijają na drugą stronę.


Dużą zaletą jest to, że kartki są na spirali, dzięki czemu możemy otworzyć je, na której stronie chcemy i nic nam się nie zamyka - to duża wygoda. Dodatkowo, w każdej chwili możemy wyrwać kartki, a spirala jest przy tym sporym ułatwieniem. Na okładkach kolorowanki umieszczone są kolorystyczne inspiracje dotyczące tego, jak pomalować dany obrazek. Fajna opcja, aczkolwiek nie korzystałam z niej, ponieważ część kolorów po prostu nie występuje w kredkach czy długopisach.


Pierwszego dnia pokolorowałam, aż 5 rysunków, a ogólnie jest ich 50. Kolorowanie jest bardzo wciągające i trudno się od nich oderwać. Dopiero kiedy spojrzy się na zegarek i zrozumie ile godzin upłynęło przy kolorowaniu, można wrócić do rzeczywistości. Rysunki zamieszczone w tym 'zeszycie' są bardzo różnorodne. Od dużych grafik, po małe, bardzo szczegółowe i najbardziej pracochłonne - te lubiłam najbardziej. Jednym z takich rysunków był mózg:


Do pokolorowania tego rysunku użyłam cienkopisów oraz kredek i uważam, że wyszło mi to dość fajnie i ciekawie. Spędziłam nad tym troszkę czasu, ale nie żałuję ani sekundy. Pokażę Wam także dwa inne rysunki. Pokolorowałam ich znacznie więcej, ale nie chcę Wam zdradzać wszystkich rysunków. Inne rysunki skończone przeze mnie:

  

 Kolorowanie z Crazy Drawings to świetna zabawa dla dorosłych, by choć na chwilę zapomnieć o problemach i spędzić trochę czasu zastanawiając się jedynie nad tym, po jaki kolor kredki czy długopisu sięgnąć. Wydaje mi się, że nadają się one również dla starszych dzieci. Dla maluszków są to zbyt szczegółowe kolorowanki. Jeżeli jesteście zaciekawieniu, to zapraszam do śledzenia firmy na Facebooku: Crazy Drawings

Kolorowaliście już jakieś kolorowanki antystresowe?
Czytaj dalej

piątek, 11 września 2015

Yankee Candle - Juicy Peach - soczysta brzoskwinia

Ostatnio recenzowałam kilka wosków Kringle Candle, ale nowości Yankee Candle też czekają na swój debiut, więc dziś chciałabym napisać kilka słów na temat tego dość ciężko dostępnego wosku. Odpalając go miałam ochotę na owocową bombę. Czy tak było? O tym niżej.

 
Już dość dawno temu kupiłam ten wosk na pewnej facebookowej grupie, której celem jest właśnie wymiana woskami czy świecami lub ich sprzedaż. Skusiłam się wtedy na kupno dwóch sztuk: Juicy Peach oraz Juicy Watermelon. Jako pierwszy odpaliłam brzoskwiniowy. Już na sucho ledwo czułam jego zapach, więc obawiałam się, że pod odpaleniu będzie podobnie.  


Wiele się nie pomyliłam. Zapach jest bardzo słaby, trzeba ukruszyć go naprawdę bardzo dużo, by cokolwiek poczuć. Kiedy już to zrobimy, muszę przyznać, że woń jest bardzo przyjemna. Czuć wyraźnie brzoskwinię. Nie jest to zapach mdły, przesłodzony i świetnie przebywa się w jego towarzystwie. Starczył mi na jakieś 3 odpalenia. Mimo, że zapach mi się podobał, więcej się na niego nie skuszę, ponieważ jest niewydajny. W prawdzie tego wosku nie kupicie na Goodies.pl, ale znajdziecie tam wiele innych fajnych wosków, więc zapraszam do robienia tam zakupów.

Znacie ten zapach? Jakie jest Wasze zdanie na jego temat.
Czytaj dalej

czwartek, 10 września 2015

Tydzień przed telewizorem

Ostatnio pojawiły się dwa przeglądy filmowe i zostały one przez Was bardzo dobre odebrane, z czego niezmiernie się cieszę. Wybieranie takich filmów i ich opisanie pochłania dość sporo czasu, ale warto go poświęcić, gdy czytam, że część filmów zostanie przez Was obejrzana. Tworzenie takich postów ma wtedy sens. Dziś jednak będzie nieco inaczej. Chciałabym przedstawić Wam swój cały tydzień przed telewizorem. Oczywiście nie w każdy poniedziałek czy wtorek dany rytuał wypełniam, ale staram się na taką odrobinę przyjemności sobie pozwolić. 

# Wspaniałe stulecie
Opisywałam już Wam tę propozycję w poście z serialami, który pisałam kilka miesięcy temu. Jest to turecki serial (oryg. nazwa Muhteşem Yüzyıl). Opowiada on o losach sułtana Sulejmana Wspaniałego, jego haremie i całej dynastii. Pewnego dnia do haremu przyjeżdża niewolnica Aleksanda (później Hurrem), która podbija serce sułtana. Jej osobowość jest pełna temperamentu, jest to kobieta zdecydowana, twardo dążąca do osiągnięcia celu. Wie jak manipulować mężczyzną, by ten tańczył jak ona mu zagra. Niestety nie zawsze jej "podchody" są udane, bo szyki bardzo często psuje jej Ibrahim Pasza - wielki wezyr państwa osmańskiego i wieloletni przyjaciel Sułtana. Sulejman nierzadko jest rozdarty pomiędzy kobietą, którą kocha i przyjacielem, z którym wiele przeszedł. Hurrem, bo takie imię potem nadał jej sułtan, musi toczyć walkę nie tylko z paszą, ale także rodziną Sulejmana, która jej nie akceptuje. Serial jest pełen intryg i przeróżnego knucia, więc w każdym odcinku coś się dzieje. Serial ten oglądam codziennie, na antenie TVP1 o godzinie 15:50.

http://i.iplsc.com/kostiumowa-superprodukcja-wspaniale-stulecie-nie-zniknie-z-a/00046FSCKR34FQF0-C116-F4.jpg

#Pierwsza miłość
Serial ten leci już tak długo, a ja raz go oglądam, a raz nie. Miesiąc przed wakacjami w ogóle straciłam wątek, od września pojawiły się nowe odcinki, a ja czuję się, jakby nic mnie nie ominęło. Serial ten często oglądam po prostu dla zabicia czasu i ogarniającej mnie nudy. Nie jest to produkcja wysokich lotów. Historie, które dotykają głównych bohaterów są trochę przerysowane. Nie ma w tym serialu nawet jednej przykładnej pary, która mogłaby być wzorem do naśladowania. Każdy bohater miał minimum 3-4 partnerów, a Marysia czy Kinga znacznie więcej. Mimo to człowiek siedzi i ogląda nie wiadomo po co. Serial leci na antenie Polsatu od poniedziałku do piątku, oglądam go jak mam czas, emitowany o godzinie 18:00.

http://cdn31.se.smcloud.net/t/photos/t/383925/pierwsza-milosc-sabina-blazej-mikser-radek-as_21932840.jpg

# Hells Kitchen
 Program telewizyjny dotyczący gotowania. Jest to zaciekła rywalizacji płci pięknej i brzydkiej o pracę w prestiżowej restauracji Wojciecha Modesta Amaro, którego restauracja otrzymała gwiazdkę Michelin. Zadaniem uczestników jest obsługa gości i wydawanie posiłków, które skrupulatnie wymyślił dla nich szef. Postawa Chefa Amaro nie zawsze mi odpowiada, wydaje mi się, że na siłę próbują zrobić z Amaro, Gordona Ramseya. Średnio im to wychodzi, jednak nie raz dialogi są całkiem śmieszne. Oglądałam wszystkie poprzednie edycje, na kolejne patrzę po prostu z przyzwyczajenia. Oglądam ten program na Polscacie, w każdy wtorek o godzinie 20:05.

http://ocdn.eu/images/pulscms/ZDk7MDQsMCwwLDMwMCwxYjA7MDYsMzMyLDFjYw__/aef7638ee8bc37e2553ff9c4c355ae5d.jpg

 # Top Chef
 Ten program podoba mi się bardziej niż Hells Kitchen. Tu możemy zaobserwować, że nie taki diabeł straszny, a czasem nawet pomocny. Uczestnicy Top Chefa w każdym odcinku gotują potrawy, które muszą spełnić pewne kryteria. Kucharze muszą wykazać się inwencją, kreatywnością, gustem kulinarnym i to wszystko pięknie podać. Mają na to ograniczony czas, a nierzadko dania wydawane są w ostatnim ułamku sekund. Podczas oglądania tego programu, można nauczyć się wielu ciekawych rzeczy, m.in. nowych technik gotowania, całkiem nieznanych produktów i ich nazewnictwa. Dodatkowo można także podpatrzeć to, w jaki sposób danie jest serwowane i podać coś podobnego u siebie w domu. Program oglądam na Polsacie, w każdą środę o godzinie 20:40.

http://s1.redefine.pl/dcs/o2/redefine/redb/5c/5c1106bb2677844c42de585f0690cf09.jpg

# Przyjaciółki
Kolejny serial, który bardzo lubię. Opowiada on o losach 4 przyjaciółek, których dotykają różne życiowe sytuacje. Problemy w małżeństwie, związku, z dziećmi, z pracą zawodową czy nawet z alkoholem. Podczas oglądania tego serialu, niejednokrotnie utożsamiałam się z nimi, a problemy, które ich spotykają, są bardzo realne i często można zaobserwować je w najbliższym otoczeniu. Mimo to, one mając siebie potrafią stawić czoła tym problemom. Miło jest wiedzieć, że ma się osoby, na których można bezwarunkowo polegać. Tego serialowym Przyjaciółkom zazdroszczę.

http://s1.redefine.pl/dcs/o2/redefine/redb/e6/e68011d318d8357981a7544b2f22dbd8.jpg

# Twoja twarz brzmi znajomo
Zapomniałam o tym wspomnieć, aż w komentarzu przypomniała mi o tym Retromoderna. Oczywiście oglądam ten program od pierwszej edycji. Uważam, że jest to najbardziej pożyteczne show, dzięki któremu różne ośrodki, jak domy dziecka czy także fundacje, otrzymują zastrzyk gotówki. Cieszę się także, że nie ma tu głosowania sms, a zwycięzców danego odcinka wybiera jury (w końcu jury, które po coś tam jest!) i inni uczestnicy - bardzo sprawiedliwe zasady. Program leci na Polsacie, w soboty o 22:05.

http://t-eska.cdn.smcloud.net/common/v/c/s/vc2131661vFvh.jpg/ru-0-r-650,0-n-vc2131661vFvh_twoja_twarz_brzmi_znajomo_2015_final.jpg

 Raz na jakiś czas zdarza mi się obejrzeć typowe odmóżdżacze jak np. Trudne sprawy, Dlaczego ja?, Szpital, Szkoła - jednak te pozycje nie są oglądane przeze mnie zbyt często. Czasem człowiek potrzebuje usiąść i po prostu się zresetować i popatrzeć - nawet na patolkę hah. Ostatnio zaobserwowałam emisję nowej tego typu produkcji, która nazywa się Poznaj swoje prawa. Nie oglądałam jeszcze żadnego odcinka w całości, czasem zdarzyło mi się na to spojrzeć przez ułamki sekund, ale z tego co wyczytałam, jest to program podobny do wcześniej wymienionych, tylko dane sytuacje opisywane są przez adwokatów, którzy radzą, jak dana osoba powinna się zachować, jakie środki przedsięwziąć lub czego po prostu nie robić. Myślę, że w porównaniu do Trudnych spraw czy Dlaczego ja?, to może się komuś choć w małym stopniu przydać. Jeżeli jednak nie wierzycie, że prezentowane tam treści mogą być zgodne z rzeczywistością, możecie zasięgnąć porady prawnej w kancelarii http://www.blach-kancelaria.pl/. Wtedy będziecie mieli pewność, że wszystko co zostało powiedziane, ma podstawy prawne.

A Wy jakie produkcje oglądacie przez cały tydzień?
Czytaj dalej

Trójkolorowe paznokcie

Ostatnio w ogóle nie mam czasu na malowanie paznokci, chęci jakoś za bardzo też nie, mimo to postanowiłam coś zmalować. W końcu nie można chodzić tyle czasu z odpryskami. Swoją drogą, coraz częściej zastanawiam się nad hybrydami. Nie chcę kupować sobie całego zestawu, a po prostu raz na jakiś czas wybrać się do kogoś na paznokcie i żeby w końcu pierwszy raz ktoś inny poza mną się nimi zajął. Nie wiem czy ostatecznie się na to zdecyduję, ale raz powinnam - chociażby z ciekawości. Marka Semilac ma tyle pięknych kolorów, które mam okazję oglądać na Waszych blogach, że trudno im się oprzeć. Pora jednak wrócić na ziemię i przedstawić manicure z użyciem zwykłych lakierów. 

Poniższy manicure nie jest jakiś specjalnie udany, chciałam po raz kolejny kropki, ale w nieco innym wydaniu, więc skusiłam się na taki wzór. Nie wyszło najgorzej, ale bardziej od samego "zdobienia" podoba mi się połączenie kolorystyczne. Czarny lakier to Diadem Cosmetics, różowy to lakier The One Long Wear z Oriflame, a brokat to lakier z Avonu o nazwie Stardust w odcieniu Crystalized Pink. 




Przepraszam za zdjęcia robione kalkulatorem, ale na obecną chwilę tylko jego miałam do dyspozycji.

Co tam teraz macie na pazurkach? Jeżeli hybrydki, to jakie odcienie? 

 * * *

W odmętach Internetu znalazłam ciekawą stronę internetową, a jest nią http://www.vimaroffice.pl/. Strona wydała mi się ciekawa i nietypowa, ponieważ po raz pierwszy spotykam się z ofertą wynajmu wirtualnego biura. W ofercie firma ma jeszcze kilka innych, fajnych opcji. Jeżeli myślicie o otwarciu własnej działalności, a szukacie odpowiedniej powierzchni do zajęcia, to dobrze trafiliście. 
Czytaj dalej

Bielenda - cukrowy peeling do ciała o zapachu zmysłowej wiśni

Kiedyś nie lubiłam peelingów, a używałam raczej żeli z peelingującymi dodatkami. Zdzieranie było wtedy przyjemne i nie podrażniało mojej skóry, ale czy było właściwe? Stary naskórek z pewnością nie był zdzierany w 100%, nie wiem nawet czy był zdzierany w połowie. Jakiś czas temu poznałam moc prawdziwego zdzieraka i od tej pory zaopatruję się tylko w takie. Kolejnym, fajnym zdzierakiem jest cukrowy peeling wiśniowy od Bielendy.

Peeling dostałam od koleżanki w prezencie mikołajkowym. Długo zbierałam się do tego, by w końcu zacząć go używać - wszystko za sprawą moich sporych peelingowych zapasów. W końcu jakiś czas temu, przyszła jego kolej, więc mogę Wam już powiedzieć, co o nim myślę. Opakowanie peelingu jest po prostu przeurocze i takie dziewczęce - wydaje mi się, że każdy kto go kupił, został pokuszony w pierwszej kolejności właśnie nim. Produkt jest oczywiście zakręcany, w środku zabezpieczony dodatkowym sreberkiem. Wydobycie możliwe do ostatniego kryształka.

 Konsystencję ma po prostu rewelacyjną. Według mnie jest to dość zbita, jednak idealnie nabierająca się galaretka. Miałam wiele peelingów, ale o tak przyjemnej konsystencji jeszcze żadnego. Zapach jest świetny. W opakowaniu pachnie tak naturalnie, niczym dżem jednak z cierpką nutą, po naniesieniu na ciało, staje się zdecydowanie bardziej słodszy. Utrzymuje się na skórze. Przy pocieraniu wytwarza się delikatna, różowa pianka.


Teraz przejdę do najważniejszego, czyli działania. Mimo parafiny w składzie, wyczuwam delikatną warstewkę jedynie przez chwilkę, co jest w porządku. Peeling nie podrażnia, a dobrze zdziera martwy naskórek - zaklasyfikowałabym go do raczej mocnych zdzierakaów, z uwagi na obecność bardzo wielu kryształków cukru. Mimo, iż producent zaleca użyć po nim masła z tej serii, ja tego nie robię (mimo, że je mam), bo moja skóra jest i tak wystarczająco po nim nawilżona. Wydajność oceniam na średnią, starcza na ok. 6 razy, chyba, że peelingujemy tylko jakąś partię ciała, wtedy na dłużej.


Peeling znajdziemy w kilku wersjach zapachowych. Bardzo chętnie poznam pozostałe dwie, z naciskiem na soczystą malinę. Podsumowując, bardzo polubiłam się z tym peelingiem i przyjemnie mi się go używało, szczególnie dzięki zapachowi i konsystencji. Na minus skład - raczej nie zachwyca, mimo, że jest krótki.

Skóra każdego człowieka ma inne potrzeby i należy je po prostu zidentyfikować i ocenić, jaki peeling będzie dla nas najbardziej odpowiedni. Ja już wiem, że potrzebuję mocniejszych zdzieraków, choć na początku nic na to nie wskazywało. Jeżeli poza identyfikacją skóry, potrzebujesz identyfikacji pojazdów, osób, pracowników czy dokumentów, możesz skorzystać z oferty firmy http://www.autoid.pl/, która zajmuje się dostarczaniem rozwiązań opartych o automatyczną identyfikację.

Znacie peelingi z tej serii? Który jest Waszym ulubionym?

Czytaj dalej

wtorek, 8 września 2015

Garnier UltraDry oraz Invisible - antyperspiranty w kulce

Przez ostatnich kilka miesięcy porzuciłam używanie antyperspirantów w kulce na rzecz dezodorantów, jednak każdy kolejny zakup okazywał się jeszcze większym rozczarowaniem. W związku z tym powróciłam do formy kulkowej i skusiłam się najpierw na antyperspirant Garniel UltraDry (zielony), który ma zapewnić intensywną ochronę, następnie na wersję Invisible (różowa), która ma za zadanie chronić oraz nie pozostawiać żadnych śladów i plam na ubraniach.


Antyperspiranty zamknięte są w plastikowych opakowaniach i kolorystyce dobranej do odpowiedniego wariantu. Kulka podczas używania nie zacina się. Opakowanie uważam za bardzo udane, ponieważ jest dość szerokie, dzięki czemu stabilnie stoi na łazienkowej półce. Postanowiłam zrecenzować oba antyperspiranty na raz, ponieważ według mnie w taki sam sposób oddziałują one na moją skórę.


 Oba mają ładne i przyjemne dla nosa zapachy. Ochrona, którą mi zapewniają jest bardzo zadowalająca, chronią mnie przez cały dzień, czego np. nie mogę powiedzieć o dezodorantach. Nie zostawiają śladów na ubraniach. Używam ich nawet zaraz po depilacji i nie czuję wtedy żadnego dyskomfortu. Dużym plusem jest to, że produkty te są wolne od alkoholu i parabenów, dzięki czemu zapewne nie podrażniają. Największym minusem jest to, że należy czekać, aż wyschną, jednak nie jest to problem przypisany jedynie tym antyperspirantom - dotyczy to wszystkich kosmetyków ochronnych do tych partii ciała, które mają taką formę. Produkty są wydajne, mam je już dość długi czas, więc cena wydaje się być odpowiednia.

Nawiązując trochę do tematyki ochrony... Na dworze robi się coraz zimniej, w związku z tym, wszelkie robactwo lgnie do domu. Mam w oknach siatki, jednak nie zadowalają mnie one w 100%, ponieważ w niektórych miejscach się odklejają. Fajną opcją są moskitiery, które oferuje firma http://www.cels.pl/. Są to specjalne nakładki do okien, przez które nie przemknie się żaden robaczek czy pająk, a ja w końcu poczułabym się komfortowo. Do snu, w moim pokoju nie może być za gorąco, więc śpię przy otwartym oknie, a zabezpieczenie go taką formą ochrony przed robactwem, wydaje się świetną opcją. Macie takie moskitiery? Polecacie?

Znacie antyperspiranty Garniera? Którą formę wolicie: kulka czy dezodorant? 

* * *

Na Fanpage pojawiły się dziś wyniki rozdania, zwycięzcą została Anna Madej.

Czytaj dalej