środa, 24 kwietnia 2019

Żele pod prysznic Fa - Paradise Moments i Island Vibes Hawaii Love

Żeli pod prysznic u mnie dostatek! Serio, moja kolekcja jest przerażająco duża. Nie mogę przejść obojętnie koło nowości różnych firm czy nowych wariantów zapachowych marek, które lubię. Fa do takich firm należy. Używam tych żeli od lat i co i rusz wracam do nich poznając nowe zapachy. Takim oto sposobem skusiła się na dwa żele w soczystych kolorach kompletując zamówienie na Iperfumy.pl. Do koszyka dodałam żel Paradise Moments i Island Vibes Hawaii Love.


FA - ŻELE POD PRYSZNIC PARADISE MOMENTS I ISLAND VIBES HAWAII LOVE 

Postanowiłam opisać je razem, bo mają bardzo wiele wspólnego. Pierwsza rzecz to wygląd. Obie butelki mają taki sam, opływowy kształt. Takie same mają zatyczki ( na "klik), których wypukłość w obu przypadkach ma niebieski kolor. Zatyczka z przodu nieco wystaje poza butelkę, dzięki czemu łatwiej się ją otwiera mokrymi rękami. Konsystencje obu żeli są gęste, treściwe, a co za tym idzie dobrze się pienią. Wariant Paradise Moments ma taką jasną, perłową konsystencję o lekko różowym zabarwieniu, z kolei Island Vibes Hawaii Love jest żelem przezroczystym w kolorze żółtym. Już niewielka ilość wystarczy na umycie sporej powierzchni skóry.


Zapachy mają po prostu obłędne! Paradise Moments jest dla mnie wonią idealną na wiosnę. Jest kwiatowa, intensywna. Zapach tego wariantu opisują dwa składniki, tj. kwiat hibiskusa oraz masło shea. Na pierwszy plan wysuwa się woń kwiatowa, a fajne, ciepłe tło robi tu zapach masła shea. To połączenie, to strzał w 10. Z kolei zapach Island Vibes Hawaii Love, to zapach orzeźwiający, soczysty, który fajnie sprawdzi się latem. Ja jednak nie mogłam się powstrzymać i używam go już teraz, na przemian z Paradise Moments. Ten zapach również składa się z dwóch składników i są nimi ananas oraz frangipani. Woń ta po prostu dodaje energii. Zapachy długo utrzymują się na skórze, jak i w powietrzu, za co duży plus. Cena jednego żelu to na ten moment 8,90 zł.

Przeglądając asortyment sklepu Notino.pl znalazłam jeszcze wiele żeli Fa, których nie miałam okazji wypróbować. Chyba pora zamówić kilka i cieszyć się kolejnymi zapachami. A skąd wiem, że będą to ładne zapachy? A stąd, że do tej pory jeszcze nigdy się na tej marce, pod tym względem, nie zawiodłam. Szczególnie ukochałam sobie żele w różowych opakowaniach.

Znacie żele pod prysznic Fa? Macie swoją ulubioną markę żeli pod prysznic?
Czytaj dalej

sobota, 21 kwietnia 2018

Oriflame - Love nature - żele pod prysznic

Żele pod prysznic to produkty, które idą u mnie, jak przysłowiowa woda. Nie ma w tym nic dziwnego, przecież używa się ich minimum dwa razy dziennie. Do tej kategorii produktów nie mam zbyt wielu oczekiwań. Głównie chodzi mi o zapach, który uprzyjemni kąpiel oraz o to, by żel nie wysuszał mojej skóry. Czy te dwa żele Oriflame z serii Love nature wpisują się w ten opis? Tego dowiecie się czytając dalszą część wpisu.


Oba żele wyglądają wizualnie niemal identycznie. Różni je jedynie pojemność. Żel malinowo-miętowy ma pojemność 500 ml, więc jest to spory żel, z kolei  żel oliwkowo-aloesowy ma pojemność o połowę mniejszą, czyli 250 ml. Fajni, że mamy tu wybór. Większe żele możemy używać na co dzień, a te mniejsze zabierać ze sobą w podróż. Butelki są poręczne. Zamykane są na "klik", który uprzednio zabezpieczony jest zawleczką, więc wiemy, że nikt przed nami ich nie otwierał. Konsystencje obu produktów są różne. O ile gęstość jest taka sama, tak różni je (że tak to ujmę) zawartość. Wariant malinowy ma zatopione w sobie zielone drobinki, które wizualnie podwyższają walory estetyczne. Jeżeli chodzi o zapach, to wersja malinowo-miętowa jest bardziej orzeźwiająca, dzięki mięcie i świetnie sprawdzi się stosowana przy porannym prysznicu, a wersja oliwkowo-aloesowa jest nieco słodsza, idealna na wieczór.


Oba żele bardzo dobrze się pienią. Są wydajne. Otulają pięknym zapachem naszą skórę, a także łazienkę. Mimo SLS w składzie nie wysuszają mojej skóry ( o nawilżeniu też nie ma mowy). pośród tych dwóch wariantów ciężko wybrać mi ten, który podoba mi się bardziej. Oba zapachy mają coś w sobie, co bardziej podoba mi się o konkretnej porze dnia. Żele możecie nabyć np. w sklepie Iperfumy.pl. Ja robię tam zakupy bardzo często, więc chętnie wrzucę do koszyka jakieś nowe warianty zapachowe.

Znacie żele Oriflame? Który wariant kusi Was bardziej?
Czytaj dalej

poniedziałek, 17 lipca 2017

Lirene - żel pod prysznic z oliwką o zapachu mango oraz grejpfrutowy peeling

Nie chcę zapeszać, ale u mnie od paru dni jest ciepło i bardzo słonecznie. Może jeszcze żar nie leje się z nieba, ale jest na tyle cieplutko, że można śmigać w spodenkach. W takie dni często poza wieczorną kąpielą, zażywam również zimniejszego prysznica w ciągu dnia. Lubię wtedy używać produktów orzeźwiających, które dadzą mi energii na resztę dnia. Nie lubię stosować wtedy produktów, które mają ciężkie i przytłaczające zapachy. Tyczy się to głównie produktów o zapachach, takich jak czekolada, karmel czy inne tego typu. Teraz stawiam na zapachy świeże, kwiatowe lub najlepiej owocowe. Dzisiejszy duet od Lirene jest bardzo owocowy! Powiedziałabym, że to taka owocowa bomba, więc idealnie wpisuje się w moje obecne potrzeby i upodobania.


ŻEL POD PRYSZNIC Z OLIWKĄ O ZAPACHU MANGO

Kiedy tylko zobaczyłam go po raz pierwszy, na myśl przyszedł mi morski zapach. Kolor opakowania żelu nieodłącznie kojarzy mi się z wodą, morzem, więc śmiesznie jest, że to jednak mango. Nie mniej, to miłe zaskoczenie, bo uwielbiam ten zapach. Żel z oliwką Lirene mieści się w podłużnym opakowaniu, które jest fajnie wyprofilowane pod kątem otwierania. Tuż pod zamknięciem jest pewnego rodzaju wyżłobienie, idealne na palec, co niewątpliwie ułatwia otwieranie żelu mokrymi rękami. W środku przezroczysta konsystencja, nie za gęsta, nie za rzadka - taka w sam raz. Bardzo dobrze się pieni w duecie z gąbką, co korzystnie wpływa na jego wydajność. Nie wysusza skóry, choć ma w składzie SLS. Pachnie cudownie, zarówno w powietrzu, jak i na ciele, choć zapach nie utrzymuje się zbyt długo, ale to nie perfumy, by tego oczekiwać. Ogólnie jestem z niego bardzo zadowolona, bo tak jak pisałam już na początku, świetnie nadaje się do używania w gorące dni. Idealnie odświeża.


GREJPFRUTOWY PEELING ANTYCELLULITOWY BEAUTY COLLECTION 

Pod prysznicem dość często używam peelingów do ciała. Bardzo ważne jest peelingowanie szczególnie kiedy wykonujemy depilację. Oczywiście nie zaraz po niej, ale np. drugiego dnia. Sprzyja to zapobieganiu wrastania włosków, do tego pozbywamy się martwego naskórka i możemy cieszyć się gładszą i milszą w dotyku skórą. Do tej pory używałam peelingu bodajże Vis Plantis, jednak nie był to mocny zdzierak. Używało mi się go bardzo przyjemnie, ale na tę chwilę potrzebowałam czegoś mocniejszego. Cieszę się, że w moje ręce wpadł grejpfrutowy peeling do ciała Lirene z linii beauty collection. Pachnie bardzo świeżo, wiadomo, grejpfrut to cytrus, więc zdecydowanie bardziej orzeźwiająco, niż żel. Mieści się w plastikowej tubie, którą można swobodnie postawić, a kosmetyk spływa nam do samego "ujścia". Plastik jest z tych miększych, więc nie sprawia problemów z wydobywaniem. Peeling Lirene ma piękną, ciemnopomarańczową konsystencję, a w niej dość spore drobinki peelingujące, które pozbywają się martwego naskórka w mig. Mam cellulit, ale nie jest on w jakimś wielkim stadium, powiedziałabym nawet, że jak na moje "warunki" jest zaskakująco mało widoczny. Używanie peelingu nie sprawiło, że pozbyłam się tego problemu na zawsze, to zdecydowanie bardziej pracochłonny proces, jednak kiedy nigdzie się nie spieszyłam i  miałam dużo czasu na kąpiel, peelingowałam ciało za pomocą okrężnych ruchów wykonując swojego rodzaju masaż. Było to bardzo przyjemne, a skóra po tej czynności była wygładzona, mam wrażenie, że bardziej napięta, co sprawiało, że ciało prezentowało się wizualnie lepiej. 

Znacie produkty pod prysznic Lirene?

Czytaj dalej

środa, 12 lipca 2017

Fa - magic oil - różowy jaśmin - żel pod prysznic

Żele pod prysznic, to kategoria produktów, która najszybciej się zużywa. Żele idą u mnie, jak woda, dlatego zawsze w zanadrzu mam kilka butelek. Czasem zdarza się tak, że maniakalnie wręcz kupujemy jakieś produkty - niektórzy kupuję perfumy, inni szminki czy lakiery, a ja maniakalnie kupuję właśnie żele i różnego rodzaju produkty pod prysznic. Dziś chciałabym napisać Wam kilka słów o moim ostatnim żelowym ulubieńcu, tj. Fa Magic Oil .


Po produkty tej marki nie sięgam zbyt często, bo jakoś nie mam do nich przekonania. Są to typowe produkty drogeryjne, które nie wyróżniają się niczym na tle innych, stąd też brak mojego zainteresowania. Wyjątek stanowią żele, ponieważ te podobają mi się, jak mało które. Przykładem niech będzie żel z wpisu - wygląda uroczo, dziewczęco, do tego z tłu ma nalepioną holograficzną naklejkę, która cudownie się mieni. Moja srocza natura od razu go pokochała. Poza tym, nie bez powodu w moich żelowych zbiorach królują żele o różowym kolorze - praktycznie nigdy ten kolor nie zawiódł mnie pod względem zapachu.


W tym przypadku jest to rzekomo zapach jaśminu. Znam tę roślinę bardzo dobrze, rośnie na moim podwórku i żel ma w sobie jakieś jego nuty, aczkolwiek nie jest to zam jaśmin. Mam wrażenie, że jest to mieszanka różnych kwiatów, nieco pudrowa, słodka, która uprzyjemnia każdą kąpiel. Opakowanie ma dodatkowo fajną zatyczkę, którą wygodnie otwiera się żel. Konsystencja przezroczysta o różowym zabarwieniu, świetnie się pieni, powiedziałabym, że w towarzystwie gąbki czy myjki wręcz, jak szalona.


Żel spełnia swoją rolę jeżeli chodzi o oczyszczanie ciała. Skóra jest czysta, a wszystkie nagromadzone podczas całego dnia zabrudzenia usunięte. Mimo to, poza oczyszczeniem, żel nie nie gwarantuje nam niczego dodatkowego. Dlaczego jest jednak moim ulubieńcem? Dlatego, że tak naprawdę poza oczyszczeniem i ładnym zapachem, ja niczego więcej od żelu nie oczekuję. Żel Fa nie nawilża, ale i nie wysusza mojej skóry, nie łagodzi podrażnień, ale również ich nie wywołuje. Uprzyjemnia mi moje kąpiele i starcza na wiele użyć, kiedy posiłkujemy się myjką czy gąbką. Nie jest to mój pierwszy że Fa, miałam również różowy żel Pink Passion oraz Sensual&Oil i te sprawdziły się u mnie tak samo dobrze, jak dziś opisywany. Każdy wariant niesamowicie mocno kusi mnie swoim zapachem, który pozostaje na ciele przez jakiś czas, co jest dodatkowym jego atutem. W przyszłości planuję zakup innych wariantów zapachowych i liczę, że zagwarantują mi one kolejnych zapachowych przyjemności.

Na marginesie... Cieszę się, że mogę swobodnie wrócić do blogowania, robić zdjęcia i mieć na nie czas i chęci, przez to, że skończyłam już studia, obroniłam się. Pisanie pracy szło mi dość sprawnie, nie powiem, doszłam do wprawy po licencjacie, gdzie miałam świetną promotorkę, która wiele mnie nauczyła. Były jednak osoby, którym nie udało się napisać prac z powodów osobistych - zdrowie, rodzina, praca. Przydałaby im się pomoc od edutalent.pl. Warto skorzystać z pomocy fachowców niż zawalić obronę. Jeżeli coś odkładamy na potem, często odkładamy do jednak na zawsze, bo potem nie ma motywacji.

Używacie żeli Fa? Jaka marka żelowa jest Waszą ulubioną?
Czytaj dalej

piątek, 30 czerwca 2017

Czekoladowa rozkosz, która nie tuczy

Czekolada - słowo, na dźwięk którego na rękach pojawia się gęsia skórka, bo... Czekolada nie zadaje głupich pytań, ona jest i rozumie. Gdybyśmy tylko mogły ją jeść każdego dnia, w dużych ilościach, to strach pomyśleć, jak każda z nas by wyglądała. Dla prawdziwej czekolady znalazła się wspaniała alternatywa - nie jest to jednak uciecha dla naszego żołądka, a radość dla ciała. Mowa oczywiście o kosmetykach pielęgnacyjnych oraz umilaczach kąpielowych. Poniższe produkty trafiły do mnie dzięki Oladi. Oladi.pl to jedna z największych internetowych galerii. Znajdziecie tam wiele inspiracji, ciekawych artykułów, a także porad. Porównywane są tam produkty z kilkudziesięciu tysięcy sklepów internetowych. Na stronie wyróżniono takie kategorie jak: kobieta, mężczyzna, biżuteria, dziecko, uroda, sport i porady. Wszystko jest świetnie pogrupowane i przedstawione, dzięki czemu poruszanie się po tej stronie jest bardzo intuicyjne, łatwe, bo wszystko jest pogrupowane.W dzisiejszym poście chciałabym napisać Wam co nie co o kosmetykach, które do mnie trafiły.


Cały zestawik już samym wyglądem przykuwa swoją uwagę. Najbardziej wizualnie zachęcił mnie czekoladowy płyn do kąpieli Chocolate Lavea Line. Ma ciekawą, dość gęstą konsystencję, mieści się w ładnym, plastikowym opakowaniu i ma czekoladowy, choć nieco przezroczysty kolor. Zapach jest obłędny - to trzeba po prostu powąchać. Po dolaniu do wody wytwarza się bardzo przyjemna pianka i unosi się aromatyczny zapach czekolady. Pozostając w tematyce kąpieli, w zestawie znalazłam również sól do kąpieli o zapachy mlecznej czekolady CosmoSPA. Wąchając ją mam wrażenie, jakby znalazło się tam coś jeszcze - zapach jest troszkę inny niż zapach płynu i trochę mniej wpasowuje się w moje gusta. Sól jest gruboziarnista, ma dość intensywny zapach, który unosi się znad wody. Używałam jej podczas kąpieli stóp, by uprzyjemniły tę czynność. Ma delikatne właściwości nawilżające.


Najczęściej sięgałam jednak po masełko czekoladowe, które mieści się w plastikowym opakowaniu z łososiową kokardką. Opakowanie nie jest zbyt solidne, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, ale do samego produktu nie mam żadnych zastrzeżeń. Konsystencja zbita, którą dość ciężko się rozsmarowuje, jednak w kontakcie z ciepłym ciałem jakoś to idzie. Zapach jest po prostu obłędny. Lubiłam wcierać go sobie w dłonie, które dostawały wtedy solidną dawkę nawilżenia, a dodatkowo pachniały pięknie przez długi czas.


W paczuszce znalazło się również coś dla powonienia, czyli olejek zapachowy, którego woń ma przypomnieć nam zapach trufli. Olejek tak pięknie pachnie, że jest po prostu do wypicia (ale jednak prosiłabym, by tego nie robić;))! Tego typu produkty mają wiele zastosowań. Można stosować je do kominka na woski zapachowe, można również skroplić kawałek materiału i powiesić go w szafie. Super sprawdzą się również w samochodzie. Ciekawym sposobem jest również delikatne skropienie rogu poduszki - ta czynność ma za zadanie ułatwić zasypianie. Niektórzy dodają nawet takie olejki do proszku do prania, by nadać tkaninom pięknego zapachu - ale ja sama nie próbowałam. Podsumowując olejki jednym zdaniem: Szerokie spektrum zastosowań, skryte w małej buteleczce za niewielkie pieniądze. Ostatnim produktem jest czekoladowe mydełko, którego kształt przypomina babkę-ciasto. Jest to produkt na tyle uroczy, że nie miałam serca go użyć - no bo jak to tak? Bardzo lubię kosmetyki, które mają zapach słodyczy. To samo tyczy się wosków zapachowych - te "jedzeniowe" przeważnie się u mnie sprawdzają. Cieszę się, że nie trzeba opychać się czekoladą, a można zrobić coś dobrego dla swojego ciała i w tym pięknym zapachu przebywać. 

Lubicie czekoladowe kosmetyki?

Wczoraj byl mój wielki dzień - broniłam tytułu magistra. Jak wiecie lub nie, studiowałam pedagogikę na Wydziale Nauk Społecznych. Ściślej mówiąc pedagogikę opiekuńczą z socjoterapią. Tematem mojej pracy była opieka, wychowanie i edukacja podopiecznych z jednego z pobliskich domów samopomocy. Ten dom nie ma strony internetowej, ale by bardziej Wam to uzmysłowić, działa podobnie do tego domu domyopiekiolimp.pl. Temat ten okazał się dla mnie bardzo wdzięczny oraz bogaty w literaturę. Cieszę się, że mam to już za sobą, choć obronie towarzyszył duży stres. Dziękuję sporej ilości czytelnikom, za wsparcie i trzymanie kciuków - podziałało!
Czytaj dalej

wtorek, 16 maja 2017

Biały Jeleń - hipoalergiczny żel pod prysznic kremowe otulenie z ekstraktem z kory dębu

Jako alergik, z produktami marki Biały Jeleń miałam okazję spotkać się niejednokrotnie. Od jakiegoś czasu w moich kosmetykach już raczej te produkty się nie pojawiały. Nie chcę zapeszać, ale ostatnio alergie skórne omijają mnie szerokim łukiem. W sierpniowym pudełku Shinybox jednym z prodktów był właśnie hipoalergiczny żel pod prysznic o pięknej nazwie kremowe otulenie. Dziś chciałabym kilka słów na jego temat Wam powiedzieć.


Żel znajduje się w typowym dla tego produktu opakowaniu. Jest w podłużnej, zwężanej lekko na środku, plastikowej butelce, która dzięki takim kształtom ułatwia trzymanie go pod prysznicem w mokrych rękach. Szata graficzna bardzo skromna i minimalistyczna. Opakowanie jest przezroczyste, więc widać jak na dłoni zużycie produktu.


Zamknięcie na klik, czyli standardowe. Otwór dość mały, więc nie wylewamy za dużo produktu na dłoń, gąbkę czy myjkę. Konsystencja tego żelu jest raczej z tych rzadszych, więc produkt nie jest zbyt wydajny. Ma takie mydlane zabarwienie. Na gąbce i myjce pieni się rewelacyjnie.


Bardzo podoba mi się zapach tego produktu. Jest delikatny, dość słodki i bardzo przyjemny. Na ciele nie pozostaje zbyt długo. Żel nie podrażnił skóry, nie spowodował swędzenia, dobrze oczyszczał ciało. Czasem używałam go nawet do mycia twarzy - w tym aspekcie spisywał się również bardzo dobrze. Oczyszczał twarz z resztek makijażu. Skóra po jego użyciu nie była przesuszona, ale żeby też była wybitnie nawilżona to nie mogę powiedzieć. Sięgałam po kąpieli po balsam. Ogólnie jestem zadowolona, balsam spełnił swoją funkcję, a teraz dodatkowo mogłam cieszyć się jeszcze przyjemnym zapachem. Nie można powiedzieć, że zwykłe żele BJ źle pachną, ale są raczej takie... mydlane, a ten wręcz przeciwnie. Mój żel jest z ekstraktem z kory dębu, wiem, że w sprzedaży jest jeszcze żel z ekstraktem z kasztanowca, więc też mam na niego chęć.

Z mojej magisterki zostały mi jeszcze tylko dwa zjazdy. Z jednej strony ciesz się z tego, bo już czasem miałam dość tych wszystich obowiązków i ciągłej nauki związanej ze studiami, ale... Kiedy tego zabranie, mam wrażenie, że będzie mi tego brakowało. Mimo, iż będę magistrem, to na rynku pracy moje CV będzie mało zachęcające. Póki co nie mam żadnego doświadczenia w swojej braży. Myślę, że chciałabym na początek wybrać się na staż. Do tego może zrobić jakieś szkolenie w szkolenia-semper.pl, by w mojej cefałce w końcu było na czym zawiesić oko. Bardzo zaciekawiło mnie szkolenie z zakresu projektów unijnych. Ostatnio miałam nawet taki przedmiot na studiach, więc nie jestem do końca zielona w tym temacie, ale uzupełniłabym wszystkie braki.

Znacie produkty Biały Jeleń? Mieliście jakiś żel z tej serii?
Czytaj dalej

poniedziałek, 15 maja 2017

Przyjemna kąpiel z produktami Cien

Kąpiel to jedna z nielicznych obowiązkowych przyjemności. Dzięki niej możemy się odprężyć i zrelaksować, a także oczyścić, dzięki czemu poprawimy niewątpliwie swoje samopoczucie. Aby spotęgować te wszystkie doznania, warto używać produktów do tego przeznaczonych. Od jakiegoś czasu mam okazję używać kąpielowych nowości marki Cien, którą spotkać możecie w Lidlu. Czy te nowości poprawiły moje samopoczucie? Tego dowiecie się niżej.


Sole do kąpieli, to produkty, których zaraz po żelach pod prysznic używam najczęściej. Co jakiś czas robię sobie SPA dla stópek Wlewam do miski ciepłej wody, do tego dosypuję jakiejś aromatycznej soli, włączam jakiś film czy serial i relaksuję się. Ostatnio najczęściej używam soli o zapachu jaśminu i pomarańczy. Jest to sól, która ma właściwości łagodzące. Trochę dziwi mnie jej kolor, ponieważ sam owoc, który widnieje na opakowaniu, jak i kwiat jaśminu (środek) mają kolor pomarańczowy, więc ja chyba poszłabym w tym kierunku. Ta niebieska barwa w ogóle mnie nie przekonuje. Sól jest raczej z tych gruboziarnistych, dość długo się rozpuszcza, przez co trochę może pomóc w ścieraniu martwego naskórka. Z wody unosi się piękny, aromatyczny zapach jaśminu i pomarańczy, który bardzo przypadł mi do gustu. Stopy wydają się być fajnie nawilżone i dużo bardziej przyjemne w dotyku.


Lubię kupować płyny do kąpieli, ale używam ich najrzadziej, ponieważ nie mam wanny tylko kabinę prysznicową. Mimo to, używam ich również do kąpieli stóp, a czasem jako żelu pod prysznic. Idealnie w tej kwestii się sprawdzają i wcale nie odbiegają jakością od typowych żeli. Powyższy żel marki Cien jest kremowy z jedwabiem i olejkiem arganowym. Dodatkowo jest hipoalergiczny więc świetnie będzie pasował dla każdego członka rodziny, nawet dla tych najmniejszych. Zapach jest przyjemny dla nosa, a sam płyn dobrze się pieni. Jako produkt myjący spisuje się naprawdę dobrze, ponieważ świetnie oczyszcza skórę i delikatnie ją nawilża. Podobnie sprawa ma się w przypadku używania go tak, jak zaleca producent, czyli jako płyn do wanny.


Prawie na samym końcu mój ulubieniec, czyli żel por prysznic o zapachu mango i miodu. Ma piękny, energetyczny kolor. Konsystencja w sam raz, jest taka trochę perłowa i przez to jeszcze ładniej się prezentuje. Nie jest to mój pierwszy żel tej marki. Często będąc w Lidlu wrzucam jakiś do koszyka, ponieważ są niedrogie, a ładnie pachną, fajne myją i jeszcze mają dużą pojemność. Powyższy żal ma właściwości nawilżające, dodatkowo posiada witaminy A, E, F i prowitaminy B5. Mycie się nim to prawdziwa przyjemność.



Mydełek w kostce nie używam. Zdecydowanie bardziej wolę te w płynie, dlatego ich testowaniem zajął się mój tata. Na umywalce poza płynnym mydłem znajduje się także mydelniczka, także każdy odwiedzający może sobie wybrać co woli. Produkty mają typowy dla mydełek zapach. Jedne są bardziej kremowe inne kwiatowe. Mydło hipoalergiczne jest bezwonne. Idealne sprawdzi się do utrzymywania higieny dla osoby, która jest alergikiem. Delikatne mydło Cien przypomina mi swoim wyglądem popularne i wszystkim dobrze znane mydło. Zawiera 25% kremu pielęgnacyjnego. Pachnie bardzo ładnie i nie wysusza dłoni, a to duży plus. Wszystkie mydełka są bardzo wydajne, choć najbardziej te hipoalergiczne, bo jest najmniejsze. Gdyby miało bardziej zaokrąglony kształt, używałby się go zdecydowanie lepiej, a tak idzie to z początku dość ciężko. 


W paczce z nowościami znalazłam także ręcznik miomare o wymiarach 100x150, więc jest to bardzo duży rozmiar. W dotyku miękki i przyjemny w kontakcie z ciałem. Obawiałam się, że słabo będzie chłonął wodę, jednak nic z tych rzeczy. Po zażyciu kąpieli miło jest się nim owinąć. Czasem ręczniki są takie szorstkie i nieprzyjemne, na szczęście ta kwestia tego produktu nie dotyczy. Moja łazienka jest w kolorze niebiesko-białym, więc ten ręcznik idealnie tam pasuje.

Niebawem u mnie zajdą pewne zmiany w pokoju. Może nie wniosą one za wiele do jego wyglądu, ale wizualnie poprawią jego stan. Kiedyś pokazywałam Wam, jak płyta gipsowa w jednym miejscu mi spuchła. Wszystko za sprawą jakiegoś przecieku koło komina. Tata W KOŃCU znalazł przyczynę tego przecieku i teraz zostanie jedynie wymienić tę zniszczoną płytę. Miałam już w planach zamówić usługę osuszania osuszacze.watersmile.pl, bo słyszałam, że to sprawdza się w takich sytuacjach, ale jednak za długo z tym zwlekaliśmy i teraz pozostanie tylko wymiana płyty.

 Który produkt zaciekawił Was najbardziej? A może już testowaliście jakąś nowość tej marki?

Czytaj dalej

sobota, 15 października 2016

Bielenda - witaminowy olejek pod prysznic z mikrokapsułkami nawilżającymi - frangipani i mleczko pszczele

Przeglądając swojego prywatnego facebooka, natknęłam się na post sponsorowany Bielendy. Dotyczył on testowania pewnej linii produktów. Już z wyglądu bardzo przypadły mi do gustu te kosmetyki, więc postanowiłam spróbować szczęścia i zgłosić się do testowania. Co tu dużo mówić, udało się i pewnego dnia przywędrował do mnie witaminowy olejek pod prysznic z mikrokapsułkami nawilżającymi. Rzadko okrzykuję jakiś produkt swoim hitem miesiąca, ten niewątpliwie nim jest, więc dziś zapraszam Was na jego recenzję.


Opakowanie jest duże, plastikowe z zamknięciem na klik. Jest też przezroczyste, więc możemy kontrolować zużycie, dodatkowo widzimy piękne mikrokapsułki, które dodają uroku temu produktowi. Bardzo lubię opakowania, których etykiety są z takiego tworzywa. Te papierowe szybko się niszczą, a kosmetyk wygląda nieestetycznie. Po czasie nie można też przeczytać żadnych napisów. W tym przypadku, takie problemy nie mają miejsca.  Konsystencja jest żelowa, dość rzadka z pomarańczowymi mini kapsułkami.



Wpisując w wyszukiwarkę słowo frangipani wyskakuje kwiat o nazwie plumeria. Słyszałam o nim kiedyś, ale nigdy nie widziałam go na żywo, ani też nie wąchałam i zaczynam żałować. Największą zaletą tego produktu jest niewątpliwie jego zapach. Utrzymuje się on na ciele nawet kilka godzin. W łazience w powietrzu jest również wyczuwalny, co jest kolejnym plusem. Zobaczcie na poniższym zdjęciu jak pięknie wyglądają te mikrokapsułki.


W pierwszej chwili pomyślałam, że mikrokapsułki mają funkcję peelingującą, jednak niestety tak nie jest. Mają one jednak inne ważne zadanie i odpowiedzialne są za nawilżenie ciała. Dla osób o niezbyt wygórowanych wymaganiach powinno być ono zadowalające - dla mnie jest. Jeżeli Wasza skóra jest przesuszona, raczej będziecie potrzebowały dodatkowego użycia balsamu. Po dwutygodniowym używaniu tego produktu stwierdzam, że poza delikatnym nawilżeniem skóra jest miękka w dotyku i gładka. Z kosmetyku jestem bardzo zadowolona, ponieważ jest wydajny, pieni się bardzo dobrze użyty na myjkę lub gąbkę. Jeżeli aplikujemy go za pomocą ręki, podczas mycia wytwarza się bardzo delikatna pianka. Bielenda produkuje coraz lepsze kosmetyki, a nie podwyższa ich cen, co bardzo się chwali. Lubiłam produkty tej firmy i po testowaniu tego olejku witaminowego, moja sympatia do marki jeszcze bardziej wzrosła.

Znacie ten witaminowy olejek? Co o nim sądzicie? Kusi Was?

Mam też dla Was ciekawy konkurs, którego organizatorem jest firma Burco. Hasłem przewodnim konkursu jest "Pokaż nam swoje wakacje, a my je przedłużymy!" - czy to nie brzmi wspaniale? Konkurs organizowany jest na Instagramie, więc głównym punktem i warunkiem uczestnictwa w nim jest posiadanie własnego konta. Następnie należy zaobserwować profil firmy na Instagramie. Kolejnym krokiem jest dodanie zdjęcia przedstawiającego własne wakacje. Zdjęcie musi być oznaczone w opisie @burcopl i otagowane #wydluzwakacje. Gra jest warta świeczki, ponieważ nagrodą jest weekend dla dwóch osób w jednym z apartamentów firmy. Więcej informacji oraz link do regulaminu znajdziecie pod adresem http://www.burco.pl/konkurs/

Czytaj dalej

poniedziałek, 26 września 2016

Kolorowe mydełka w płynie - limitowana Balea oraz orzeźwiająca Nivea

Do mycia rąk w moim domu używane są tylko mydła w płynie. Według mnie ładniej prezentują się na łazienkowej umywalce i przede wszystkim są bardziej higieniczne, a jednak rozmawiając o tego typu produkcie, higiena powinna być na pierwszym miejscu. Do tej pory, najczęściej używanymi przeze mnie mydełkami były te od marki ISANA - są tanie i ładnie pachną. Ostatnio nadarzyła się okazja by swoje mydlane zbiory (uwierzcie, są dość pokaźne) powiększyć o nowe marki i takim oto sposobem moja szuflada powiększyła się o kolejne mydełka Balea oraz nowość u mnie - mydełko Nivea, które kupiłam na Iperfumy.pl.


#1 BALEA - MYDŁO W PŁYNIE LIEBESTOLL - mydełko o zapachu słodkiego jabłka. Fanom wszelkiej słodyczy na pewno się spodoba. Nie jest to typowy, cukierkowy zapach. Jest to mydło, które po powąchaniu ma kilka wymiarów - słodki i kwaśny. Te dwa zapachy w połączeniu są niesamowite. Sprawiają, że w powietrzu unosi się piękny zapach, który nie jest do końca oczywisty, który da kopa na cały dzień. Jest to mydło z edycji limitowanej, która jakiś czas temu zagościła w DM. Opakowanie piękne, przedstawia jakąś cyrkową karuzelę, całość utrzymana w przyjemnej dla oka kolorystyce. Dozownik się nie zacina, chodzi bez zarzutu. Konsystencja dość rzadka, pieni się średnio. Zapłaciłam za nie 6 zł / 300 ml.


#2 BALEA - MYDŁO W PŁYNIE BLÜTENTRAUM - zaciekawiło mnie co oznacza ta nazwa i tłumacz niestety tego nie przetłumaczył, jednak jest to połączeniu dwóch słów "kwiaty" i "śnić", więc tę zagadkę pozostawiam Wam, może ktoś zna niemiecki i rozwieje wszystkie wątpliwości. Obecnie te mydełko jest u mnie praktycznie na wykończeniu. Zabrałam się za jego testowanie w pierwszej kolejności, ponieważ zaciekawiły mnie te drobiny i to czy zostają na rękach. Otóż niestety nie zostają, a szkoda, bo fajnie wyglądałoby takie delikatne brokatowe wykończenie na dłoniach. Mydło ma zapach średnio ładny, dość świeży, ale taki łazienkowy, jak dla mnie nijaki. Konsystencja gęsta, ale i dziwna, śmiesznie się rozsmarowuje na suchych dłoniach i dość słabo się pieni. Dobrze oczyszcza dłonie z różnego rodzaju zabrudzeń. Zapach utrzymuje się przez jakiś czas na rękach. Zapłaciłam za nie 6 zł / 300 ml.


#3 NIVEA - MYDŁO W PŁYNIE LEMONGRASS & OIL - mydełko o zapachy trawy cytrynowej z olejkiem. Lubię cytrusy, więc musiałam się na to mydełko skusić, tym bardziej, że zaciekawił mnie już sam wygląd. Butelka ma ładny, opływowy kształt. Jest dość mała jak na tego typu produkt, bo mieści tylko 250 ml mydła. Mimo to, wygląda zgrabnie i ładnie prezentuje się na umywalce. Dozownik nie zacina się, dozuje odpowiednią ilość mydła na jednorazowe umycie dłoni, które po jego stosowaniu są dobrze oczyszczone nawet z sadzy. Na dłoniach utrzymuje się piękny, cytrusowy zapach. W powietrzu również jest wyczuwalny. Mydełko pieni się dość dobrze, konsystencja jest przezroczysta o zielonym zabarwieniu. Zapłaciłam za nie ok. 8 zł / 250 ml.


Pomyślałam, że co jakiś czas będę robiła zbiorczą recenzję mydełek. Nie są to produkty o jakimś spektakularnym działaniu czy właściwościach, więc poświęcanie jednej sztuce całego posta wydaje mi się marnotrawstwem Waszego czasu. Najważniejsze mydle jest to, czy dobrze oczyszcza i czy pachnie przyzwoicie, więc mylę, że takie zbiorcze wpisy będą odpowiedniejsze, by na te pytanie odpowiedzieć.  

Używacie mydeł w płynie do mycia rąk czy wolicie te w kostce? Jakie mydełka są Waszymi ulubieńcami?
Czytaj dalej

piątek, 23 września 2016

Bohemia Gifts & Cosmetics - żele pod prysznic dla fanów motoryzacji

Pamiętam, że kiedy pokazywałam Wam swoje kosmetyczne nowości, to furorę zrobiły żele por prysznic przypominające różnego rodzaju płyny samochodowe. Są to żele marki Bohemia Gifts&Cosmetics, które kupiłam na stronie Iperfumy.pl. Niebawem mamy Dzień Chłopaka, więc pomyślałam, że to dobry moment, by napisać o nich kilka słów i przygotować dla Was recenzję. Będzie ona oparta na wrażeniach i spostrzeżeniach mojego brata - to on je testował i myślę, że opinia mężczyzny w tym przypadku jest najbardziej wiarygodna. Podczas zakupów skusiłam się na dwie sztuki żeli, ponieważ mój brat zużywa je w błyskawicznym tempie.


Butelki, w których mieszczą się żele, to istne mistrzostwo świata. Brawa na stojąca dla firmy produkującej za taki pomysł. Butelki na pierwszy rzut oka są tak łudząco podobne do jakichś olei czy płynów samochodowych, że nabrać się może naprawdę każdy. Kiedy wręczyłam żele mojemu bratu (z okazji urodzin), nie mogłam się doczekać jego miny w chwili otworzenia pudełka. W pierwszej chwili dezorientacja, bo niby po co mu takie płyny, a następnie wczytywanie się w etykiety. Potem był już tylko śmiech.


Ceny tych żeli nie są wygórowane. Za litrową butelkę zapłaciłam jedynie 14,90 zł i uważam, że to bardzo korzystna cena.  W przeliczeniu na małe żele cena jest bardziej niż satysfakcjonująca.  Oba żele poza opakowaniem różnią się również zawartością. Żel w czarnym opakowaniu dedykowany jest specjalnie dla mężczyzn. Pachnie jak męskie perfumy, co jak najbardziej jest na plus. Zapach spodobał się mi i przede wszystkim mojemu bratu, co było priorytetem.  Konsystencja ma biały kolor, jest gęsta, co wpływa na dobrą wydajność. Po używaniu tego żelu mój brat czuł, że skóra jest dobrze oczyszczona, a samo używanie go przyjemne ze względu na zapach. Butelka jest nadal w użyciu.


Żel w białym opakowaniu miał zieloną, przezroczystą konsystencję, która była dość wodnista, a co za tym idzie mniej wydajna. Taką butelkę mój brat wykończył w ok. miesiąc. Zapach żelu przypomina zapach zielonego jabłuszka, więc jeżeli macie koleżankę, która jest fanką motoryzacji - ten wariant zapachowy powinien się jej spodobać.  


Żele bardzo się bratu spodobały. Spodobały na tyle, że wyszedł na podwórko by pokazać je znajomym - prezent-niespodziankę uważam za bardzo udany.  Butelki mają praktycznie wszystko to, co powinny - grube zakrętki, różnego rodzaju znaczki czy miarki i etykiety, więc na pewno zrobią wrażenie na osobie obdarowanej. Dostępne są w dwóch wariantach pojemnościowych - moje są litrowe, a kupić można jeszcze takie, które mają 250 ml, ale kosztują 9,90 zł, więc raczej bardziej opłacalne jest kupowanie dużych butli. Marka Bohemia Gifts&Cosmetics ma w swojej ofercie dużo fajnych zestawów typowo dla kobiet - mają one piękne opakowania, musicie sami zobaczyć. 

Co sądzicie o takim pomyśle na żel? Kupiłybyście go swoim partnerom?
Czytaj dalej

niedziela, 24 lipca 2016

Eveline Cosmetics - Spa! Professional - luksusowy ultra-wygładzający balsam pod prysznic mango i papaja

Nie wiem jak u Was, ale u mnie zapowiada się piękna i przede wszystkim słoneczna niedziela. W końcu! Mam nadzieję, ze Wy możecie się pochwalić tym samym, bo ja miałam już dość tej brzydkiej pogody i wszechobecnego zimna. Chciałabym dziś podzielić się z Wami recenzją luksusowego ultra-wygładzającego balsamu pod prysznic z linii Spa! Professional marki Eveline Cosmetics, ponieważ od miesiąca uprzyjemnia moje kąpiele i sprawia, że o nim, jako o jednym z nielicznych balsamów ciągle pamiętam.


Balsam mieści się w plastikowej tubie z zamknięciem na klik. Opakowanie jest elastyczne, dzięki czemu łatwo wydobywa się z niego balsam. Podejrzewam, że będzie tak do samego końca. Jedyne co nie odpowiada mi w tym opakowaniu, to strasznie mały otwór przez który wychodzi kosmetyk. Mógłby być większy, wtedy cały proces wydobywania byłby z pewnością szybszy. Konsystencja jest kremowa, dobrze się rozprowadza po wilgotnym ciele. Aplikuje go okrężnymi ruchami, a pozostały nadmiar kosmetyku spłukuję wodą.


Najbardziej podoba mi się w tym kosmetyku zapach - jest po prostu obłędny. Mieszanka owoców mango i papai, to strzał w dziesiątkę. Balsam ten to owocowa bomba zapachowa. Czuć ją przez jakiś czas w powietrzu. Woń ta utrzymuje się całkiem długo także na ciele.


W składzie znajdziemy takie cenne produkty jak olejek kokosowy, sojowy, arganowy, bioHyaluron Complex (składnik odpowiedzialny za nawilżenie głębokich warstw skóry) czy PhytoCellTec (roślinne komórki macierzyste, które pobudzają nasze komórki macierzyste do samoodnowy). Przy stosowaniu tego balsamu pod prysznic, całkowicie odstawiłam innego rodzaju smarowidła. Nie muszę używać balsamów. Moja skóra nigdy nie należała do zbyt suchych, więc nawilżenie jakie daje mi ten kosmetyk jest dla mnie zadowalające. Piękny zapach przekonuje mnie do systematycznego stosowania.

Używacie balsamów pod prysznic? Macie swój ulubiony?




Czytaj dalej

czwartek, 14 kwietnia 2016

Dodatki do kąpieli - pałeczka Badefeeling o zapachu truskawek z mlekiem oraz różane gwiazdki Ecoworld

Cześć! Co u Was? U mnie teraz się dzieje. Mam w domu remont kuchni i korytarza, więc póki co wygląda to nieciekawie, ale mam nadzieję, że efekt końcowy będzie jak najbardziej zadowalający. Nie lubię remontów, ale efekt jaki można dzięki nim uzyskać rekompensuje wszystko. Po całym dniu w kurzu, na koniec dnia człowiek marzy, aby się wykąpać. Zanurzenie w zwykłej, ciepłej wodzie nie wystarczy, potrzeba tu produktów do zadań specjalnych. W dzisiejszym poście przedstawię Wam właśnie dwóch takich przyjemniaczków. Pierwszym z nich jest pałeczka do kąpieli marki Badefeeling. Z kolei woreczek, zawiera w sobie dwie różane gwiazdki do kąpieli firmy Ecoworld.


Pałeczka do kąpieli zaciekawiła mnie od razu, kiedy tylko zobaczyłam ją przeglądając asortyment sklepu Iperfumy.pl. Dodatkowo jej piękny i kuszący już z samej nazwy zapach, zachęcił mnie podwójnie. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko dodać jednego batonika nieznanej mi dotąd firmy do wirtualnego koszyka. Muszę przyznać, że kosmetyki tej marki są bardzo oryginalne. Można powiedzieć, że są to słodkości do wanny. 


Baton powinien starczyć na max. 2 kąpiele. Należy ułamać odpowiednią ilość produktu (lub dać cały) do wanny i odkręcić ciepłą wodę. Pod jej wpływem, pałeczka zacznie musować. Nie jest to na pewno takie musowanie jak z dużej kuli, ale też jest całkiem fajne. Na wierzchu pałeczki znajdują się kuleczki, które po rozpuszczeniu unoszą się na wodzie. W powietrzu czuć też przyjemny zapach truskawki w mleku. Uwielbiam truskawki i nie mogę doczekać się kiedy w końcu rozpocznie się na nie sezon. Mimo to, pierwsze truskawki już zjadłam, jednak w smaku nie przypominały zbytnio truskawek. Po takim zawodzie miło jest poczuć ją chociaż w tym produkcie. Dzięki miłej woni, można się zrelaksować. Choć batonik ma małe rozmiary, całkiem fajnie nawilża skórę. Jego cena to ok. 10 zł.


Drugim umilaczem kąpieli są piękne różane gwiazdki. Już samo ich zapakowanie wygląda świetnie, dlatego super sprawdzą się jako dodatek do prezentu dla kogoś nam bliskiego.  Same gwiazdki również wyglądają zachwycająco. Mają zatopione w sobie płatki kwiatów, które podobnie jak w przypadku pałeczki, po rozpuszczeniu unoszą się na wodzie. Gwiazdka kąpielowa poza pięknym wyglądem ma w sobie kilka pielęgnujących składników takich jak oliwa z oliwek, masło kakaowe, ekstrakt z róży damasceńskiej.


Zapach pozwala się odprężyć i zrelaksować. Mimo, że różane wonie to nie do końca moje aromaty, to tych gwiazdeczek używało mi się z wielką przyjemnością. Zapach nie jest do końca różany, określiłabym go na ogólnie kwiatowy, z dominującą nutą róży damasceńskiej. Komplecik starczył mi na dwie kąpiele, a jego cena waha się w granicach 11 zł. Podobnie jak w przypadku pałeczki, gwiazdeczki również mają wpływ na nawilżenie skóry.

Oba produkty przypadły mi do gustu. Jestem ciekawa innych wariantów zapachowych wyżej opisanych produktów i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się je poznać. Te dodatki do kąpieli są bardzo ładne i zarazem ciekawe, więc jeżeli postanowimy nimi kogoś obdarować - na pewno będzie szczęśliwy.

Jakich umilaczy kąpieli używacie?
Czytaj dalej

środa, 10 lutego 2016

Ziaja Cupuacu - krystaliczny peeling cukrowy złuszczająco-wygładzający oraz balsam pod prysznic

Cześć. Uwielbiam testować różnego rodzaju kosmetyki, a te do kąpieli szczególnie. Są to produkty, których używa się każdego dnia, więc fajnie jest znaleźć jakichś ulubieńców w tej kategorii. Mam przyjemność testować nową linię kosmetyków Ziaja i jest nią Cupuacu (czyt. kupłasu). Nazwa z pozoru trudna do wymówienia i zapamiętania, choć ja dość szybko się do niej przyzwyczaiłam. Dziś chciałabym napisać Wam kilka słów o dwóch przyjemniaczkach z tej serii, mianowicie o krystalicznym peelingu cukrowym o właściwościach złuszczająco-wygładzających oraz o balsamie pod prysznic do twarzy, ciała i włosów.


Najpierw chciałabym zacząć od peelingu cukrowego Ziaja Cupuacu. Mieści się on w plastikowym opakowaniu utrzymanym w czarnej i brązowej kolorystyce. Po uchyleniu wieczka ukazuje się zabezpieczenie w postaci sreberka. Jak wiecie, jest to bardzo cenna zaleta, bo dzięki temu mamy pewność, że jesteśmy pierwszymi użytkownikami danego kosmetyku. Konsystencja jest dziwna jak na taki kosmetyk. Jest dość rzadka, bardzo śliska, oleista - to pewnie zasługa parafiny, która jest na drugim miejscu w składzie. Wolałaym jednak by był gęstszy. Zapach jest przyjemny, słodki i pozostaje na skórze przez jakiś czas. Bardzo go polubiłam.


 Ogólnie wolę peelingi cukrowe niż solne, ponieważ czuję większy komfort podczas używania. Solne peelingi w kontakcie z jakąś ranką (np. po depilacji) wywołują szczypanie i pieczenie. W przypadku peelingu Cupuacu nic takiego nie występuje. Drobinek peelingujących jest tam całkiem sporo, a w kontakcie z ciepłą skórą i wodą szybko się one rozpuszczają, jednak starczają na całkiem przyjemny, choć niedługi masaż. Skóra po jego użyciu jest gładka, a martwy naskórek znika. Nie jest to jednak peeling dla fanów mocnych zdzieraków, a raczej dla tych, którzy cenią sobie te słabsze. Ten jest raczej delikatny. W składzie znajdziemy takie składniki jak: karite, olej z orzechów brazylijskich i makadamia, jednak niestety nie zajmują one czołowych miejsc w składzie, a raczej widnieją pod jego koniec. Peeling w mojej ocenie wypada na średnim poziomie - nie ma fajerwerków, ale nie jest też zły. Cena takiego peelingu wynosi niecałe 14 zł za 200 ml, więc uważam, że jest całkiem przyzwoita.


Drugim kosmetykiem jaki mam przyjemność testować jest balsam pod prysznic z zastosowaniem do twarzy, ciała i włosów. Jako osoba o bardzo wymagającej skórze głowy, z obawy o nią, postanowiłam ograniczyć się jedynie do używania tego produktu do twarzy i ciała. Opakowanie pod względem kolorystycznym jest takie same jak poprzednie, zamykane na klik. Wykonane z miękkiego plastiku, więc wydobywanie produktu jest proste. Konsystencja nie należy do najgęstszych, ale też nie spływa z rąk, jest kremowa, więc jest w sam raz. Ma białą barwę.


Po dokładnym umyciu ciała i twarzy żelem pod prysznic, sięgam po powyższy balsam i nakładam go na całe ciało i twarz. Po chwili całość zmywam. Po wyjściu spod prysznica nie używam już żadnego balsamu. Skóra jest wystarczająco nawilżona i ładnie pachnąca. Zapach balsamu jest ładniejszy niż peelingu, ponieważ jest bardziej subtelny i delikatniejszy, przez co tak szybko się nie nudzi. Cena tego balsamu, to niecałe 10 zł i jeżeli skończę te opakowanie, chętnie kupię jeszcze jedno. Oba kosmetyki możecie kupić na stronie http://e-ziaja.com/pl. Jeżeli zaciekawiła Was cała seria, to znajdziecie ją TU. Wystarczy kliknąć, a zostaniecie przeniesieni w odpowiednie miejsce. Bardzo lubię kosmetyki Ziaja, bo są to produkty niedrogie - na każdą kieszeń, a także łatwo dostępne dla każdego.

Lubicie kosmetyki Ziaja? Jaka linia jest Waszą ulubioną?
Czytaj dalej

niedziela, 3 stycznia 2016

BingoSpa - krem pod prysznic i do kąpieli o zapachu orchidei

Gdybyście zajrzeli do mojej uginającej się półki łazienkowej, nie uwierzylibyście ile można mieć żeli pod prysznic. Ja sama nie wierzę. Mam je w łazience, kilka butelek pod prysznicem, z 10 sztuk w pokoju i kilka Isanek w szafie w przedsionku - żele to jednym słowem moje uzależnienie. Dziś chciałabym napisać Wam kilka słów o jednym przyjemniaczku do kąpieli od BingoSpa, mianowicie o kremie pod prysznic i do kąpieli o zapachu orchidei.


Skusiłam się na ten produkt z uwagi na jego piękny, różowy kolor, intrygujący mnie zapach orchidei oraz cenę w porównaniu do pojemności, ponieważ jest to duży żel 500 ml i kosztuje 10 zł. Żeli z BingoSpa miałam już wiele i wszystkie bardzo lubiłam. Mają one wszystkie w sobie taką jedną wspólną nutę, która od razu kojarzy mi się z tą marką. Nie miałam nigdy kosmetyku, który miałby zapach orchidei, więc nie mam do czego go porównać. Mimo wszystko zapach całkiem mi się podoba. Szału nie ma, ale jest delikatny, subtelny i przez jakiś czas unosi się w powietrzu i na skórze. Po kąpieli balsamuję ciało, więc nie jest dla mnie priorytetem to, by jego zapach utrzymywał się przez długi czas na mnie.


Zamknięcie na klik - na szczęście, bo wiele żeli BingoSpa ma zakrętki. Ja wolę jednak tę wygodniejszą opcję. Konsystencja jest średnia. Nie za gęsta, nie za rzadka - nie przelatuje przez palce. Ma piękny kolor, który zachęca do użytkowania. 


Produkt bardzo dobrze się pieni. Do mycia zawsze używam gąbki lub myjki i w ich towarzystwie piany jest naprawdę ogrom. Nie mogę ustosunkować się do ewentualnego nawilżenia czy wysuszenia, bo w nawyk weszło mi ostatnio balsamowanie, choć jak pamiętam, przy innych żelach BingoSpa ani jednego, ani drugiego nie było. Jak zwykle przy produktach BingoSpa za minus muszę wymienić SLS już na drugim miejscu w składzie, co z pewnością nie spodoba się wielu osobom. Jeżeli chodzi o wydajność, oceniam ją na zadowalająco. Produkt wytwarza dużo piany już przy niewielkiej ilości, więc nie zużywa się go wiele. Wystarczy na długi czas. Ogólnie uważam ten żel za przeciętny. Największą zaletą jest jego zapach.

Znacie żele BingoSpa? Co myślicie o tym?


Czytaj dalej

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Kneipp - esencja do kąpieli głęboki odpoczynek - paczula i drzewo sandałowe

  Recenzje produktów do kąpieli pojawiają się tu rzadko. Wszystko za sprawą tego, że niestety nie jestem posiadaczką wanny i relaksem właśnie w niej mogę się cieszyć tylko wtedy, gdy pojadę do Ukochanego. Mimo to, często zdarza mi się kupować produkty typowo do wanny, ponieważ kiedy już nadejdzie ten dzień, że wskoczę do wanny, lubię mieć pod ręką kilka rzeczy do wyboru, które stosuję według humoru jaki mam w danej chwili. Dziś chciałabym napisać kilka słów na temat esencji do kąpieli Kneipp i zapachu paczuli i drzewa sandałowego. 





Produkt marki Kneipp zapakowany jest w kartonowe pudełeczko, które grafiką bardzo przypomina opakowanie właściwe. W zasadzie to jest takie samo, jednak bardziej wykadrowane. Na kartoniku napisane są wszystkie niezbędne informacje dotyczące esencji, tj. dozowanie, skład, informacje od producenta. Opakowanie, w którym znajduje się esencja jest szklane, przez co jest bardziej eleganckie. Zamykane na plastikową zakrętkę. Nie ma problemów z odkręcaniem i zakręcaniem. 




Konsystencja produktu jest nieco gęstsza od wody o granatowym zabarwieniu. Przy dozowaniu należy uważać. Płyn, jeżeli wyleje się na ręce, strasznie ciężko potem z nich usunąć. Pojemność to 100 ml i starcza na 10 kąpieli, co znaczy, że na jedną kąpiel należy wlać 10 ml produktu. Woda staje się bardzo niebieska, wytwarza się słaba, pianka, która dość szybko znika. 





Następnie uwalnia się ciekawy i dość intensywny zapach. Gdybym nie wiedziała, ciężko byłoby mi zgadnąć, że jest to paczula i drzewo sandałowe. Nie dlatego, że tego zapachu nie przypomina, tylko dlatego, że ja w zasadzie nie wiem jak pachną te dwa składniki. Zapach jest orientalny, całkiem przeciwny do tych, które lubię, ale mimo wszystko bardzo mi się podoba. Podczas kąpieli dzięki niemu mogę się zrelaksować i cieszyć fajnym i nietypowym dla mnie jak do tej pory, kolorem wody. Mój chłopak dał mi zadanie specjalne - kupić prezent urodzinowy dla swojej chrześniaczki. Dziewczynka ma już lekko ponad 3 lata, więc nie chciałabym kupować jej zabawek typu miś czy lalka, a postawić na coś bardziej edukacyjnego lub kosmetycznego. Z kosmetyków dla małych dzieci najbardziej podoba mi się pomysł zakupy czegoś do kąpieli. Na rynku są fajne figurki z pianotworami, które na pewno by ją ucieszyły. Dodatkowo fajnym dodatkiem będzie ponczo z kapturem po kąpieli takie jak tu http://babydeco.eu/. Kiedy byłam opiekunką w wakacje, moje dzieciami miały właśnie takie poncza ze swoimi ulubionymi postaciami z bajek - bardzo lubiły w nich chodzić, więc chyba pójdę tym tropem.




Macie wannę? Lubicie tego typu produkty do kąpieli?
Czytaj dalej