piątek, 31 sierpnia 2018

3 ulubione letnie stylizacje z second handu

Lubię zachodzić do second handów, bo fajnie jest dorwać jakieś nietuzinkowe ubraniowe perełki za grosze. Zakupy w galeriach też lubię robić, ale wtedy trzeba liczyć się z tym, że będziemy wyglądać podobnie do osób, które spotykamy na co dzień na ulicy. Może nie jestem typem kobiety, która lubi się wyróżniać i zwracać na siebie uwagę, ale nie lubię być też niczyim klonem. Zakupy w second handzie pozwalają ubrać się fajnie i oryginalnie za niewielkie pieniądze. Dziś mam dla Was moje 3 ulubione letnie stylizacje, które kupiłam w lumpeksie.


RÓŻOWA KLASYCZNA SUKIENKA PAPAYA

To był mój majowy zakup. Kosztowała ok. 20 zł, była nawet z metką. Jej stan był idealny, więc nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Dobrze na mnie leżała. Kolor, to taka mieszanka różu i fioletu. Tę sukienkę założyłam na swój Wieczór Panieński. Potem miałam ją na sobie w dzień ślubu - byłam w niej u makijażystki i robiłam w niej ślubną fryzurę. Wybrałam ją dlatego, że ma ona z tyłu złoty zamek, więc bez problemu mogłam ją zdjąć nie naruszając przy tym fryzury i makijażu. Jest ona prosta, klasyczna, ale ma w sobie nutę elegancji dzięki fajnemu materiałowi. Można więc nosić ją na co dzień, ale i na większe wyjście dodając na szyję jakiś większy naszyjnik. PS. Na głowie wianek, który ukręciłam sobie na sesję ślubną plenerową.



LIŚCIASTY KOMBINEZON ATMOSPHERE

Obiecałam sobie, że w tym roku w końcu kupię jakiś kombinezon. W planach miał być on czarny, jednak kiedy podczas jednej z wizyt w sh z odzieżą angielską natknęłam się na ten liściasty kombinezon, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jest to ubranie w kolorze granatowo-biało-żółtym. Zapłaciłam za niego 14 zł. Materiał dość śliski, ale nie gniecie się, co dla mnie jest dużym plusem. Jest to kombinezon na krótki rękaw - taki właśnie lubię najbardziej. Ogólnie jest bardzo wygodny, ma fajny dekolt, ale nie na tyle, by był wulgarny. Zapięć jest sporo, bo jest to zamek (od dołu), następnie metalowe zapięcie (coś na zasadzie haftki) oraz plastikowy guzik, i na samej górze przy dekolcie metalowa napa. Zapina się to szybko, a dzięki tak wielu "zabezpieczeniom" mam ten komfort, że nie myślę, czy coś się nie rozjechało i czy coś nie wystaje. 



CZARNO-BIAŁA SUKIENKA H&M

Uwielbiam tę sukienkę i bardzo często nosiłam ją latem, kiedy było bardzo gorąco. Jest ona delikatnie prześwitująca, dlatego zakładałam ją chodząc po podwórku oraz gdy jechałam nad morze - na plażę była w sam raz na kostium.  Jest ona lekka, bardzo przewiewna. W pasie ma bardzo wąziutki paseczek, którym można się przewiązać i uwydatnić wcięcie w talii. Bardzo dobrze się w niej czułam, a kosztowała jedyne 9 zł.


W mojej okolicy brakuje lumpeksów, w których mogłabym kupić coś naprawdę mega tanio. Co mam dokładnie na myśli? Czasem oglądając posty ze stylizacjami z sh widzę ubrania po 1 czy 2 zł. U mnie niemal wszystkie lumpeksy są z odzieżą już wycenioną, więc ceny są wyższe, ale... Mam dostęp do ubrań zagranicznych marek lub takich, do których mam po prostu daleko. W lumpeksie upolowałam dużo ubrań z H&M, który uwielbiam, ale mam do niego 70 km. Często kupuję ubrania Marks&Spencer, Atmosphere czy New Look i jest mi to na rękę. Te 3 stylizacje kosztowały mnie razem 43 zł - w tej cenie czasem ciężko kupić jedną rzecz, a co dopiero 3.

A Wy lubicie zaglądać do lumpeksów? Udało Wam się upolować kiedyś coś fajnego? Pochwalcie się?
Czytaj dalej

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Oriflame - Giordani Gold Liquid Silk- lekki podkład o jedwabistej formule

Ostatnio podkłady schodziły u mnie powoli, bo wiadomo, jak to jest latem. Wysokie temperatury nie sprzyjają malowaniu się. Tak też było i u mnie. Na większe wyjścia nakładałam podkład zwykły, bądź mineralny. Teraz temperatury zelżały, więc wróciłam do malowania się, trochę już nawet z tęsknoty, bo po prostu lubię to robić. Na co dzień nie maluję się mocno. Preferuję raczej makijaż w stylu "make-up no make-up". By uzyskać naturalny efekt, potrzebne są też odpowiednie produkty. Dlatego dziś chciałabym opowiedzieć Wam o jednym z nich, tj. fajnym podkładzie Oriflame Giordani Gold.


Mieści się on w szklanej buteleczce z mlecznego szkła. Wydobywa się go za pomocą pipety i to jest dla mnie jedyny minus tego podkładu, bo... Ma on bardzo rzadką konsystencję, więc czasem podczas aplikacji na twarz po drodze cała się pochlapię. Na pipecie jest go strasznie dużo. Sama konsystencja w akcji jest rewelacyjna, jedwabista. Pierwszy raz spotykam się z taką przy podkładzie. Gdy pierwszy raz rozsmarowywałam go rękami, to było naprawdę przyjemne uczucie.


Najczęściej jednak robię to gąbeczką, bo świetnie z nią współpracuje. Po nałożeniu na twarz nie zastyga tak szybko, więc mogę go ładnie i równomiernie rozprowadzić we wszystkie zakamarki. Podkład ma bardzo dobre krycie, mimo lekkiej konsystencji. Zakrywa wszelkie zaczerwienienia, których u mnie na twarzy ostatnio sporo. Fajnie ujednolica koloryt skóry i nie tworzy efektu maski. Wygląda bardzo naturalnie, co zresztą widać na poniższych zdjęciach. Skusiłam się na odcień Porcelain i jest on bardzo dobrze do mnie dobrany. Będzie idealny dla osób, których skóra jest delikatnie muśnięta słońcem.


Podkład Giordani Gold Liquid Silk jest bardzo wydajny. Niewielka ilość wystarczy na pokrycie całej twarzy i szyi. Przy ostatnim ochłodzeniu używam go naprawdę często, a ubytek jest niewielki, więc cena ok. 70-80 zł jest dla mnie ok. Kupić go można np. na Iperfumy.pl. Dzięki niemu moja twarz wygląda bardzo ładnie - jest umalowania i pozbawiona nieestetycznie wyglądających zaczerwienień, a przy tym wygląda naturalnie i bardzo świeżo. Taki skromny look bardzo mi teraz odpowiada.

Znacie podkład Giordani Gold Liquid Silk od Oriflame? Lubicie taki naturalny, dzienny makijaż?  
Czytaj dalej

Bielenda - cukrowy peeling do ciała - frangipani i mleczko pszczele

Peelingów do ciała używam systematycznie. Zawsze decyduję się na peelingi cukrowe, ponieważ ich używanie jest dla mnie bardziej komfortowe. Peelingi solne potrafią podrażnić, jeżeli mamy gdzieś na ciele jakąś rankę i towarzyszy temu spory dyskomfort. Marka Bielenda gości u mnie ostatnio bardzo często. Testuję co i rusz jakieś nowości, ale również kupuję produkty, które swoje premiery miały już dawno temu, bo mają u mnie miano "sprawdzone". I tak jest też w przypadku peelingu cukrowego Bielenda z frangipani i mleczkiem pszczelim. Jest to produkt z serii "Twoja pielęgnacja".


Jak widzicie, mieści się on w plastikowej tubie. Plastik jest miękki, dzięki czemu dobrze wydobywa się z niego produkt i tak jest do samego końca. Zamknięcie na "klik" dobrze się tu sprawdza. Peeling można postawić na "głowie", dzięki czemu zawartość zawsze jest przy samym wyjściu. Szata graficzna przykuwa wzrok. Są to odcienie fioletu z połyskującymi, złotymi dodatkami. Zakładam, że kwiaty na opakowaniu, to frangipani. Konsystencja również jest fioletowa. Ma w sobie wiele drobinek cukrowych - małych i dużych. Jest to konkretny zdzierak, więc raczej nie sprawdzi się u wrażliwców. Zapach, to czysta poezja. Słodki, kwiatowy i uwodzicielski.


Peelingu używamy głównie w celu pozbycia się martwego naskórka i w tym przypadku dobrze się on sprawdza. Lubiłam używać go na nogi kilka dni po depilacji, by zapobiec wrastaniu włosów (mam ten problem w niektórych miejscach na nogach, więc muszę na to uważać). Poza tym, skóra dzięki niemu była gładka i miła w dotyku, a do tego ładnie pachniała. Fajne podczas używania było to, że na ciele nie zostawała oleista warstwa, którą wiele peelingów lubi zostawiać. Zawsze irytowała mnie ta tłusta powłoka, więc cieszę się, że tu tego nie ma. Informuje o tym również producent na czele opakowania. 


Produkt ma pojemność 200 g i kosztuje na Iperfumy.pl ok. 17 zł. Według mnie jest to produkt warto swojej ceny. Z tej serii miałam również witaminowy olejek pod prysznic w tym samym wariancie zapachowym. Zapach uwiódł mnie na tyle mocno, że peeling również taki wybrałam. W ofercie jest jeszcze inny wariant zapachowy - z magnolią i jest to seria różowa oraz z bambusem i jest to seria zielona. Każdą równie chętnie wypróbuję w przyszłości.

Znacie produkty z serii "Twoja pielęgnacja" z Bielendy? Mieliście okazję używać produktów z linii frangipani, magnoliowej czy bambusowej?

Czytaj dalej

piątek, 24 sierpnia 2018

Urządzenia do domowej pielęgnacji - Foreo

Z każdym dniem starzejemy się i jest to niepodważalny fakt. Pielęgnacja naszej skóry jest więc niezwykle istotna, bo mimo, iż nie zatrzymamy nią upływającego czasu, to skutecznie będziemy mogli go oszukać. Wygląd naszej skóry może zdradzić wiek, dlatego odpowiednie dbanie o nią to nasz obowiązek. Najlepiej byłoby udać się do kosmetyczki czy innej specjalistki, która odpowiednio by się nami zajęła, ale prawda jest taka, że mało kto ma czas, by systematycznie tam uczęszczać. Dlatego fajnie zaopatrzyć się w urządzenia, które mogą pomóc nam zadbać o skórę twarzy bez wychodzenia w domu. Od jakiegoś czasu bacznie przyglądam się produktom marki Foreo. Ich wygląd oraz opinie używających go kobiet zachęcają do wypróbowania. Dziś biorę na tapetę 3 urządzenia tej marki.


FOREO IRIS

Skóra wokół oczu wymaga szczególnej opieki. Jest delikatna i pięć razy cieńsza, niż reszta skóry twarzy. Okolice oczu bardzo szybko nas zdradzają. Mogą ukazać nasze zmęczenie, które potęgują cienie i worki pod oczami. Masażer okolic oczu FOREO Iris sprawi, że ten problem zniknie na zawsze. Urządzenie jest oparte na unikalnej technologii, dzięki której skutecznie pozbędziesz się widocznych oznak starzenia i zmęczenia. Posiada 2 tryby, aby wyjść naprzeciw upodobaniom i oczekiwaniom każdej kobiety: Tryb Pure odtwarza masaż manualny i jest delikatny, ale zdecydowanie efektywniejszy  niż masaż wykonywany opuszkami palców  - stanowi idealne rozwiązanie dla skóry, która pokazuje pierwsze ślady starzenia.  Tryb Spa odtwarza profesjonalny zabieg pielęgnacyjny łącząc punktowe stymulowanie skóry z delikatnymi pulsacjami, przez co jest odpowiedni dla skóry z widocznymi oznakami starzenia.

FOREO LUNA PLAY PLUS

Elektryczna szczoteczka oczyszczająca FOREO Luna Play Plus doskonale usunie ze skóry twarzy zanieczyszczenia, sebum i obumarłe komórki skóry. Jej specjalizacja, to głębokie oczyszczenie porów, delikatny masaż twarzy, sprawienie, by skóra była gładka i świeża oraz usuwanie pozostałości po makijażu.

FOREO UFO

Jest to (chyba) najnowsza szczotka soniczna marki Foreo. Wygląda bardzo nietuzinkowo, a dzięki temu złotemu dodatkowi na czele, faktycznie przypomina UFO. Urządzenie to reprezentuje najbardziej wyrafinowaną inteligentną maseczkę na świecie. Funkcje termoterapii i krioterapii z pulsacją T-sonic przyspieszają i maksymalizują wchłanianie składników odżywczych z maseczki bezpośrednio w skórę. Szerokie spektrum terapii światłem RGB LED wspomaga proces odmłodzenia skóry i pozostawia twarz rozświetloną. Dba o skórę w sposób niepowtarzalny i regeneruje ją dogłębnie w ciągu zaledwie 90 sekund!

Każdą z tych szczotek możecie kupić na Iperfumy.pl. Dostępne są tam one w wielu różnych wariantach kolorystycznych. Ceny są bardzo zachęcające, szczególnie jeżeli chodzi o UFO, ponieważ jest tańsza o kilkadziesiąt złotych, niż w innych sklepach.

Mieliście okazję używać szczotek sonicznych Foreo?
Czytaj dalej

I Love Cosmetics - żel pod prysznic, masło do ciała oraz Quiz Cosmetics - krem do rąk.

Ostatnio pojawiło się u mnie tyle nowości, a czasu tak mało, by to wszystko Wam pokazać. Jednak powoli się ogarniam i wracam na dobre tory. Mam nadzieję, że systematyczność wejdzie mi w krew. Dziś mam dla Was recenzję trzech produktów do ciała. Pierwsze dwa produkty, to żel pod prysznic o zapachu różowych pianek oraz cytrynowe masło do ciała I love Cosmetics. Trzecim produktem jest krem do rąk dawno niewidzianej przeze mnie marki Quiz Cosmetics. Jeżeli jesteście ciekawi, jak się u mnie sprawdziły te kosmetyki z Drogerii Jasmin, to zapraszam Was do poniższych opisów. 


I LOVE... ŻEL POD PRYSZNIC O ZAPACHU RÓŻOWYCH PIANEK

Żele pod prysznic, to produkty, które zużywają się u mnie najszybciej z wiadomych względów. W tej kategorii mam swoje ulubione żele, ale to i tak nie powstrzymuje mnie przed testowaniem kolejnych. Na rynek wychodzą coraz to ciekawsze warianty zapachowe, obok których nie sposób przejść obojętnie. I takim produktem jest właśnie żel I love... Przyciąga już sam kolor i szata graficzna. Żel mieści się w plastikowym opakowaniu z zamknięciem na "klik". Opakowanie jest przezroczyste i dzięki temu widać piękny, różowy kolor żelu. Sama naklejka również jest urocza - jest na niej dużo serduszek i wiele ładnych czcionek. Konsystencja dość gęsta, jak na żel, kremowa. Zapach... Uderza w nos piękną wonią od razu po otwarciu. Jest naprawdę piękny, bardzo słodki - taki, jak lubię. Utrzymuje się na ciele przez jakiś czas. Jednak sam moment mycia i unoszący się słodki aromat jest jak aromaterapia. Pieni się bardzo dobrze (do kąpieli używam myjki), opakowanie jest duże, bo ma 500 ml, a przy tym niebywale wydajne. Żel nie wysusza skóry, mimo że ma SLS w składzie. Używa mi się go naprawdę przyjemnie i bardzo chętnie poznałabym inne warianty, bo jest ich ogrom!


I LOVE... CYTRYNOWE MASŁO DO CIAŁA

Firma I love... nieodłącznie kojarzy mi się z pięknie pachnącymi i kolorowymi produktami, które robią na mnie wrażenie już samym wyglądem. Sami powiedzcie, jest na czym oko zawiesić, prawda? Tym razem na tapecie... smarowidło do ciała. Jest nim masło do ciała Lemon sorbet. Grafika na tym opakowaniu jest identyczna, jak przy żelu. Zmieniony tu został jedynie kolor (i oczywiście nazwa). W zasadzie to fajna opcja, bo już po samej szacie graficznej można rozpoznać markę. Dół masła przezroczysty i podobnie, jak przy żelu, widać od razu kolor masełka. A jest on, jak można się domyślić, cytrynowy, tak jak sama nazwa wskazuje. Masło, jak widzicie na poniższym zdjęciu, jest zbite na tyle, że nie wylewa się z opakowania, nawet gdy trzymam je do góry nogami, jednak na tyle miękkie, że wydobycie go z opakowania, to istna poezja. Pod wpływem ciepła rąk masełko wręcz przylepia się do palców. Dobrze się rozsmarowuje, nie jest tłuste czy klejące. Zapach nie jest według mnie do końca cytrynowy. Ja określiłabym go mianem "ciasteczkowego". Brakuje mu tej świeżości czy nutki orzeźwienia. Dość szybko wchłania się w skórę ciała i pozostawia delikatną powłoczkę. Dzięki masełku skóra jest nawilżona, wyraźnie odżywiona i wygląda na zadbaną. Bardzo lubię je stosować przede wszystkim na nogi, ponieważ przy letniej depilacji bywają one podrażnione, a wszelkie kąpiele, czy to w basenie, jeziorze czy nad morzem dodatkowo ją wysuszają. Odkąd używam tego masełka, ten problem już mnie nie dotyczy.


QUIZ COSMETICS - KREM DO RĄK Z MASŁEM SHEA O ZAPACHU BIAŁA HERBATA

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem, a miało to miejsce 5 lat temu, marka Quiz Cosmetics była wtedy bardzo popularna. Często można było spotkać je na blogach. Były to kosmetyki niedrogie o średniej jakości. Była to również tylko kolorówka. Dlatego dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że marka jeszcze działa i wypuściła linię pielęgnacyjną o naprawdę ładnych opakowaniach. Mój krem do rąk jest różowy z roślinką na czele. Wygląda po prostu ładnie i schludnie. Zamknięcie w postaci czarnej zakrętki nie sprawia żadnych problemów podczas użytkowania, choć nie ukrywam, że wolę zamknięcia na "klik". Konsystencja lekka, kremowa, biała o bardzo ładnym i wyrazistym zapachu. Raczej nie domyśliłabym się, że to zapach białej herbaty, ale nie jestem rozczarowana, bo woń zastana podoba mi się bardziej. Jest to krem perfumowany dlatego woń jest taka wyrazista i długo utrzymuje się na dłoniach. Ogólnie nie mam problemu z suchością dłoni, kremów używam sporadycznie. Latem częściej, bo wspomnianych już przy balsamie kąpieli w basenie czy nad morzem skóra się wysuszała. Kremikowi nie mam nic do zarzucenia - fajnie nawilża, choć nie na wysokim poziomie, jednak dla mnie zadowalającym. Nie mam pojęcia, jak sprawdziłby się u osób bardziej wymagających - wierzę, że dobrze.


Dzięki Drogeriom Jasmin udało mi się poznać 3 nowe kosmetyki, które jak mogliście przeczytać, fajnie się u mnie sprawdziły. Najbardziej jestem zauroczona żelem pod prysznic i chciałabym poznać zdecydowanie więcej wariantów! 

A Wy znacie kosmetyki I love... lub Quiz Cosmetics?

Czytaj dalej

czwartek, 23 sierpnia 2018

Wielki haul zakupowy z Gamiss - ubrania i dodatki

W końcu dotarło moje zamówienie z Gamiss. Oczywiście te zakupy, na które najbardziej czekamy, zazwyczaj najdłużej do nas "idą". Tak było i tym razem. To zamówienie złożyłam dużo wcześniej, niż te, które już od dawna u mnie są. Ale nie ma co narzekać, najważniejsze, że w końcu dotarło w całości i mogę się cieszyć tymi świetnymi rzeczami. Moje zamówienie zawsze składa się praktycznie z gadżetów. Po dwóch wcześniejszych nieudanych zamówieniach ubraniowych, zrezygnowałam na jakiś czas z ich kupowania. Teraz wpadło mi kilka fajnych wdzianek w oko, więc postanowiłam zaryzykować i takim oto sposobem dotarły do mnie:


SUKIENKA-SWETER Z RÓŻANYM HAFTEM

Kiedy dodawałam do koszyka tę sukienkę to myślałam, że to bluza. Przy moim wzroście, to można ją zakładać zarówno do spodni, jak i do legginsów. Do rajstop nie odważyłabym się, bo byłaby to zdecydowanie za krótka propozycja. Jest to mój najlepszy zakup z całego zamówienia. Bluza świetnie leży, ma ładny, melanżowy kolor. Po prawej stronie ma piękny i duży haft. Jest on bardzo solidnie i precyzyjnie wykonany i to zasługuje na dużą pochwałę. Jak widzicie, trochę brzydko się ułożyła ta sukienka, bo wzięłam za duży rozmiar i musiałam ją z tyłu związać gumką, by nie wyglądać, jak w worku. Dobrze mieć jednak w domu krawcową, ponieważ mama mi ją zwęzi. Na ten moment w sprzedaży został tylko jeden rozmiar, ten największy.


BLUZKA MELANŻOWA Z KORONKOWYMI WSTAWKAMI

Bardzo lubię melanżowe ubrania i wcale nie jest trudno to dostrzec. Skusiłam się na tę bluzkę, bo wydała mi się po prostu ładna. Na ramionach ma ładne koronkowe wstawki, z kolei na dekolcie przecięcia. Niestety na zdjęciu tego nie widać, więc zapraszam Was do zajrzenia na stronę producenta, gdzie wyżej podlinkowałam do tej rzeczy. Oczywiście tu też musiałam wziąć za duży rozmiar - jeszcze nie przyzwyczaiłam się chyba do spadku swojej wagi i rozmiarów. Tu również związałam ją z tyłu. Kupując tę bluzkę nie zauważyłam, że na dole jest ona mocno rozszerzana. Ten krój niestety mnie poszerza, więc również pójdzie do przeróbki. Ostatecznie bardzo polubiłam tę bluzkę. Ogólnie fajnie leży i jest przyjemna w dotyku.

CIEPŁA, DŁUGA BLUZA Z KAPTUREM

Jest to jedyna rzecz z tego zamówienia, która jest dla mnie idealna rozmiarowo. Jest bardzo ciepła, zapinana na zamek. Ma również kaptur. Jest długa, więc idealna na zimę czy jesień. Obawiałam się, że zaczną się robić na niej "kluchy" i niestety się nie pomyliłam. Po 2 założeniach jest ich już sporo na rękawach - zazwyczaj robią się w miejscach, w których ociera się materiałem o materiał. Trochę mnie to rozczarowało. Nie kupiłam jej jednak na wielkie wyjścia, w końcu to tylko bluza. W domu ten mankament mi nie przeszkadza. 

GRANATOWA BLUZKA Z GUZICZKAMI I WSTAWKAMI FLORAL

Bardzo dobrze czuję się w granatowym kolorze i podobno ładnie mi w nim. Motywy kwiatowe są mi także bardzo bliskie, więc nie wahałam się dodając tę bluzkę do koszka. Jest bardzo ładnie wykonana. Mimo, że jest trochę za duża, to ładnie się układa i tu nie trzeba będzie jej zwężać. Jest dość długa, co mnie pozytywnie zaskoczyło.


GRANATOWA SUKIENKA Z DŁUGIM PASKIEM

Ten zakup jest dla mnie totalnym niewypałem. Sukienka jest dla mnie dobra na styk w biuście, z kolei niżej jest tak szeroka, że... Zdecydowanie lepiej będzie leżała na kobiecie, która ma duże biodra. Ja do takich się nie zaliczam, bo jak widzicie, ja prawie wcale ich nie mam. Musiałam ją z tyłu związać, żeby jakoś to wyglądało. Materiał jest przyjemny, ale bardzo się elektryzuje i mocno przykleja do ciała. Po zdjęciu jej, włosy stają dęba. Poza tym, na stronie producenta wyglądała na krótszą. Przy moim wzroście (blisko 180 cm) jest za kolano, co mnie zdziwiło. W zestawie jest również pasek. Ogólnie nie jestem z niej zadowolona. To elektryzowanie mnie dobija i myślę, że przekażę ją komuś dalej. W sprzedaży jest w kilku innych kolorach.

MELANŻOWA BLUZKA ZE SKÓRZANYMI WSTAWKAMI

Wybaczcie, ale tu się trochę zapomniałam. Największa ozdoba tej bluzki jest przykryta moimi włosami. Jeżeli chcielibyście przyjrzeć się jej bliżej, to odsyłam na stronę producenta. Ogólnie bluzka ma ciemniejszy odcień, niż ta koronkowa. Dekolt jest wykonany z imitacji skórki. Są tam powycinane różne trójkąty. Dziwnie się to układa. Sam materiał jest bardzo delikatny, więc myślę, że po jakimś czacie te otwory się po prostu porozrywają.


JEANSY Z DZIURAMI
To jest najdroższy zakup z mojego zamówienia i zarazem jest również moim największym rozczarowaniem. W tabeli rozmiarów widniała tylko długość. Pomyślałam, że wezmę najdłuższe, bo przy moim wzroście, to ciężko znaleźć odpowiednio długie spodnie. No i to był mój błąd. Spodnie które przyszły spokojnie zmieściłyby się na osobę noszącą rozmiar 50-54. Już po rozłożeniu wiedziałam, że są to wielgachne spodnie, ale dla funu przymierzyłam je. Nie pomyliłam się. Do tych spodni spokojnie mógłby jeszcze ktoś wejść. Nie powiem, szkoda mi ich, bo są rewelacyjne jakościowo. Wykonane są z grubego jeansu. Widać, że są solidne. Może znajdą nowego właściciela. Wystawię je gdzieś, może znajdzie się na nie amator.

LAMPIONY LED - ANANASY W KOLORZE ROSE GOLD

Jak wicie, jestem wielką fanką wszelkiego rodzaju światełek. Mam ich w domu naprawdę wiele i bardzo lubię posiłkować się nimi, kiedy robię sesję produktów na bloga. Ananasy, to iście letni wzór, więc już nie mogę się doczekać, aż nadejdzie lato i wkomponuję je do swoich kompozycji zdjęciowych. Ananasów jest 10 i zasilane są bateriami AA - czyli zwykłymi paluszkami. Planuję również zmienić główne oświetlenie w pokoju, bo moja lampa wieczorem daje za mało światła. Najbardziej kusi mnie oświetlenie ledowe i takie ledowe zestawy można kupić w sklepie progrower.eu/pl. Poważnie rozważę zakup takich ledowych żarówek, bo dają bardzo fajne, dobrze rozproszone światło.

Jest to mój pierwszy haul, w którym się Wam pokazuję. Po złożeniu ubraniowego zamówienia kupiłam z tej okazji lustro, by móc Wam prezentować te rzeczy na sobie. Mam nadzieję, że nie wyszło mi to najgorzej. Ogólnie nie trafiłam rozmiarowo z tymi ubraniami. Wszystko (poza bluzą) musiałam z tyłu związać gumką, by jakoś to wyglądało. Mimo, że większość pójdzie do zwężenia, to cieszę się z tych zakupów, bo są to dobre jakościowo ubrania i niebawem będę mogła śmiało w nich chodzić.

Czy coś z mojego zamówienia wpadło Wam w oko? Kupujecie w sklepie Gamiss?
Czytaj dalej

Prezenty dla przyszłej Panny Młodej

Każdy ślub i wesele jest poprzedzony innym przyjemnym wydarzeniem, jakim jest wieczór Panieński czy Kawalerski. Zazwyczaj jego organizacją zajmuje się świadkowa. Ja miałam swój wieczór Panieński ok. 2 tygodnie przed ślubem. Wspólnie z dziewczynami spędziłam weekend w domku nad jeziorem. Było naprawdę super - na spokojnie i w kameralnym gronie, tak jak lubię. Moja świadkowa pomyślała o moim komforcie pod tym względem w każdym calu. Nie obyło się również bez prezentów, które w moim odczuciu i tak były już zbędne, bo samo przygotowanie takiego wieczoru w takim miejscu było już niezwykle kosztowne. Mimo to, prezent dostałam, który bardzo mnie ucieszył! Ten dzień zainspirował mnie do stworzenia tego wpisu.


DZIEŃ/WEEKEND W FAJNYM MIEJSCU

Rzeczy materialne są fajne, jeżeli trafiają w gust osób obdarowywanej, ale prawda jest taka, że to ludzie i miejsca zapadają w pamięć na całe życie. Urządzenie Wieczoru Panieńskiego w jakimś fajnym miejscu, albo wypad do jakiegoś miejsca podczas jego trwania, to fajna opcja. Spodobał mi się pomysł z wyjściem do Escapee Roomu, z kolei mój mąż na swoim kawalerskim pojechał na painball laserowy. Ja, jak już wspomniałam, byłam nad jeziorem z najbliższymi koleżankami i było naprawdę ekstra. Niektóre osoby decydują się na wyjście do SPA, by Panna Młoda mogła się zrelaksować przed ślubem. Jeszcze inni wybierają rejsy statkiem, a kolejna grupa szaleje w dyskotece - dla każdego, coś fajnego!


KARTA PODARUNKOWA DO ULUBIONEGO SKLEPU PANNY MŁODEJ

Bardzo lubię dostawać karty podarunkowe do sklepów, do których najczęściej uczęszczam, bo mogę kupić coś, co w 100% będzie na mnie pasowało i będzie mi się podobało, a tym samym osoba, która go wręcza doznaje uczucia ulgi, że kupi nietrafiony prezent. Jeżeli znasz upodobania przyszłej Panny Młodej, to możesz taki bon jej podarować. Mnie moje koleżanki totalnie zaskoczyły i wręczyły mi m.in. bon podarunkowy do sklepu fotograficznego. Cudowny pomysł! Jeżeli Twoja koleżanka interesuje się jednak kosmetykami, może to być karta do jakiejś drogerii, np. Iperfumy.pl. Jeśli jej pasją jest moda - karta podarunkowa do jakiegoś sklepu z ubraniami powinna spełnić swoją rolę.


RZECZY MATERIALNE - PERFUMY, ŚWIECE, KOSMETYKI

Prezent dla Panny Młodej mogą stanowić również rzeczy materialne. Jeżeli znasz zapachy, które uwielbia Twoja przyjaciółka, to zakup perfum, którymi mogłaby się popsikać w ten wyjątkowy dzień wydaje się być fajną opcją. Przeglądając różnego rodzaju zapachy trafiłam na flakonik Ariany Grande - czy nie jest kozacki? Sama nazwa już rozwala słodyczą, bo to Sweet Like Candy. Równie ciekawym pomysłem jest dla mnie zakup świecy - najlepiej dużego słoja, by wyglądało to dostojnie. Znam świece Yankee Candle, dlatego to one wydają mi się najlepszą propozycją. Zapachu Rainbow Cookie nie miałam, ale już sama naklejka kusi. Jeżeli przyszła Panna Młoda interesuje się kosmetykami, tj. wykonuje makijaże, maluje paznokcie, to fajnie byłoby wręczyć jej np. palety do makijażu albo lakiery hybrydowe. Ja mam najwięcej palet marki Makeup Revolution, więc je również polecam, szczególnie dlatego, że to porządne kosmetyki w dość niskich cenach.


Ja swój wieczór wspominam naprawdę bardzo miło! Dostałam masę pięknych prezentów - rzeczowych, jak i tych bardziej sentymentalnych. Dostałam dużą ramkę ze zdjęciami koleżanek, na których trzymały kartki z życzeniami dla mnie. To był wzruszający prezent, bo był dla mnie dowodem dużego zaangażowania! Jakby tego było mało, dostałam wspomniany wcześniej bon podarunkowy do sklepu fotograficznego, słodkości, biżuterię, świecę i przede wszystkim najwspanialszą z możliwych imprezę z przepysznym tortem i przekąskami. Ten dzień, jak i cały weekend zapadnie w mojej pamięci na bardzo długo, a ramka cieszy moje oko do dziś.

A Wy z jakiego prezentu ucieszyłybyście się najbardziej?

Czytaj dalej

środa, 22 sierpnia 2018

Zapachy idealne dla Pana Młodego

Ładny zapach roztaczający się wokół przechodzącego mężczyzny wywołuje u mnie dreszcze, szczególnie, kiedy tym mężczyzną jest mój mąż. Gdy użyje jakiegoś zapachu, który bardzo trafia w mój gust staję się największym na świecie przytulasem i... on to wie i wykorzystuje :) W dniu ślubu mieliśmy styczność z masą ludzi, chociażby pod kościołem, gdy składali nam życzenia. Użycie ładnego zapachu wydaje się być koniecznością, bo... Po prostu milej jest podejść do kogoś, kto pięknie pachnie. Mam 3 propozycje zapachów dla Pana Młodego, które u mnie wywołują miłe odczucia.


VERSACE POUR HOME

Ten zapach wiedzie u mnie prym, jeżeli chodzi o męskie wonie. Kupiłam go mężowi, kupiłam również tacie - po prostu go uwielbiam. Ma ładną, klasyczną butelkę i kolor. Perfumy Versace z początku otwierają się ciepłymi, egzotycznymi tonami bergamoty i nerolu. Pulsujące tony karaibskiej cytryny wraz z liśćmi i kwiatami gorzkiej pomarańczy przypominają zapach śródziemnomorskich owoców. Kwiatowe serce zapachu Versace Pour Homme łączy zieloną szałwię z bogatymi i aromatycznymi kwiatami hiacyntu oraz pelargonii. Zapach pomysłowo dopełnia męska podstawa, w której skrywają się tajemnicze drzewne tony, cedr, ambra, fasola tonka i piżmo.

PACO RABANNE 1 MILLION

Ten zapach sprezentowałam na święta mojemu bratu. Głównie dlatego, że ten zapach był w centrum jego zainteresowania już od dawna i takim oto sposobem go poznałam. Zajmuje u mnie drugie miejsce. Perfumy wzbogacone o pachnące esencje grejpfruta, czerwonej pomarańczy oraz odświeżającej mięty. W połowie, pojawia się w samym środku skrzyżowania, znajduje tutaj kompozycje zapachu róż, cynamonu oraz białej skóry. Esencje te, przebudzają w nim wdzięk i pomysłowość. Na końcu  tej podroży, zostanie owinięty zapachami paczuli, ambry oraz białych drzew.

AQUA DI GIO GIORGIO ARMANI

Tego zapachu nie ma nikt z moich bliskich, ale miałam okazję powąchać go u znajomych. Zapach jest naprawdę piękny i składa się na niego bardzo dużo składników. Nutami głowy są: cytryna, limonka, bergamotka, jaśmin, pomarańcza, neroli, aromat mandarynkowo-pomarańczowy. Nuty serca to: cyklamen, brzoskwinia, rozmaryn, hiacynt, kolendra, nuty morskie, frezja, jaśmin, rezeda, róża, calon, gałka muszkatołowa. Z kolei podstawa, to cedr, porosty, jaśmin, białe piżmo, paczuli.

Każdy z tych zapachów można kupić na Iperfumy.pl.

Macie jakiś ulubiony męski zapach?
Czytaj dalej

Idealne zapachy dla Panny Młodej

Dzień, w którym kobieta zakłada piękną białą suknie i ślubuje miłość i wierność swojemu partnerowi do końca życia, to wzniosła i wyjątkowa chwila dla obu stron. Panny Młode szaleją, próbują zaplanować ślub co do minuty i najmniejszego szczegóły, by było idealnie i jak z bajki. Ten dzień niewątpliwie potrzebuje pięknej oprawy na każdej płaszczyźnie Oddajemy się tego dnia w ręce fryzjerów i makijażystów licząc, że zrobią z nas bóstwa. Kropką nad "i" jest według mnie zapach perfum, jakimi planujemy się zrosić. Przygotowałam z tą myślą listę. Są to perfumy dla Panny Młodej.



VERSACE BRIGHT CRYSTAL

Bardzo często pokazuję ten zapach u siebie, bo to jeden z moich ulubionych. Dzięki internetowej drogerii Iperfumy.pl poznaję bardzo dużo fajnych i luksusowych zapachów w bardzo przystępnych cenach. Takim właśnie sposobem poznałam Bright Crystal. Zapach jest kwiatowy i lekki ze słodką nutą, idealny na każdą okazję. Nuty zapachowe: piwonia, kwiat lotosu, magnolia, jabłko, piżmo, ambra.

ESCADA ESPECIALLY 

Escada Especially, to luksusowy kwiatowy zapach wzbogacony akcentami owoców. Ta toaletowa woda doskonale nadaje się do noszenia wiosną i latem. Especially to perfumy słodkie i delikatne, jak bułgarska róża tworząca serce perfum. Zbytnia słodkość doskonale równoważona jest przez owocowe tony gruszki i hibiskusa, dzięki którym zapach Especially jest przyjemnie świeży i wyjątkowy. Radosnego uczucia wiosennego optymizmu dodają tej kompozycji kolejne akordy kwiatów, przede wszystkim ylang-ylang.

MARC JACOBS DAISY

Ten zapach jest u mnie drugi w kolejności, zaraz po Versace. Już samo opakowanie kupuje mnie w całości. Zapach utwierdza w przekonaniu, że to po prostu ładny zapach. Te perfumy były moimi ślubnymi. Weselnych wydatków jest bez liku, dlatego nie kupiłam Versace, gdy Jacobsa miałam jeszcze tak dużo. Moimi dodatkami w dniu ślubu były kolczyki i właśnie ten zapach. Nutą głowy jest słodka i orzeźwiająca – łączą się w niej delikatne maliny, grejpfrut, gruszka i lekkie zielone akordy. Po chwili przechodzi ona w eleganckie, kwiatowe serce, w którym poczujesz zmysłowy jaśmin, dziką różę, fiołek, subtelny kwiat jabłoni i soczyste liczi. Bazę kompozycji zapachowej spaja zmysłowe piżmo, aromatyczne śliwki i rozgrzewające drzewo cedrowe.

A Wy na jaki zapach zdecydowałyście się lub zdecydujecie się w dzień swojego ślubu?


Czytaj dalej

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Hean Luxury - mix produktów do ust

Marka Hean jest mi stosunkowo obca, ponieważ kupić można ją w Drogeriach Natura, a ja bardzo rzadko tam bywam, dlatego ucieszyłam się, że mogę przetestować kilka nowości tejże marki. W tej gromadce znalazły się zarówno kosmetyki pielęgnacyjne do ust, jak i te, które nadają im kolor. Jeżeli jesteście ciekawi, jak sprawdził się u mnie peeling i eliksir do ust, a także matowa oraz metaliczna pomadka to zapraszam na wpis.


Wydaje mi się zasadne to, że zacznę od recenzji produktów pielęgnacyjnych, bo by nasze usta prezentowały się ładnie z kolorową pomadką na nich, najpierw musimy o nie zadbać. Dlatego w pierwszej kolejności opiszę Wam dwa produkty z serii Hean Luxury, tj. peeling do ust i eliksir do ust. Najpierw zacznę od cech wspólnych i do nich niewątpliwie zalicza się wygląd. Oba produkty mieszczą się w kartonikach - peeling w czarnym, a eliksir w białym. Kartoniki są solidnie opisane (w 2 językach), widnieje na niż dużo treści. Po wyjęciu widzimy takie same opakowania - szklane słoiczki z plastikowymi, czarnymi zakrętkami. Tu brakuje mi trochę konsekwencji. Skoro opakowanie eliksiru (kartonik) jest białe, to wydaje mi się, że zakrętka powinna również taka być. Wtedy po wyjęciu z opakowań szybciej można by je odróżnić. Kolejnym punktem wspólnym jest tu cena. Oba produkty kosztują niecałe 15 zł.


HEAN LUXURY - SUGAR LIP PEELING - CUKROWY PEELING DO UST

Na zdjęciu ciężko dostrzec to, jak wygląda konsystencja, bo jej jasny odcień zlał się ze zdjęciem, jednak postaram się ją opisać. Jest ona niewątpliwie gęsta, bardzo zbita, o czym świadczy to, że została nalana z tak zwaną "górką" i nie spływa po bokach by się wyrównać. Nie jest to mocny zdzierak - określiłabym go raczej, jako średni. Drobinek cukru jest w nim stosunkowo niedużo, ale są one dość sporych rozmiarów, dzięki czemu świetnie radzą sobie z wygładzeniem ust i pozbyciem się suchych skórek. Po ślubie moje usta (jak i cała skóra twarzy) nie były w dobrej formie. Kilka próbnych makijaży ślubnych, potem kolejne makijaże na wesela znajomych sprawiły, że moja skóra twarzy, jak i usta były po prostu wysuszone i pełne odstających skórek. Dzięki temu peelingowi doprowadziłam je do ładu i to w bardzo szybkim czasie. Zapach produktu jest delikatny i słodki, co tylko uprzyjemnia używanie. Jestem z niego bardzo zadowolona!


HEAN LUXURY - LIP ELIXIR - ELIKSIR DO UST

Ustom przesuszonym potrzebna jest solidna dawka nawilżenia i taką zagwarantował mi właśnie  eliksir do ust Hean. Niech nie zwiedzie Was jego niepozorny i skromny wygląd. W tym  małym opakowaniu (6g) kryje się naprawdę fajny produkt. Jego konsystencja jest zwarta i zbita, ale w kontakcie ze skórą (w tym przypadku opuszkiem) i jego temperaturą rewelacyjnie się roztapia, a co za tym idzie łatwo nanosi na usta. Od paru tygodni mam krótkie paznokcie, jak nigdy, więc aplikacja obu produktów z serii serii do ust nie stanowi dla mnie problemu. Gdy paznokcie podrosną myślę, że pomocna okaże się tu  pałeczka kosmetyczna. Sama aplikacja nie jest zbyt higieniczna, ale produkty tego typu najczęściej można kupić właśnie w takiej formie. W przypadku eliksiru zapach jest nieco bardziej intensywny, ale inny. Jest słodki, ale i zarazem lekko orzeźwiający. Wydaje mi się, jakby był kwiatowo-owocowy. Szkoda, że producent nie określił tej woni na opakowaniu, bo jest naprawdę interesująca. Produkt ma za zadanie wygładzić nasze usta dzięki lipidom lanoliny, a także nawilżyć je przy pomocy oleju z nasion Meadowfoam oraz zregenerować dzięki masłu Shea. Na opakowaniu czy słoiczku nie mogę znaleźć składu, by to zweryfikować, ale wierzę, że tak jest, bo... Już po pierwszej aplikacji usta zyskują na wyglądzie. Są takie mięciutkie, delikatne i przyjemne w dotyku. Nie brakuje im też nawilżenia. W ogólnej ocenie jestem zauroczona tym duetem.


HEAN LUXURY - GLAM METAL MOUSSE LIPSTICK - METALICZNA POMADKA-MUS

Metaliczne wykończenie na ustach nie należy do moich ulubionych. Zdecydowanie jestem fanką wszelkiego rodzaju matów czy naturalnego wykończenia z bardzo delikatnym błyskiem. Do tej pory nie udało mi się trafić na jakąkolwiek metaliczną pomadką, która by mi się spodobała i w której wyglądałabym w miarę ok. Nie wiem, może nie wyglądam w nich jakoś tragicznie, ale jeżeli ciągle widzę się w matach i raz na sto lat naniosę jakiś odcień metaliczny, to chyba przez to wygląda to dziwnie, bo nie jestem do takiego wykończenia przyzwyczajona. Tak było i tym razem. Trafiłam na odcień 502 Russet. Jest to w moim odczuciu metaliczny brąz z domieszką rose gold i brudnego różu. Sam kolor w sobie jest bardzo ładny i nie mogę mu nic zarzucić, ale nie podoba mi się, jak w nim wyglądam. Konsystencja jest bardzo lekka, śliska i świetnie pokrywa usta już za pierwszym razem. Daje naprawdę ekstra błysk, co widać zresztą na zdjęciu. Po czacie zastyga, więc jest trwalsza, niż się wydaje. W całej gamie produktów z tej serii jest 8 odcieni - są to brązy, beże, ale również róże i fiolety.


HEAN LUXURY - MATOWA POMADKA W SZTYFCIE

Na koniec zostawiłam sobie matową pomadkę w sztyfcie. Takich produktów w mojej kolorówce jest najwięcej, ponieważ uwielbiam wszystko co matowe na ustach. W czerwieniach można mnie zobaczyć bardzo rzadko, natomiast w odcieniach bordo już znacznie częściej, dlatego cieszę się, że trafiłam na pomadkę 710 Burgundy. Jest to ciemny, burgundow odcień i tu już niczego nie trzeba dodawać. Burgund w czystej postaci! Warto pochwalić tu opakowanie. Jest bardzo eleganckie. Czerń i złoto to zawsze dobre połączenie. Na plus również zatyczka. Jak widzicie na powyższym zdjęciu, ma ona magnesy, które nie pozwolą otworzyć się pomadce, np. w torebce. Uwielbiam takie rozwiązania w pomadkach. Sama jej konsystencja jest dość tępa i z początku ciężko nanosiło się ją na ustach - z czasem się jednak przyzwyczaiłam, bo mimo to, krycie ma naprawdę niesamowite. Zapach delikatny i przyjemny. Nie zauważyłam, by w nadmiernym stopniu wysuszała usta. Jest dość trwała, jednak zjada się przy pierwszym treściwszym posiłku, więc na ewentualnej imprezie trzeba byłoby ją poprawiać po posiłkach, jednak wydaje mi się to normalne przy niezastygającym produkcie. W tej serii produktów znajduje się 12 odcieni. Wypatrzyłam sobie już kolejny 711 Sweet plum. Myślę, że kupię go sobie, bo cena jest ok. Pomadki kosztują bowiem ok. 19 zł.

Produkty Hean Luxury spisały się u mnie świetnie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona kosmetykami do pielęgnacji ust. Świetnie o nie zadbały i pozostawiły je do dzisiejszego dnia w świetnej formie, co widać na zdjęciach. Nie zapałałam miłością do metalicznej pomadki, ale to wiedziałam od samego początku. Takie wykończenie nie jest po prostu dla mnie. Matowa pomadka zaskoczyła mnie swoim rewelacyjnym i jednolitym kryciem, dlatego chętni wypróbuję jeszcze jakiś odcień.Te, jak i inne produkty marki Hean możecie nabyć w Drogerii Jasmin. Warto się tam rozejrzeć, bo mają fajny asortyment.

Lubicie markę Hean? Używałyście coś z serii Luxury?
Czytaj dalej

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Debby - kosmetyki kolorowe

Jakiś czas temu dotarły do mnie nowości do przetestowania marki Debby. Wcześniej nigdy o niej nie słyszałam, więc podeszłam do testowania z dużym zaciekawieniem. Testowanie kolorówki lubię i to bardzo, dlatego bez zbędnej paplaniny przechodzę do sedna sprawy.


DEBBY POWDER EXPERIENCE MAT&FIX POWDER

Ten produkt bardzo szybko zjednał sobie sympatię blogerek i ciężko się dziwić, bo jest naprawdę przyzwoity. Mieści się w plastikowym kompakcie z przezroczystym wieczkiem. Sam puder jest ładnie tłoczony (ma na sobie wytłoczone napisy debby). Jest to kosmetyk transparentny, więc będzie fajnie współgrał z większością cer. Puder ma dobre działanie matujące, więc dla posiadaczki mieszanej skóry, jaką jestem, to fajna ulga, gdy po użyciu przez dość długi czas się nie świecę. Puder jest biały, ale bez obaw, nie bieli twarzy. Dobrze spisuje się jako wykończenie makijażu.

DEBBY GEL PLAY - LAKIER DO PAZNOKCI

Trafił mi się odcień z drobinkami. Jest on przezroczysty, tworzy na paznokciach taką jakby mgiełkę. Ja nie używam już zwykłych lakierów od trzech lat, dlatego przekazałam go mamie. Mama nałożyła go jako dodatek na pastelowy odcień. Lakier ładnie się błyszczał, dodał blasku całej stylizacji. Ładnie się utrzymywał i nie ścierał. Jego największą wadą jest bardzo intensywny zapach - nie jest zbyt przyjemny. 


DEBBY EYE PENCIL - CZARNA KREDKA DO OCZU

Kredek nie używałam od lat. Kiedyś, jakieś 10 lat temu, podkreślałam sobie nimi dolną linię wodną na powiece. Kiedyś taki makijaż, to był hit.  Teraz, kiedy ograniczyłam makijaż do minimum, nie miałam za bardzo kiedy jej użyć. Postanowiłam w ramach testu namalować nią sobie kreskę. Wyszło mi to całkiem nieźle biorąc pod uwagę, że dawno tego nie robiłam. gryf fajnie współpracował i nanosił się na powiekę. Kolor jest intensywny, czarny - taki, jaki powinien być.


DEBBY 100% VOLUME EXTRA - TUSZ DO RZĘS

Od jakiegoś miesiąca na nowo maluję rzęsy. Te przedłużane wypadły, a ja na razie nie mam powodu, by na nowo je przedłużać. Poza tym, chcę im dać trochę odpocząć. Przeprosiłam się z tuszami, a ten od Debby trafił w moje ręce w odpowiedni czasie. Nie jestem zwolenniczką tuszów z "włosiastymi" szczoteczkami, ale ta jest całkiem przyzwoita. Otwór, przez który się ją wyciąga, jest na tyle ciasny, że fajnie odciąga z niej nadmiar tuszu, co zresztą widać na zdjęciu. Ma to pozytywny wpływ na rozczesywanie rzęs - nie lepią się tak one, bo tuszu na nich nie ma za dużo, jednak i tak trzeba być ostrożnym. Tusz lubił się odbijać na górnej powiece, ale po czasie, kiedy trochę wysechł, problem się zminimalizował. Tusz dość fajnie wydłużał, delikatnie pogrubiał. Ogólnie wydaje mi się odpowiedni na co dzień, na większe wyjścia sięgam po moich ulubieńców.


Kosmetyki marki Debby sprawdziły się u mnie... Poprawnie. Nie ma fajerwerków, ale też nie ma żadnej wtopy. Najbardziej z tej gromadki podobał mi się puder i to jego używam najczęściej i chętnie wrócę do niego w przyszłości.

Znacie kosmetyki marki Debby?
Czytaj dalej

piątek, 10 sierpnia 2018

Bell Desert Rose - kosmetyki kolorowe - edycja limitowana

Od jakiegoś czasu, w sieci sklepów Biedronka dostępna jest szafa z kosmetykami marki Bell. Nie ukrywam, przechadzając się alejkami tego marketu, ładna i kolorowa szafa to przyjemny widok. W niej dostępne są testery, więc nierzadko zdarzało mi się tam zajrzeć i coś pomacać. Jakiś czas temu dotarły do mnie nowości z serii Desert Rose. Jest to najnowsza limitka marki. W jej skład wchodzą produkty do makijażu twarzy, oczu (również brwi) i ust.


BELL DESERT ROSE - SMOKY KAYAL 

Produkty te dostępne są w dwóch kolorach, tj. czarnym 01 i grafitowym 02. Są to produkty przydatne do tworzenia makijażu oka w stylu smoky, czyli takiego... przydymionego. Konsystencję mają fajną, miękką, dzięki czemu fajnie się rozcierają i dobrze współpracują. Najczęściej używałam czarnego. Trwałość określiłabym na przeciętną. W mojej opinii, to trochę takie kosmetyczne cudaki.



BELL - DESERT ROSE - STAY ON BROW - POMADY DO BRWI DLA BLONDYNEK I BRUNETEK

Używałam już pomad i bardzo fajnie można nimi podkreślić brwi, dlatego z zaciekawieniem podeszłam do tych marki Bell. Dostępne są one w odcieniach dla brondynek i brunetek, choć różnica odcieni między nimi jest dość niewielka patrząc wizualnie, tak na brwiach widoczna jest gołym okiem.  Lubię używać tego typu produktów na większe wyjścia, bo faktycznie są trwalsze niż wypełnianie brwi cieniami. Te wytrzymuję naprawdę długo, bo do końca dnia. Aplikacja nie sprawia trudności.



BELL DESERT ROSE - BRONZE POWDER I HIGHLIGHTER POWDER - BRONZER I ROZŚWIETLACZ

 Produktów do konturowania używam na co dzień, bez względu na to, czy mój makijaż jest mocny czy lżejszy. Lubię za ich pomocą fajnie wykończyć makijaż. Oba te produkty mają iście jesienne tłoczenia, które przedstawiają liście. Aż żal ich używać, żeby ich nie zniszczyć go. Bronzer ma neutralny odcień - nie jest to mieszanka różnych brązów z czego ciemnego odcienia tego kolory jest tu bardzo mało. Fajnie, bo można dozować efekt. Jeżeli chodzi o rozświetlacz, to wykończenie jest bardzo subtelne, co mi odpowiada, ponieważ nie lubię się świecić, jak choinka. Zatem pigment nie jest tu zbyt mocny, ale do moich codziennych makijaży w sam raz. Na krążku widnieją kolory, takie jak biel i kilka odcieni beżu.



BELL DESERT ROSE - MAT LIQUID LIPS - MATOWE POMADKI W PŁYNIE

Te produkty kusiły mnie z całej serii najbardziej, ponieważ uwielbiam matowe wykończenie na ustach. Mamy tu 3 kolory w jesiennych (jak dla mnie barwach). Jest coś soczystego, bo 01 to jakby mieszanka różu i fioletu. Jest też modny w tym sezonie kolor "trupi" z domieszką fioletu, któremu odpowiada nr 02 oraz coś typowo codziennego, czyli nudziak w odcieniu 03. Jestem oczarowana tymi pomadkami, bo za niewielkie pieniądze (tj. 9,99 zł) mamy bardzo przyzwoite produkty, które fajnie się aplikują i bardzo dobrze trzymają na ustach. Dość szybko zastygają i matowieją, co mi się podoba. Nie wysuszają nadmiernie ust, co też jest plusem! Polecam wypróbować.



BELL DESERT ROSE - SHINE LIPS TOP COAT - POŁYSKUJĄCE TOPY DO UST

Jako naczelna fanka matów, bardzo rzadko zachwycam się świecącymi produktami na ustach. Stronię od metalików czy błyszczyków. Tu mamy coś nieco odmiennego. Topy mają nietuzinkowe wykończenia. Chciałam je Wam pokazać na zdjęciu, ale niestety po rozjaśnieniu go niewiele było widać. Mamy tu kolor bezbarwny, który połyskuje na różowo, beż oraz róż ze złotą poświatą. Muszę przyznać, że na ustach wyglądają dość nietuzinkowo, ale ja nadal nie jestem przyzwyczajona do swojego widoku w tak wykończonych ustach.


Seria Deser Rose, to dla mnie kosmetyczny zwiastun jesieni. Patrząc już po samych opakowaniach nasuwa się taki wniosek, a same kolory czy wygląd (w przypadku np. bronzera czy rozświetlacza) tylko w tym utwierdza. Kosmetyki mają przyzwoite ceny, więc będąc w Biedronce koniecznie zajrzyjcie do szafy Bell i sprawdźcie te produkty korzystając z testerów. Będziecie mogli ocenić czy są to produkty dla Was. Ja jestem zadowolona - najbardziej z matowych pomadek oraz bronzera i rozświetlacza.

Znacie serię kosmetyków Bell Desert Rose? Co Wam wpadło w oko?
Czytaj dalej

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

La Fare - szampon i odżywka do włosów

Już dośc dawno temu (na co wskazują bzy na zdjęciu) trafiły do mnie kosmetyki nieznanej mi jeszcze wtedy francuskiej marki La Fare. Były to 3 produkty: krem do twarzy, szampon oraz odżywka do włosów. Krem recenzowałam Wam już jakiś czas temu, natomiast za opis pozostałych dwóch produktów zabieram się dopiero teraz. Jeżeli jesteście ciekawi, jak te produkty się u mnie spisały, to zapraszam do dalszej części recenzji.


Ob produkty mieszczą się w takich samych opakowaniach. Są one plastikowe, brązowe z biało-szarymi etykietami. Wydobywa się je używając pompek, co jest dla mnie rewelacyjnym rozwiązaniem pod prysznicem. Produkty bardzo szybko można odróżnić, ponieważ mają różne konsystencje. Szampon jest przezroczysty, bezbarwny, konsystencja typowa dla szamponu. Z kolei odżywka jest kremowa, o żółtawym zabarwieniu. Produkty te są kosmetykami ekologicznymi. Szampon i odżywka są w 99 % złożone ze składników pochodzących z naturalnych upraw. W przypadku szamponu 10,5% wszystkich składników pochodzi z rolnictwa ekologicznego, a w przypadku odżywki jest to 15%.


Na samym początku warto te produkty pochwalić za zapachy. Są jednak różne. Z tego, co można wyczytać na przednich etykietach w szamponie znajduje się aloes, gliceryna, cukier i miód. Jeżeli chodzi o aromat, to ja najbardziej wyczuwam tu woń gliceryny. Jest to przyjemna mieszanka. Jednak odżywka bije ją swoim zapachem na głowę. Tu z kolei mamy do czynienia z aloesem, papayą, masłem shea i kokosem. Kokos jest tu najbardziej wyczuwalny, potem masło shea. Jest to piękna, lekko słodka woń, która z pewnością spodoba się wielu osobom. Te główne składniki zajmują pierwsze miejsca w składzie.


A jak jest z nimi w użyciu? Spisują się poprawnie. Szampon przeznaczony jest do włosów pozbawionych objętości i blasku, więc wydaje mi się, że do moich jest idealny. Nie sprawiał, że włosy się puszyły, a fajnie odbijały od nasady. Nie pieni się zbyt mocno, a na jedno mycie używam 3-4 pompki. Przy pojemności 200 ml wystarczył mi na ok. 10-11 myć. Włosy po nim są dobrze oczyszczone, ale delikatnie się plączą, więc niezbędna jest tu również odżywka. Ona jest zdecydowanie bardziej wydajna, bo kiedy szampon się skończył, jej miałam jeszcze połowę. Używałam jej w ilości 2 pompek. Po niej włosy lepiej się rozczesywały, a co za tym idzie, mniej ich wyrywałam. Były miękkie i miłe w dotyku. W ostatecznej ocenie produkty wypadły dobrze, tworzą zgrany duet i uzupełniają się. Kosztują sporo, nie powiem, ale są to produkty naturalne, a one zazwyczaj nie kosztują tyle, co typowe produkty w niskich cenach. Kosmetyki te możecie kupić m.in. w Drogerii Estrella.

Znacie markę La Fare? Lubicie kosmetyki ekologiczne?
Czytaj dalej