środa, 27 stycznia 2021

Labello - pomadki do ust Blackberry i Cherry Shine

Przez tę całą pandemię rzadko się maluję. Nie widzę potrzeby codziennego nakładania makijażu, kiedy nie wychodzę z domu. Teraz zdecydowanie bardziej stawiam na pielęgnację. Używam różnego rodzaju produktów do pielęgnacji twarzy czy ciała. Nieco uwagi poświęcam też ustom. Jestem fanką matowych, płynnych pomadek, które lubią zastygać na skorupkę, co w konsekwencji wysusza usta. Dobre nawilżenie to wtedy podstawa. Mam w tym temacie swoich ulubieńców i są to owocowe pomadki Labello z Notino.pl.

Pomadki nie wyróżniają się niczym szczególnym, jeśli chodzi o aspekt wizualny. Standardowe sztyfty w białym kolorze z zatyczkami odzwierciedlającymi kolory pomadek. To, co najbardziej mnie w nich urzeka, to zdecydowanie zapachy. Istne bomby owocowe! Są tak piękne, że można po prostu siedzieć i je sobie wąchać. Piękna woń wydobywa się z opakowania, ale i jest mocno wyczuwalna na ustach. Jaśniejszy wariant, czyli Labello Cherry, to wiśnia i tak właśnie pachnie. Z kolei ciemniejszy, Labello Blackberry jest jeżyną, a ja czuję w nim troszkę maliny, albo czereśni. W każdym razie i tak bardzo mi się podoba.

Te pomadki są moimi codziennymi. Mają fajne, subtelne krycie, zostawiając usta w kolorowej poświacie. Wersja Cherry jest zdecydowanie delikatniejsza niż Blackberry. Jeśli postanowię się pomalować, to też bardzo często sięgam właśnie po nie. Gdy zdecyduje się na makeup no-makeup, to zawsze stawiam na nie. Gdy nakładam podkład, to czy tego chcę czy nie, zawsze ubrudzę usta. Wtedy używam pomadek Labello i podkładowy kolor znika ustępując miejsca wisience czy jeżynie.

Pomadki te są z Witaminą E, więc kolejny plus. Dobrze nawilżają usta. Nie mają tępych konsystencji, dlatego bardzo dobrze współpracują podczas nakładania. Jedyne, co mogłabym zmienić w nich to kształt. Wolałabym, by był bardziej ścięte i szpiczaste, dzięki temu używałoby mi się ich zdecydowanie łatwiej. Moje pomadki były kupione "luzem", ale bardzo często można je było nabyć również w zestawach z kosmetykami Nivea.

Znacie pomadki Labello? Lubicie używać owocowych pomadek? Wolicie te, które dają kolor czy bezbarwne?

Czytaj dalej

czwartek, 30 kwietnia 2020

Oriflame - Tender Care - krem uniwersalny z woskiem pszczelim

Siedzenie w domu powoli zaczyna się dłużyć, ale wyjścia nie ma. Trzeba przestrzegać obostrzeń. Nie można wychodzić z domu, ale to wspaniałą okazja do tego, by zadbać o siebie i swoje ciało czy poświęcić się innym pasjom. Na początku byłam trochę rozdarta. Zalała mnie fala korona-informacji i nie miałam na nic ochoty. Trzeba się było jednak z tego otrząsnąć. Zaczęłam oglądać coraz mniej TV, a poświęcać wolny czas na przyjemności, czyli czytanie i pielęgnację. Dziś chciałabym napisać co nieco o maluśkim kremiku Tender Care od Oriflame. Mały, ale wariat ;')


ORIFLAME - TENDER CARE - KREM UNIWERSALNY

Dlaczego "mały, ale wariat"? Ano dlatego, że jest to produkt uniwersalny, praktycznie do wszystkiego. Tender Care, to maluteńki, plastikowy słoiczek, który ma jedynie 15 ml, ale fajną moc działania.  Idealnie sprawdzi się do pielęgnacji wysuszonych ust. Każda z Was, która kocha matowe pomadki wie, że przyczyniają się one do wysuszania ust. Zawsze warto po demakijażu nanieść odrobinę balsamu. Nie ma nic gorszego, niż matowa pomadka na ustach, które są zaniedbane. Najpiękniejszy makijaż, najdroższe produkty, ani najzdolniejsza makijażystka nie są cudotwórcami. O to, musimy zadbać same. Ten wariant Tender Care nie ma zapachu, ani nie pozostawia koloru na ustach, więc może być również stosowany przez mężczyzn. Już po kilku użyciach usta są mięciutkie, świetnie nawilżone i przyjemne w dotyku. 


Usta to jednak nie jedyna część ciała, do której można tego balsamiku używać. Świetnie sprawdzi się również do zmiękczania łokci. Mam zwyczaj ciągłego opierania się, co skutkuje tym, że są one strasznie wysuszone. Zazwyczaj używam tego balsamu tylko do ust, z uwagi na jego niewielki rozmiar, ale sporadycznie nałożę go też na łokcie. Zyskują one na gładkości. Nie regenerują się może tak szybko jak usta, bo i wysuszenie jest większe, ale z pewnością ich kondycja się poprawia. Lubię te balsamy i miałam praktycznie każdy wariant zapachowy. Jest ich wiele i możecie upolować je na Notino.pl. Uważam, że warto mieć chociaż jeden w swojej kosmetyczce. To mini balsamik do zadań specjalnych.

Znacie balsamy Tender Care?

Czytaj dalej

wtorek, 30 lipca 2019

Mix mini recenzji kosmetycznych - Solverx, Peel Mission, Weleda oraz Deborah Milano

Jakiś czas temu dotarła do mnie paczka z kosmetycznym mixem. W jej skład wchodziły kosmetyki, których używa się na co dzień. Tym bardziej byłam z niej zadowolona. Mogłam przetestować kosmetyki marki Solverx, Peel Mission, Weleda oraz Deborah Milano (przy czym ta ostatnia była jedyną marką, którą znałam już wcześniej, bo miałam z nią do czynienia). Dziś chciałabym opisać Wam te kosmetyki w mini-recenzjach. Powiem to wszystko, co uważam za najistotniejsze.


DERMOKOSMETYKI SOLVERX - EMULSJE POD PRYSZNIC

Ta marka była mi do tej pory nieznana. Bardzo lubię dermokosmetyki i mam ich w domu sporo. Czasem mam takie momenty, że moja skóra potrzebuje "wyciszenia". Często raczę się pięknie pachnącymi żelami, które (nie oszukujmy się) mają różne składy. Ucieszyłam się z tych emulsji. Są to duże butle, które mają 500 ml każda. Wykonane są z białego plastiku, przez który nie widać, ile produktu pozostało. Każda emulsja pochodzi z innej serii. Mamy tu emulsję do skóry atopowej, do skóry wrażliwej damskiej i do skóry wrażliwej męskiej. Dozuje się je za pomocą pompki. Jedna emulsja dotarła do mnie ułamana, więc po prostu przekładam sobie czasem dozownik. Konsystencje w przypadku każdej z tych emulsji są takie same, tj. mają mleczne zabarwienie i pod wpływem ciepła ciała spływają po nim. Nie jest to coś zwartego, zbitego.Zapach jest bardzo delikatny, przyjemny dla nosa. Powiedziałabym, że delikatnie "apteczny", jeśli wiecie, co mam na myśli. Pianka podczas mycia jest bardzo delikatna, wręcz znikoma, ale to było oczywiste. Emulsja dla kobiet i mężczyzn wzbogacona jest w kompleks olejów lnianego i z wiesiołka, a także kompleksu ekstraktu krwawnika i lukrecji i kwasu laktobionowego. Tak na dobrą sprawę, nie wiem czym mają się te emulsje różnić, bo skład mają identyczny - dziwne. Z kolei emulsja do skóry atopowej składa się kompleksu olejów jojoba, z czarnuszki i oleju lnianego oraz komplesu kwasu laktobionowego i glicyryzynowego. Każda z tych emulsji łagodzi naszą skórę. Nawilża ją, natłuszcza, a także delikatnie łagodzi stany zapalne. Po kąpieli nasza skóra nie jest sucha. Może te emulsje nie sprawiają takiej przyjemności, bo nie pachną słodkimi owocami czy kwiatami, ale za to bardziej delikatnie i troskliwie zajmą się naszym ciałem.


PEEL MISSION - TONIK DO SKÓRY ZE ZMARSZCZKAMI MIMICZNYMI

Toników mam naprawdę sporo, ale nigdy nie miałam takiego z przeznaczeniem do zmarszczek mimicznych.  Ma on pojemność 200 ml. Mieści się w białej, plastikowej butelce z zamknięciem na "klik". Oprawa tego, jak i poniższego produktu, podobnie, jak w przypadku marki Solverx bardzo apteczna. Zapach dość mocny - nie spodziewałam się. Jest też specyficzny. Ciężko mi go określić. Przypomina mi coś czego nie potrafię odszukać w zakamarkach pamięci. Nie każdemu może się spodobać, ale dla mnie jest ok. W tle wyczuwam jakąś cytrynową nutę, która ma odbicie w składzie (Citrus Grandis). Konsystencja typowa dla toniku, czyli woda, nie ma też żadnej barwy. Szczególnie polecany jako pielęgnacja podtrzymująca efekty zabiegu B-Like Peel. Preparat zawiera kwas gamma-aminomasłowy wpływający na redukcję stymulacji mięśniowej, dzięki czemu wygładza zmarszczki mimiczne (jak twierdzi producent). Preparat reguluje pH skóry, pozostawia ją odświeżoną i wygładzoną, co odbija się na jej lepszym, wizualnym wyglądzie. Używałam go jakiś czas temu. Na twarzy widoczne zmarszczki mimiczne mam na czole oraz w zewnętrznych kącikach oczu. Nie zauważyłam, by zostały one znacznie spłycone, w każdym razie na pewno nie na czole. W okolicach oczu możliwe, że widzę delikatną poprawę. Skład jest bardzo krótki, a to lubię. Widnieje w nim tylko 9 składników.
 
PEEL MISSION - KREM WYGŁADZAJĄCY ZMARSZCZKI MIMICZNE

Kremik mieści się w małej, aczkolwiek poręcznej tubce, wykonanej z miękkiego plastiku. Jego pojemność, to 50 ml. Można go postawić na "głowie", dzięki czemu konsystencja spływa i jest zawsze u wyjścia. Pozostając w jej temacie, jest ona biała, kremowa, lekka. Szybko się wchłania i pozostawia na skórze przyjemny film. Zapach przeciętny, nie do końca mi odpowiada, co niestety przełożyło się na moje niesystematyczne używanie go. Producent radzi stosować ten krem 2 razy dziennie, wmasowując go okrężnymi ruchami. W składzie kompleks peptydowy i kwas gamma-aminomasłowy, które mają odbicie w redukcji zmarszczek mimicznych.


DEBORAH MILANO - KREM BB - 01 BEIGE

 O tym produkcie niestety powiem najmniej, ponieważ nie pasuje on do mojej cery. Wydawać by się mogło, że odcień 01 będzie bardzo jasny, aczkolwiek tu niestety tak nie jest. Kolor jest tak ciemny, że wydaje mi się, że mógłby pasować osobie o baardzo ciemnej karnacji. Pochwalić mogę opakowanie - jest małe i zgrabne. Zapach jest bardzo ładny - delikatny, ale słodki. Po prostu piękny. Bardzo żałuję, że nie mogę się nim raczyć na co dzień. Zamknięcie na zakrętkę zastąpiłabym "klikiem". Jego pojemność, to 30 ml.

DEBORAH MILANO - RÓŻ DO POLICZKÓW - 01 MAHOGANY

Od bardzo dawna nie używałam różu do policzków. Zazwyczaj ograniczam się do bronzera oraz rozświetlacza. Ciężko jest znaleźć mi odpowiedni odcień różu, który fajnie zgrywałby się z moją cerą. Róż Deborah Milano w odcieniu 01 Mahogany bardzo mi jednak odpowiada. Wszystko za sprawą delikatnego efektu, który dzięki nim uzyskuję. Po nałożeniu na twarz efekt końcowy jest taki nienachalny, subtelny. Dodaje twarzy fajnego rumieńca bez przesadzonego, mocnego odcienia. Ten róż, to taki kompakt. W środku mamy dodatkowo mini pędzelek, ale ja go nie używałam. Jest po prostu za mały. Maluję się w domu, a tam mam pod ręką całą gamę pędzli. Taki mały fajnie sprawdzi się poza domem, gdy chcemy troszkę poprawić makijaż, więc ogólnie fajnie, że się tam znalazł, mimo, że nie używam go za często. Kosmetyki kolorowe tej maki fajnie się u mnie sprawdzają. Jestem do dziś dnia zakochana w błyszczyku, który rozkochał mnie w sobie swoim kolorem i mam nadzieję, że to nie moje ostatnie spotkanie z tą marką.


WELEDA - SKIN FOOD LIGHT - KREM NATYCHMIASTOWO NAWILŻAJĄCY SKÓRĘ SUCHĄ

Na sam koniec wisienka na torcie, czyli lekki krem Weleda. Czytałam o tej firmie bardzo wiele pochlebnych opinii, a sama niczego nie miałam. Kiedy nadarzyła się okazja do testów - po prostu się ucieszyłam. Kremma bardzo fajne, energetyczne opakowanie w kolorze ostrej zieleni. Takie kolory, szczególnie teraz wiosną, dodają dodatkowego powera. Zamknięcie na "klik", tak jak lubię. Opakowanie jest solidne, jak na tego typu tubkę. Ma taką matową powłoczkę. Pomimo ciągłego używania, nadal wygląda estetycznie bez żadnych zgięć czy wgnieceń. Po otwarciu mamy dość spory otwór, przez który wydobywa się krem. Konsystencja jest treściwa, nie spływa z dłoni. Ma delikatnie żółte zabarwienie. Zapach cytrynowy. Kosmetyk przeznaczony jest do skóry suchej - ja na pewno taką mam, ale tylko w niektórych partiach. Głównie broda i nos wraz z okolicami, więc tak go aplikowałam. Poziom nawilżenia był naprawdę zadowalający. Producent zaleca go do stosowania na ciało i przy tym dobrym nawilżeniu właśnie tak najczęściej go używałam. Skóra na moich łokciach i kolanach odżyła z czego niezmiernie się cieszę. Kupić możecie go na Notino.pl.

Cieszę się, że mogłam przetestować te produkty, bo dzięki temu poznałam wiele ciekawych i przede wszystkim nieznanych mi wcześniej marek, a właśnie o to w tym moim całym kosmetycznym hobby chodzi.

Znacie którąś z tych marek? Czy któryś z powyższych kosmetyków Was zainteresował?
Czytaj dalej

poniedziałek, 15 lipca 2019

Lato z Oriflame - od dodatków po pielęgnację

Oriflame w tym roku bardzo poważnie podeszło do tematu wakacji i przygotowało bardzo dużo fajnych dodatków, które uprzyjemnią niejeden urlop. Kosmetyków u mnie dostatek, dlatego z tego katalogu postanowiłam wybrać również coś poza nimi. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jakością tych produktów. Jeżeli jesteście ciekawi mojej opinii na ich temat, to zapraszam do czytania o dodatkach i pielęgnacji od Oriflame.



ORIFLAME - SZAL CALM

Po co mi szal latem? Niekoniecznie na szyję! Można zrobić z niego fajne pareo, a zwisające po obwodzie pomponiki, dodają mu uroku. Szal jest w kształcie prostokąta i jest spory (190x80 cm). Ma piękne kolory, wpisujące się w klimat morski. Można się nim okryć na plaży, kiedy na dworze robi się chłodno, a także na nim usiąść jeśli pod ręką nie mamy koca. Jak widzicie, ma wiele zastosowań. Ciekawostką jest to, że 30% poliestru, z którego jest wykonany, jest z recyklingu.



ORIFLAME - KAPELUSZ ENERGY

W kapeluszu można spotkać mnie tylko podczas opalania, czyli niezwykle rzadko. Podobno mi pasuje, ale ja nie koniecznie dobrze czuję się w nakryciach głowy. Dlaczego więc skusiłam się na kapelusz Energy? Prawda jest taka, że nie mogłam przejść obojętnie obok jego kuszącego wyglądu. Uznałam, że fajnie będzie prezentował się jako dodatek do wakacyjnych flat lay. Nie myliłam się, jest bardzo fotogeniczny. Kapelusz jest solidny, jego splot mocny. Jest spory! Opaska na nim jest ruchoma, więc można także związać nią włosy. POLECAM!


ORIFLAME - RĘCZNIK PLAŻOWY CALM

Stylowy i funkcjonalny ręcznik plażowy, który dzięki najnowocześniejszej technologii tekstylnej jest wyjątkowo lekki, superchłonny, wytrzymały i bardzo szybko schnie. Może służyć nie tylko jako ręcznik plażowy - doskonale sprawdzi się także w podróży, na jodze, basenie etc. Z wygodnym uchwytem. Drukowany z jednej strony - jedna jest granatowa, jak na poniższym zdjęciu, a druga wzorzysta. Składając go odpowiednio mamy małą i poręczną kostkę, która zmieści się w każdej torebce. 


ORIFLAME - FEET UP MANGO INFUSION - DUET DO STÓP SPRAY I KREM

Pielęgnacja stóp latem, to podstawa. Szczególnie, gdy lato jest upalne i mamy stopy na "widoku", np. w klapkach. Warto wtedy odpowiednio o nie zadbać - dobrze je nawilżyć, by były miękkie i odżywione, a co za tym idzie, dobrze się prezentowały w sandałach. Zaciekawił mnie duet Feet Up o zapachu jednego z najbardziej letnich owoców, jakim jest mango. Sama szata graficzna już zwraca na siebie uwagę i zachęca do wypróbowania. Zapach tych produktów, to bomba owocowa! Jest soczysty, jak na mango przystało, ale ma też w sobie pewną kwaskowatą nutę, która dodaje mu odświeżenia! Jest to edycja limitowana. Spray przynosi ulgę zmęczonym stopom i niewątpliwie je odświeża. Fajne jest też to, że można stosować go nie tylko na stopy, ale także do wnętrz butów. Cieszę się, że skusiłam się na tę nowinkę. Wybrałam również krem - on miał zadbać o moje stopy i tak się stało! Konsystencja jest dość lekka, aczkolwiek bogata w składniki, które sprawiają, że skóra stóp jest zdecydowanie gładsza i miększa. To wpływa pozytywnie na ich wizualny wygląd. Zapach mango i żeń-szenia dośc długo utrzymuje się na skórze. Po posmarowaniu nim stóp, jego zapach długo pozostaje na dłoniach, więc śmiem twierdzić, że na stopach jest podobnie. W zestawie mamy również scrub do stóp o tym samym zapachu (ale zielonym kolorze), na który się jednak nie skusiłam. Może kiedyś.




ORIFLAME - LOVE NATURE - BALSAM DO UST O ZAPACHU MELONA

Na zdjęciu widzicie dwa balsamy, ale jeden z nich recenzowałam Wam już innym razem (mango). Najlepszym dowodem na to, jak fajnie się u mnie sprawdzał jest fakt, że skusiłam się na kolejny wariant, tj. balsam o zapachu melona. Pachnie bardzo ładnie, intensywnie i soczyście. Pierwsze skojarzenie, to jednak arbuz - przynajmniej dla mnie. Nie mniej jednak bardzo w moim guście. Konsystencja jest zbita, ale pod wpływem ciepła palców fajnie się pod nimi roztapia. Balsam systematycznie używany fajnie odżywia nasze usta, a dodatkowym atutem jest fakt, że pięknie pachnie pod nosem. Dostępny jest również balsam o zapachu kokosa, ale na ten skusiłabym się chyba zimą.


Jestem bardzo zadowolona z tego zamówienia! Wszystko ma u mnie zastosowanie i świetnie się spisuje. Nie potrafię wybrać najlepszego produktu z tej gromadki, bo każdy na swój sposób jest świetny. Dodatki, nie dość, że mogą przydać się w użyciu (np na kapelusz na głowie, szal jako pareo, a ręcznik, jako koc), to jeszcze fajnie wyglądają na zdjęciach - dwa zastosowania w jednym! Kosmetyki zadbały o mnie odpowiednio, więc też cieszy mnie ten fakt. Polecam Wam każdą rzecz z tego zamówienia. Jeżeli mam być szczera, to chyba moje najbardziej udane zamówienie z Oriflame.

Lato jest fajną pora roku, bo kupić możemy masę świetnych dodatków, które dopełnią naszą stylizację. Poza typowo plażowymi dodatkami, latem lubię nosić też bransoletki, które super wyglądają w towarzystwie zegarków. Ostatnio na nowo pokochałam srebro, więc coraz częściej noszę bransoletki srebrne. Ładnie wyglądają na nadgarstku, szczególnie tym opalonym. Najbardziej lubię te z zawieszkami lub dodatkowymi elementami. Ostatnio w oko wpadła mi bransoletka z jaskółką. Była świetna i muszę ją mieć!


Lubicie tego typu dodatki, jak tu zaprezentowałam? Dbacie bardziej o swoje stopy latem czy tak samo, jak w inne pory roku?

Czytaj dalej

środa, 24 kwietnia 2019

Oriflame - żel pod prysznic Discover Miami Spirit

Żele marki Oriflame nie są mi obce. Do tej pory testowałam kilka z serii Love Nature. Linia żeli Discover była mi jednak do niedawna całkowicie obca. Postanowiłam zamówić pierwszy żel. Nie mogłam przejść obojętnie obok takiej pięknej, różowej butelki, więc mój wybór padł na wariant Miami Spirit. Już po szacie graficznej wiedziałam, że będzie to owocowo-kwiatowy zapach, który z pewnością przypadnie mi do gustu. Czy miałam rację? O tym niżej. 


Żel Discover Miami Spirit mieści się w plastikowym, podłużnym opakowaniu o pojemności 400 ml. Do wyboru mamy również wariant 250 ml oraz mydełko. Cena za 400 ml, to 19,90 zł, a za 250 ml 14,90 zł. Bardzo często żele te występują w promocji lub w zestawach, w których ich zakup opłaca się bardziej, więc polecam śledzić ofertę. Zamknięcie na "klik", ale ma również dodatkowe zabezpieczenie, które ukazuje poniższy kolaż. Dzięki temu skromnemu dodatkowi mamy pewność, że żel nam się nie rozleje, co jest idealnym rozwiązaniem w podróży.


Żel jest niewątpliwie wydajny, a ta dużą pojemność starczy mi na bardzo długi czas. Używam go w towarzystwie myjki. Świetnie się pieni, co dla mnie jest wielkim plusem, bo lubię dużo piany. Zapach, to mieszanka liczi i kwiatu derenia. Składniki te tworzą bardzo słodki i przyjemny duet. Jest to niewątpliwie udane połączenie. Skóra dzięki niemu jest dobrze oczyszczona oraz odświeżona, a piękna woń uprzyjemnia całą kąpiel.


Zawsze po kąpieli nanoszę na ciało jakiś balsam nawilżający, więc ciężko powiedzieć czy żel wysusza skórę. Raczej nie, ponieważ czułabym jakieś napięcie zaraz po wyjściu spod prysznica. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe aspekty, cena wydaje się być adekwatna.  Jestem zadowolona ze swojego wybory i przy następnych zakupach chętnie poznam kolejne warianty zapachowe serii Discover.

Pozostając w temacie czyszczenia, ale... Już nie ciała. Podczas moich ostatnich kulinarnych podbojów ubrudziłam moje ulubione spodnie. Tłuszcz chlapnął i została wielka plama. Nie mogę jej wywabić. W takich chwilach myślę, że przydałaby mi się odpowiednia odzież. Kucharze mają takie ubrania, jak odzież gastronomiczna.  Mając ją z pewnością nie narzekałabym na wszelkie zabrudzenia powstałe na skutek mojego gotowania. Może warto o tym pomyśleć?

Żele o jakim zapachu goszczą u Was najczęściej? Wolicie kwiatowe, owocowe, a może takie o zapachu jedzenia, jak np. czekolada? 




Czytaj dalej

poniedziałek, 4 lutego 2019

Pielęgnacja ciała z Lirene - algowe mleczko do ciała oraz krem do rąk z minerałami z Morza Martwego

Lirene jest mi bliską marką. W swojej pielęgnacji, jak i makijażu systematycznie używam produktów tej marki. Często zabieram ją ze sobą także pod prysznic. Testowałam już wiele produktów. Jedne mają przyzwoite działanie, inne z kolei zachwycają. Dziś chciałabym opowiedzieć Wam o dwóch produktach Lirene, tj. kremie do rąk z minerałami z Morza Martwego oraz rozświetlająco-nawilżającym mleczku do ciała z algą purpurową.


LIRENE - ULTRA WYGŁADZAJĄCY KREM DO RĄK Z MINERAŁAMI Z MORZA MARTWEGO

Kremy do rąk w tym okresie idą jak woda. Zimna temperatura na dworze oraz suche powietrze w domu skutecznie wysuszają naszą skórę. Odpowiednia dawka nawilżenia jest więc niezbędna. Znam kosmetyki z tej serii, aczkolwiek kremu do rąk nie miałam - z radością przystąpiłam do testów.  Produkt mieści się w elastycznej tubie, która fajnie reaguje na światło. Jest taka jakby metaliczna. Zamknięcie na "klik", typowe dla takich produktów. Szata graficzna w odcieniach niebieskich, co fajnie nawiązuje do tematu minerałów z morza. Krem ma ładny, świeży zapach. Z pewnością przypadnie do gustu większości osób. Zostaje na rękach przez jakiś czas. Konsystencja jest lekka. Po aplikacji niemal od razu, skóra staje się nieco gładsza, ponieważ krem pozostawia przyjemny, wręcz aksamitny film. Nie jest tłusty, nie klei się, ani nie lepi. Bardzo szybko się wchłania, co jest dobrą wiadomością dla tych niecierpliwych. Efekt nie jest jednak długotrwały. Nawilżenie jest jednak krótki. Wydaje mi się, że krem świetnie sprawdzi się na skórze niewymagającej. Ta potrzebująca wyraźnego nawilżenia może czuć niedosyt. Powinien być idealny na wiosnę czy lato.


LIRENE - ROZŚWIETLAJĄCO-WYGŁADZAJĄCE MLECZKO DO CIAŁA Z ALGAMI PURPUROWYMI

Dawno nie używałam mleczek do ciała. Jakiś czas temu przestawiłam się na masła i tak mleczka zostały przez nie wyparte. Jednak sposób aplikacji tego od Lirene skłonił mnie do powrotu do tego typu produktów, ponieważ mleczko to wyposażone jest w atomizer. Jest to na pewno higieniczne rozwiązanie. Możemy aplikować je na dłoń i rozsmarowywać lub też bezpośrednio na ciało. Jest to mleczko rozświetlająco-nawilżające i trzeba przyznać, że efekt rozświetlenia tu jest i to nie mały. Przez to wydaje mi się, że produkt nie jest odpowiedni do stosowania na co dzień. Głębszą pielęgnację ciała stosuję zazwyczaj na wieczór, gdy mam "5 minut" dla siebie. Do poduszki nie potrzebuję efektu "glow". Wydaje mi się, że ten produkt sprawdziłby się świetnie przed jakąś imprezą, np. minionymi Ostatkami czy Sylwestrem. Ewentualnie latem. Efekt rozświetlenia jest mocny, ale nie tandetny, przez co te drobinki fajnie skrzyłyby się w słońcu. Nie jest to raczej produkt, który zadba w 100% o naszą pielęgnację. Powiedziałabym, że może stanowić jeden z jej elementów. Mimo to fajnie jest coś takiego mieć w zanadrzu. Czasem każda z nas pragnie błyszczeć.


Kosmetyki tej marki możecie nabyć w wielu drogeriach stacjonarnie, ale również online, np. na Notino.pl. Ja najczęściej właśnie tam robię zakupy. Polecam zapoznać się z ofertą, bo w wielu przypadkach jest naprawdę kusząca.

Co sądzicie o tych produktach? Lubicie balsamy/mleczka rozświetlające?

Czytaj dalej

czwartek, 31 stycznia 2019

Nivea - Pink Power - zestaw kosmetyków z kosmetyczką

Wiele firm, poza sprzedażą jednostkową zajmuje się także tworzeniem zestawów kosmetyków, które zazwyczaj skryte są w pudełku lub kosmetyczce. Ładne pudełko lub wspomniana kosmetyczka zawsze się przydadzą - wcześniej czy później. Skuszona pięknym wyglądem zestawu Nivea #PinkPower bez namysłu dodałam go do koszyka na Notino.pl. Czy to był dobry zakup? O tym dowiecie się niżej! Czeka tam na Was prezentacja zawartości.


NIVEA - BODY MOUSSE - BALSAM DO CIAŁA W PIANCE (MUSIE)

Pianka do ciała Nivea Wild Raspberry & White Tea pieści i intensywnie nawilża skórę na całym ciele, pozostawiając ją aksamitnie gładką przez 48 godzin. Łatwo rozprowadza się na skórze, nie lepi się i natychmiast się wchłania, nie pozostawia na skórze tłustego filmu ani śladów na ubraniu. Pozostawia za to zmysłowy i trwały zapach. Jest to nowy sposób utrzymania wilgoci w skórze


NIVEA - ŻEL POD PRYSZNIC LOVE WAVES

Odświeżający żel pod prysznic z cennymi minerałami morskimi pobudza zmysły i przywołuje beztroski czas wakacji, dając uczucie nawilżonej skóry. Ma bardzo ładne opakowanie, iście wakacyjne. Dobrze się pieni, przyjemnie pachnie.


NIVEA - ANTYPERSPIRANT PEARL&BEAUTY

Antyperspirant Nivea Deodorant Pearl & Beauty z wyciągiem z pereł zapewnia skuteczną ochronę przed nadmiernym poceniem oraz wyrównuje koloryt skóry pod pachami i sprawia, że wyglądają one równie atrakcyjnie, jak reszta ciała. Jest doskonałym połączeniem niezawodnej ochrony antyperspirantu i delikatnej pielęgnacji Nivea. Może być używany po goleniu i depilacji ponieważ nie zawiera alkoholu i barwników.


LABELLO - POMADKA PINK LICIOUS

Balsam do ust Labello Soft Rosé jest niezbędnym pomocnikiem w pielęgnacji skóry ust o każdej porze roku. Głęboko nawilża i intensywnie odżywia, delikatnie napina usta i przynosi ustom natychmiastowy komfort.


NIVEA - RÓŻOWA KOSMETYCZKA

Jestem nią zauroczona. Pięknie wygląda, fajnie połyskuje. Ma taką jakby perłową poświatę. Kolor iście kobiecy - pastelowy róż. Zamykana na zamek, który na zasuwie ma frędzelek. To naprawdę urocze. W środku różowa podszewka. Kosmetyczka jest całkiem pojemna. Pomieściła wszystkie powyższe produkty, a jeszcze kilka by tam  weszło. Zabieram ją ze sobą na najbliższy wyjazd.

Jestem bardzo zadowolona z tego zestawu. Znajdziemy w nim wszystko to, co na co dzień  potrzebne. Dzięki zawartości możemy się odświeżyć i nawilżyć. Kosmetyczka jest tu strzałem w 10, bo jest naprawdę piękna. Cieszę się z tego zakupu! Wydaje mi się, że można by go sprezentować swojej koleżance, siostrze czy mamie w ramach prezentu. To byłby miły upominek.

Podoba Wam się taki zestaw?
Czytaj dalej

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Naturativ - Krem na dzień i na noc 360*, olejek rozświetlający oraz masło do ciała

Jeżeli tu zaglądacie, to pewnie wiecie, że już od bardzo wielu miesięcy (jak nie lat) odkrywam Wam zawartość pudełek Shinybox. Czasem nie są one zbyt porywające, innym razem znajduję tam produkty, bez których nie mogę się później obejść. Wszelkie pudełka kosmetyczne lubię właśnie za to, że za ich sprawą mogę poznać całkiem nowe firmy, których pewnie bym nie poznała robiąc zakupy w drogerii. Tak właśnie było z Naturativ. W pudełkach znalazłam dwa produkty tej marki, tj. otulające masło do ciała oraz krem na dzień i na noc 360*. Niespodzianką był dla mnie trzeci produkt, tj. olejek Glamorous Illuminating, który dostałam w prezencie świątecznym razem z życzeniami od firmy. To bardzo miłe, że ktoś się tak stara, bo to dziś rzadkość. Zapraszam Was na recenzje tych produktów.


NATURATIV - KREM DO TWARZY NA DZIEŃ I NA NOC 360* AOX

Ostatnio moja cera płata mi figle, a występująca dodatkowo atopia nie pomaga. Niestety, człowiek nie młodnieje, a skóra twarzy codziennie domaga się sporej dawki nawilżenia. Wiedziałam, że potrzebuję produktu bogatego w naturalne składniki, bo tylko taki na ten moment się u mnie sprawdzi. Postawiłam na krem Naturativ 360* Aox, do stosowania zarówno na dzień i na noc. Pierwsze co zwróciło na mnie swoją uwagę, to skromna szata graficzna. Nie wiem czemu, ale takie skromne opakowania od razu kojarzą mi się z naturalnymi produktami. Krem wyposażony jest w pompkę air less - idealnie, bo wydobywamy krem w sposób higieniczny. Spójrzcie na drugie zdjęcie z poniższego kolażu - chciałam pokazać Wam konsystencję tego kremu i wycisnęłam trochę z opakowania. Jak widzicie, krem jest gesty, bo po wyciśnięciu nawet nie spłynął (musicie sie dobrze przyjrzeć, bo zdjęcie jest dość jasne. To przedłużenie, to nie długi dzióbek z opakowania, a wystający krem). Gęsta konsystencja nie sprawia jednak problemów z aplikacją. dobrze się rozprowadza i sunie po twarzy. Krem ma beżowe zabarwienie i dość specyficzny zapach. Wyczuwam w nim delikatnie cytrynową nutkę, która robi tu tło. Wiodąca woń jest jednak ciężka do określenia. Nie wiem czy każdemu się ona spodoba. Krem składa się z naturalnych składników. Jest oznaczony jako "vegan". Nie znajdziecie tu PEGów, silikonow, SLESów czy sztucznych zapachów i barwników. Tego kremu używam na noc. Treściwa konsystencja dobrze nawilża moją skórę twarzy i szyi. Rano jest ona gładka i przyjemna w dotyku. Zima, to ciężki czas dla naszej skóry - zimna temperatura na zewnątrz i suche powietrze w domu są z tym kremem mi nie straszne.


NATURATIV - OTULAJĄCE MASŁO DO CIAŁA O ZAPACHU KARMELU, WANILII I CYTRYNY

W tym masełku zakochałam się od pierwszego powąchania. W boxie znalazłam jednak wersję mini, nad czym strasznie ubolewałam. Produkt pełnowymiarowy ma 250 ml, moje masełko jedynie 40 ml. Producent zaleca hojnie nakładać masło na ciało, może być wilgotne, po wyjściu z kąpieli. Z uwagi na małą pojemność, nie nakładałam go na całe ciało. Wtedy starczyłby mi za pewne na 3 użycia. Chciałam zdecydowanie dłużej cieszyć się jego piękną wonią. Zapach jest bowiem przytulny, otulający, taki... ciepły. Idealna kompozycja zapachowa na zimę. Ciepło bijące od wanilii i karmelu jest tu fajnie podbite cytrynową nutą, która dodaje zapachowi troszkę powera. Dzięki cytrynie zapach nie jest mdły, a fajnie podkręcony. Długo utrzymuje się na ciele. Masło nanosiłam na dłonie oraz suche miejsca na ciele, takie jak np. łokcie. Świetnie je odżywiło, a także złagodziło podrażnienia. Na pochwałę zasługuje fakt, że masło szybko się wchłania, nie bieli i nie zostawia żadnej nieprzyjemnej warstewki. Skład również świetny. Znajdziemy tam masło shea, które nawilża i zmiękcza, masło kakaowe, które natłuszcza, uelastycznia skórę i łagodzi podrażnienia, masło oliwkowe, które wygładza i koi, olej babassu, który uelastycznia, nawilża, jest naturalnym filtrem UV, squalane (z oleju oliwkowego), które nawilża, ekstrakt z cytryny, który działa ujędrniająco i przeciwzapalnie, a także naturalna witamina E – antyoksydant oraz gliceryna roślinna – nawilża. Jak widzicie, same dobroci. Pełnowymiarowy kosmetyk kosztuje ok. 75 zł, ale biorąc pod uwagę świetny skład, dobre działanie i cudowny zapach, to jest wart swojej ceny.


NATURATIV - OLEJEK GLAMOROUS ILLUMINATING

Początkowo myślałam, że tego olejku będę używała od święta z uwagi na mnogość świecących drobin. W praktyce okazało się inaczej. Producent opisuje go tak: "Uczta dla skóry. Upiększający olejek do ciała i twarzy skomponowany z najlepszych tłoczonych na zimno olejów oraz naturalnych rozświetlających cząsteczek. Odżywia, regeneruje i chroni skórę. Idealnie i szybko się wchłania, a złote i miedziane drobinki miki dodają skórze słonecznych refleksów. Idealny na letnie dni i wieczorny bankiet". Ja użyłam go po raz pierwszy na Sylwestra. Choć spędziłam go w domu, co miałoby mnie powstrzymać przed ładnym wyglądem? Ano właśnie, nic! Patrząc na opakowanie wydaje się, jakby był to olejek naszpikowany brokatem. Obawiałam się, że po naniesieniu na skórę będę się świeciła, jak choinka. Nic bardziej mylnego! Na mojej skórze pojawiły się subtelne, miedziane drobinki, które pięknie, aczkolwiek w nienachalny sposób roziskrzyły moją skórę, dodały jej blasku i wyrównały koloryt. Zapach jest bardzo ładny,  kobiecy. Pachnie dość intensywnie, niczym ekskluzywne perfumy. To co, najbardziej mnie w nim zaskoczyło to to, jak się szybko wchłania się w skórę. Moja wręcz go wypiła. Olej nie pozostawił żadnej klejącej czy śliskiej warstwy. Spokojnie można nakładać go pod ubrania czy do snu. To właśnie ta szybko wchłaniająca się i subtelna konsystencja zaważyła na tym, ze olejek stoi koło mojego łóżka i niemal codziennie nakładam go na skórę swojego ciała. Nawilżenie na bardzo wysokim poziomie gwarantowane, bo w końcu to mieszanka olejów. W składzie mamy m.in. surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym a także składniki niealergizujące, jak: olej babassu – wzmacnia, nawilża, jest naturalnym filtrem UV, olej z oliwek  – wygładza i koi, olej sezamowy,  - uelastycznia, nawilża, naturalny antyoksydant, olej z pestek winogron  – źródło przeciwutleniaczy, naturalna witamina E – antyoksydant, mika  – rozświetla. Jestem zakochana w tym produkcie i zarazem uzależniona od jego pięknego zapachu. Koniecznie musicie go poznać!



Moja trzykrotne spotkanie z marką Naturativ okazało się za każdym razem strzałem w 10! Z całej tej gromadki, masło i olejek kupiły mnie w całości i po prostu uwiodły. Uwielbiam produkty, które rewelacyjnie nawilżają, a przy tym otulają moje ciało boskim zapachem. Krem do twarzy również spisał się na medal, ale nietuzinkowy zapach każe mi postawić go na drugim, równie zaszczytnym miejscu. Produkty firmy Naturativ nie należą do najtańszych, dlatego sami widzicie, że czasem, kupując box za grosze można trafić tam na rewelacyjne produkty, które swoimi cenami znacznie przewyższają wartość całych pudełek, a przecież to nie jedyne produkty, które się tam znajdują. Dzięki Shinybox poznałam tak fajną markę, za co po prostu dziękuję! Chcę również dodać, że firma ta, jest firmą z Polski, a ja bardzo lubię rodzime marki.

Znacie kosmetyki Naturativ? Który z tej trójki wpadł Wam w oko najbardziej?
Czytaj dalej

piątek, 11 stycznia 2019

Demakijaż z Nivea - seria MicellAir oraz Urban Skin Detox - porównanie 3 płynów micelanych

Demakijaż do podstawa mojej pielęgnacji. Praktycznie każdego dnia się maluję. Jednego dnia jest to makeup w stylu no-makeup, a innym razem, np. na większe wyjścia, robię makijaż mocny. Zarówno jeden jak i drugi trzeba odpowiednio usunąć z twarzy, by przystąpić do kolejnych, głównie wieczornych, kroków pielęgnacyjnych. Ostatnio moja skóra jest bardzo wybredna i skłonna do podrażnień. W moim demakijażu pomagają mi produkty Nivea. Jeżeli jesteście ciekawi, który micel z tej trójki przypadł mi do gustu najbardziej, a który rozczarował, to zapraszam do czytania.


NIVEA URBAN SKIN DETOX - PŁYN MICELARNY 3W1

Pierwszym poznanym przeze mnie płynem z tej trójki był właśnie Urban Skin Detox. Czytałam bardzo wiele dobrego o serii kremów z tej linii, dlatego z wielką radością przystąpiłam do testów. Pierwszy co przykuło moją uwagę, to radośnie wyglądająca butelka. Zielono-żółte odcienie na butelce kojarzą się bardzo wiosenne, lekko i przyjaźnie. Opakowanie zamykane jest na "klik", dobrze się otwiera i zamyka. Płyn ma zastosowanie w efektywnym usuwaniu makijażu, łagodnym i skutecznym oczyszczeniu oraz pomóc w matowieniu skóry (3w1). O ile faktycznie świetnie usunął makijaż z moich powiek, ust i twarzy, tak żeby zrobił to łagodnie, to tego już powiedzieć nie mogę. Płyn ma na 3 miejscu w składzie składnik o nazwie alkohol denat. Jak większość z Was pewnie wie, jest do składnik silnie wysuszający, podrażniający, a nawet alergizujący. Jako posiadaczka skóry wrażliwej ze skłonnością do alergii dość mocno przeżyłam spotkanie z tym płynem. Moje oczy były podrażnione i zaczerwienione, skóra powiek strasznie mnie piekła, tak samo, jak policzki. Oczy łzawiły przez kilka godzin. Muszę przyznać, że ten produkt bardzo mnie rozczarował. Nie spodziewałam się tak silnej reakcji i mam nauczę żeby w przyszłości najpierw analizować skład, a nie po fakcie.


NIVEA - MICELLAIR SKIN BREATHE - PROFESJONALNY PŁYN MICELARNY I PŁYN NA CO DZIEŃ

Płyny z serii MicellAir trafiły mnie na początku listopada, więc testuję je już całkiem długo. Najbardziej zaintrygował mnie ten czarny, tj. profesjonalny z uwagi na ładną kolorystykę (taką w moim stylu) oraz fakt, że jest to produkt profesjonalny. Co należy przez to rozumieć? Ano to, że jest to produkt dedykowany do usuwania makijażu wodoodpornego. Wydawać by się mogło, że to ten micel z całej trójki może podrażnić, skoro ma tak mocne działanie. Nic bardziej mylnego. Płyn ten jest dwyfazowy, po wierzchu pływa suchy olejek. Dedykowany każdemu rodzajowi cery, również tej wrażliwej. Rzadko kiedy używam produktów wodoodpornych. Nie mam takiej potrzeby, ale używam tego płynu do zmywania mocniejszych makijaży. Radzi sobie z tym rewelacyjnie i usuwa wszystko, co do joty, przy czym nie podrażnia mojej skóry. Nie wywołuje pieczenia, ani swędzenia. Skóra nie jest po nim wysuszona, a dzięki zawartości suchego olejku nawet nawilżona. Oczy nie łzawią, co bardzo mnie cieszy, bo z tym też miewam problemy. Produkt przed użyciem należy wstrząsnąć i wylać na wacik, następnie przyłożyć do powieki i poczekać, aż makijaż nieco się rozpuści. Potem pociągnąć wacikiem w dół. Większość makijażu, już na nim zostaje. Dość mocno tuszuję rzęsy, więc zazwyczaj ponawiam próbę. Jestem z tego produktu bardzo zadowolona, a jedyny minusik jakiego się dopatrzyłam jest taki, że micel jest zakręcany. Wolałabym opakowanie na "klik", jak w przypadku pozostałych. Możecie go nabyć na Notino.pl.


Poniższy micel nazwałam micelem na co dzień, ponieważ jest łagodny i w sposób delikatny usuwa makijaż i zanieczyszczenia z naszej skóry. Radzi sobie również z mocniejszym makijażem. Nie podrażnia, nie wywołuje niepożądanych reakcji skórnych, tj. uciążliwego pieczenia czy swędzenia. Micel tel kupujemy również w formule 3w1, tzn. ma on za zadanie efektywnie usunąć makijaż, łagodnie i skutecznie oczyścić skórę oraz koić i pozwalać skórze oddychać. Produkt jest bezwonny i dedykowany do skóry wrażliwej i nadwrażliwej, czyli takiej, jak moja. Ten płyn również się u mnie sprawdził, używam go na zmianę z micelem profesjonalnym. Dziś dotarło do mnie kolejne jego opakowanie, więc będę miała zapas.


Jak widzicie, dwa z tych produktów fajnie się u mnie sprawdziły, natomiast jeden bardzo rozczarował. Pociesza mnie fakt, że praktycznie każda marka ma jakieś perełki i produkty gorsze. Wydaje mi się, że w tym przypadku właśnie ta jest. Zielony micel prawdopodobnie wyrzucę, albo przekażę dalej, z kolei płyny z serii MicellAir pozostaną ze mną do końca, a nawet i dłużej, bo chętnie sięgnę po nowe opakowania, kiedy te sięgną dna. 

Znacie płyny micelane Nivea? Macie swój ulubiony?

Czytaj dalej

piątek, 4 stycznia 2019

Nowości z Drogerii Jasmin - suche szampony Time Out oraz żele i balsam Shake for body

Już dość dawno temu zawitała do mnie paczka od Drogerii Jasmin. Było to pokaźne pudełko wypełnione po brzegi różnego rodzaju wspaniałościami. Paczka była taka kolorowa, iście wiosenna, że aż miło było ją rozpakowywać. Poza ładnym wyglądem, mamy tu w duecie również boskie zapachy. Niestety nie udało mi się wszystkiego przetestować dlatego dziś przychodzę do Was jedynie z recenzją suchych szamponów Time Out, żeli i balsamu Shake for body.


TIME OUT - SUCHE SZAMPONY - TROPICAL I CHERRY

Do testowania tych szamponów skusiłam się w pierwszej kolejności z uwagi na potrzebę. Nie miałam w domu żadnego tego typu produktu, więc pognałam z wersją tropikalną do łazienki. Ale zacznijmy od wyglądu. Opakowania są metalowe, smukłe i bardzo kolorowe. Na opakowaniach widnieją grafiki typowe dla danego wariantu zapachowego. Trzeba przyznać, że przyciągają wzrok. Zatyczka jest plastikowa.  Przed użyciem należy mocno wstrząsnąć opakowanie i spryskać włosy z odległości 30 cm. Ja przeważnie robię to z bliższej odległości. Włosy zostają pokryte dużą ilością białego proszku. Nie jest to dobra wiadomość dla brunetek i szatynek. Po aplikacji i rozczesaniu/wytarciu włosów pozostaje taka jasna, matowa poświata. Efekt odświeżenia włosów jest jednak bardzo duży. Są one uniesione u nasady, a widok przetłuszczonych włosów odchodzi w zapomnienie. Odświeżone włosy pozostają z nami do końca dnia. Do tej pory nie miałam jeszcze żadnego suchego szamponu, który by tak odświeżał włosy, więc jest idealny na sytuacje awaryjne. Jako szatynka miałam problem z tym białym nalotem na włosach, ale... Zamiast rozczesywać włosy szczotką, biorę ręcznik i delikatnie pocieram nim, jakbym chciała wytrzeć po prysznicu mokre włosy. Wygląda to dużo lepiej. Pozostałości szamponu  można też traktować wodą, tj. zwilżyć dłonie wodą i delikatnie przejechać po włosach. Jeżeli kiedyś spotkałabym te szampony w sklepie, na pewno zrobię zapas.


SHAKE FOR BODY! - OWOCOWE ŻELE POD PRYSZNIC I BALSAM DO CIAŁA

Te produkty, to prawdziwa bomba zapachowa. Żele od razu zabrałam ze sobą pod prysznic, nie mogłam się oprzeć. Wyglądają świetnie, prawda? Mają kremową konsystencję w kolorze odzwierciedlającym opakowania. Truskawkowy jest delikatnie różowy, z kolei waniliowy ma żółte zabawienie. Nie jest ona rzadka, ani bardzo gęsta. Zapachy, to czysta poezja. Są takie... prawdziwe, soczyste. Nie są chemiczne, jak to w przypadku niektórych żeli bywa. Kąpiel z ich użyciem, to naprawdę bardzo przyjemne chwile. Do kąpieli używam myjki. W połączeniu z nią żele dobrze się pienią i oczyszczają skórę. Żele wzbogacone są w ekstrakty oraz kwas mlekowy. Jest on jednak gdzieś w połowie składu. Mimo SLS w składzie nie wysuszają zbytnio skóry. Mając jednak w zanadrzu również balsam kakaowy Shake for body zawsze nanosiłam go po kąpieli.


Jego konsystencja jest gęsta o delikatnie brązowym zabarwieniu. Nie zostawia lepkiego filmu. Zapach jest mocno kakaowy i idealnie sprawdza się na zimowe wieczory. Jest taki otulający i po prostu przyjemny. Na ciele zostaje przez bardzo długi czas, więc miło zasypiać wśród takich aromatów. Aplikuje się go za pomocą dozownika. Niestety w transporcie pękł i dzióbek jest urwany. Jest to małe utrudnienie, ale mimo to i tak można wydobywać za jego pomocą balsam. Na pokrycie całego ciała zużywam ok. 3-4 pompki, więc uważam, to za bardzo dobry wynik pod względem wydajności. Jeżeli chodzi o skład, to jest w nim sporo fajnych składników, m.in. masło shea, ekstrakt z kakaowca, masło kakaowe, ale... Jest też również parafina. Jeżeli chodzi o efekty, to skóra była dobrze nawilżona i pozbawiona suchości, a to zimą jest kluczowe. Nawet moje łokcie stały się mniej suche, a to prawdziwe suchary. Ogólnie jestem zadowolona z duetu żel + balsam.

Znacie te produkty z Drogerii Jasmin? Który przypadł Wam najbardziej do gustu?

Czytaj dalej

sobota, 29 grudnia 2018

Lirene - pastelowe trio do pielęgnacji

Kosmetyki Lirene są ze mną od dawna. Pierwszym produktem tej marki, jaki znalazł się w mojej kosmetyczce był podkład City Matt, który kupiłam sobie chodząc do Technikum. Od tamtej pory kosmetyki tej marki przewijają się u mnie w mniejszej lub większej ilości, ale są. Najczęściej stawiam na pielęgnacje. Ukochałam sobie żele pod prysznic tej marki i z wielką radością testowałam też jesienne nowości. Pora coś o nich napisać.


LIRENE - MIĘTOWY ŻEL PEELINGUJĄCY Z WĘGLEM Z BAMBUSA

Zabierając się za testowanie tego żelu sądziłam, że po otwarciu opakowania uderzy mnie miętowa woń. Zarówno grafika listka mięty, jak i sam kolor opakowania tego produktu bardzo na to wskazywały. I faktycznie, jest tu ona bardzo wyraźnie wyczuwalna, ale ma też coś delikatniejszego w tle, co ciężko jest mi nazwać. Zapach jest jednak bardzo przyjemny, świeży i rześki. Konsystencja jest przezroczysta, o lekko zielonym zabarwieniu. Ma w sobie zatopione mnóstwo drobin w białym i czarnym kolorze. Jest całkiem gęsty, nie przelatuje przez palce. Wydajność zadowalająca. Samo opakowanie poręczne, elastyczne, więc wydobywanie produktu nie stanowi problemu. Zamknięcie na "klik" początkowo ciężko się otwiera. Z czasem jednak bardziej się wyrabia. Bardzo lubię takie produkty 2w1. Podczas codziennej kąpieli mogę zarówno oczyszczać, jak i peelingować swoją skórę sprawiając, że jest ona odświeżona, gładka i pozbawiona martwego naskórka. Oczyszczone są również pory. Drobinek jest wiele, ale nie są one bardzo ostre, dzięki czemu produktu można używać na co dzień.  Peeling kosztuje ok. 15 zł/150 ml, więc uważam, że jest to dobra cena.



LIRENE - PEELING DROBNOZIARNISTY Z OLEJKIEM Z CZARNEJ PORZECZKI

W swojej łazience mam sporo otwartych peelingów. Raz sięgam po jakiś mocniejszy zdzierak, innym razem potrzebuję czegoś delikatniejszego i w tej roli dobrze spisuje się ten peeling z olejkiem z czarnej porzeczki. Z całej trójki jest to najmniejszy produkt. Tubka zgrabna, podłużna, o pojemności 75 ml. Konsystencja dość gęsta. Ma w sobie mnóstwo delikatnych drobin. Co jakiś czas ciemniejsze drobiny. To co najbardziej uwiodło mnie w tym produkcie, to jego piękny i słodki zapach. Po prostu poezja. Subtelne drobiny nie stanowią mocnego zdzieraka, używanie tego produkty da nam delikatny efekt złuszczenia. Na pewno nie zrobi nam on krzywdy. Producent zaleca używać go 2 razy w tygodniu, ale wydaje mi się, że większa liczba użyć również by nam nie zaszkodziła. Produktu tego używam dla podtrzymania efektu po mocniejszym zdzieraku i w tej roli sprawdza się idealnie. Jako jedyny produkt do złuszczania mógłby być za delikatny. Jego cena to ok. 16 zł.


LIRENE - MIGDAŁOWY KREMOWY ŻEL MYJĄCY Z D-PANTENOLEM

Opakowanie tego kremowego żelu jest identyczne, jak w przypadku żelu miętowego - miękka, dość szeroka tuba z zamknięciem na "klik". Kolor opakowania przyjemny dla oka. Zapach bardzo ładny, kwiatowy, delikatny - bardzo przyjemny. Konsystencja jest... Dziwna. Po wyciśnięciu z tuby średnio gęsta, kremowa o różowym zabarwieniu. W kontakcie z twarzą dość lepka, tak jakby stawiała pewien opór. W recenzji koleżanki kiedyś przeczytałam żeby najpierw spienić ten żel na dłoniach i dopiero potem nanieść na twarz - taki sposób użytkowania jest zdecydowanie bardziej przyjemny. Jest ona jednak dość wydajna, a spienianie produktu w dłoniach potęguje jeszcze tę wydajność. Żel dobrze oczyszcza twarz z resztek makijażu i codziennych zabrudzeń. Nie wysusza skóry, nie podrażnia jej. Po jego użyciu nie jest ona napięta, ani ściągnięta. Kosztuje ok 14 zł za 150 ml. Jest warty tej ceny.


Każdy z tych produktów ma kilka wspólnych cech. Pierwszą jest niewątpliwie uroczy wygląd. Opakowania są bowiem utrzymane w pastelowych barwach. Podobny jest również sposób wydobywania kosmetyków. Każdy z nich można postawić na "głowie" dzięki czemu wydobycie kosmetyków do samego końca nie stanowi problemów. Produkty te łączy również fakt, że każdy przeznaczony jest do wszystkich typów cery. Większość produktów tej marki możecie nabyć w sklepie Iperfumy.pl, do którego, jak zwykle, Was zapraszam.

Znacie produkty pielęgnacyjne Lirene? A znacie któryś z tych produktów?
Czytaj dalej

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Farmona - Radical - Peeling trychologiczny + konkurs

Kosmetyki firmy Farmona są mi bliskie. Używam ich od lat i bardzo sobie tę znajomość chwalę. Odwiedzając aptekę bardzo często spotykałam się z kosmetykami Radical. Widywałam tam różnego rodzaju produkty do włosów, które niejednokrotnie budziły moją ciekawość. Teraz miałam okazję wypróbować całą serię. Chciałabym jednak poświęcić ten wpis jednemu z tych produktów, którym jest peeling trychologiczny.


Wizualnie zestaw prezentuje się naprawdę fajnie. Kolor czerwony i zielony w połączeniu kojarzy mi się ze zbliżającymi się Świętami. To na pewno miłe skojarzenie. Sam peeling uprzednio zapakowany jest w kartonik. Tuba wykonana jest z miękkiego i elastycznego plastiku, dzięki czemu świetnie wydobywa się z niej produkt i będzie tak do samego końca. Tubka zakończona jest dość długim dzióbkiem, którym fajnie rozprowadza się peeling po skórze głowy. Zamknięcie na zakrętkę. Konsystencja kremowa, dość gęsta, o przyjemnym, ziołowym zapachu.


Peelingów przeznaczonych do skóry głowy powinniśmy używać systematycznie. Mają one bowiem za zadanie oczyścić naszą skórę głowy, pozbawić ją zrogowaciałego naskórka, a także pobudzić mikrokrążenie. Systematyczność odgrywa tu ważną rolę, ponieważ dobrze oczyszczona skóra głowy lepiej przyjmie kolejne kroki naszej włosowej pielęgnacji. Zacznijmy więc od tego, jak stosować taki peeling. Producent zaleca używać go 1-2 razy w tygodniu poprzez równomierne rozprowadzenie po suchej skórze głowy. Powinien temu towarzyszyć masaż opuszkami palców. Tak naniesiony produkt zostawiamy na ok. 10 min, po czym spłukujemy ciepłą wodą. 


Efekty są dla mnie więcej, niż zadowalające. Peeling nie posiada żadnych drobinek, więc nie ma najmniejszego problemu z wypłukaniem go z włosów. Dobrze, ale w delikatny sposób oczyszcza skórę głowy, która jest wtedy bardziej podatna na działanie innych składników (kwasy AHA, papaina, Arginina, ekstrakt ze skrzypu, prowitamina B5 i mocznik) zawartych w tej serii. Samo aplikowanie produktu jest bardzo przyjemne, dzięki ładnemu zapachowi. Kosmetyk jest raczej wydajny. Bardzo cieszy mnie fakt, że dzięki temu peelingowi moje włosy są dłużej świeże. Czasem po kilku godzinach potrafiły się już "świecić", co było moją zmorą, a teraz przynajmniej nie muszę ich myć codziennie. Skóra głowy odżyła, jest poprawnie oczyszczona. Już po pierwszym użyciu czuć zmianę. Włosy mniej wypadają, a to kolejny duży plus.


JEŻELI I WY CHCIELIBYŚCIE PRZETESTOWAĆ TAKI ZESTAW, TO ODPOWIEDZCIE NA PYTANIE:

Jak na co dzień dbasz o swoje włosy?

Bądźcie obserwatorami mojego bloga, a także zaobserwujcie profil http://instagram.com/laboratorium_farmona na Instagramie. Odpowiedzi na pytania możecie udzielać w komentarzu.


REGULAMIN:

1. Organizatorem rozdania jest jakpiekniebyckobieta.pl a fundatorem nagród firma Farmona.
2. Rozdanie skierowane jest dla osób zamieszkałych na terenie Polski lub mających polski adres do wysyłki.
3. W skład nagród wchodzi zestaw widoczny na zdjęciu (5 produktów).
4. W rozdaniu mogą wziąć udział osoby nie prowadzące blogów.
5. Rozdanie trwa od XXX do XXX do godziny 23:59:59.
6. Zwycięzca zostanie wyłoniony do 7 dni od zakończenia rozdania, a wyniki pojawią się w tym poście.
7. Osoby, które zaobserwują bloga/fanpage tylko w czasie rozdania zostaną wykluczone z możliwości brania udziału w kolejnych rozdaniach oraz konkursach.
8. W rozdaniu wygrywa 1 osoba. Po ogłoszeniu wyników, zwycięzcę prosi się o wysłanie adresu, na które mają zostać wysłane nagrody na adres natalyyjka@wp.pl. Wysyłką zajmuję się ja, jakpiekniebyckobieta.pl.
9. Wygranych produktów nie można wymienić na nagrodę pieniężną.
10. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
11. Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu.

POWODZENIA!
Czytaj dalej

piątek, 30 listopada 2018

Bielenda - żel micelarny do mycia twarzy - zielona herbata

Kosmetyki Bielenda są w mojej pielęgnacji systematycznie już od bardzo dawna. Co i rusz kupuję poszczególne produkty z nowych serii, by móc je poznać. Moją ukochaną jest seria różana, a teraz przymierzam się do tej niebieskiej (kokosowej). W między czasie skusiłam się na micelarny żel zielona herbata do mycia twarzy do cery mieszanej. Jeżeli jesteście ciekawi, jak się u mnie sprawdza, to zapraszam do zapoznania się z recenzją.


Żel mieści się w smukłej, podłużnej, plastikowej butelce. Utrzymana jest ona w złoto-zielonej kolorystyce. Produkty wydobywa się za pomocą pompki i to rozwiązanie lubię najbardziej. Pompka jest standardowa, dzięki przekręceniu jej w odpowiednią stronę blokujemy wydobywanie się produktu, co jest dobrą opcją w podróży. Żel jest przezroczysty o lekko zielonym zabarwieniu. Zapach zielonej herbaty jest tu bardzo mocno wyczuwalny. Czasem mam wrażenie, że aż za bardzo, co nie do końca mi odpowiada. Do twarzy wolę bardziej subtelne zapachy.


Produkt nie pieni się zbyt obficie. Jest wydajny, bo używam go już od bardzo dawna, a mam go troszkę mniej niż połowę. Podbiera mi go też czasem mama, a pomimo to wciąż jest go dużo. Jedna pompka wystarczy do jednego mycia. W pierwszej kolejności zmywam makijaż płynem micelarnym, a potem resztki usuwam za pomocą tego żelu i z efektu końcowego jestem zadowolona. Twarz jest dobrze umyta z resztek makijażu i przygotowana do dalszych zabiegów. Żel micelarny przeznaczony jest do cery mieszanej i ja właśnie taką mam. Produkt niweluje świecenie się skóry, co bardzo mi odpowiada. Obecnie jest w promocyjnej cenie (tańszej o 22%) i można go kupić na Iperfumy.pl za 14,90 zł.

Lubicie kosmetyki Bielenda? Znacie serię z zieloną herbatą? Używacie żeli micelarnych?
Czytaj dalej

wtorek, 2 października 2018

Nowości Nivea w pigułce - olejek w balsamie kwiat pomarańczy, duet do włosów Hairmilk natural shine oraz antyperspirant Black&White invisible

Jako Przyjaciółka Klubu Nivea systematycznie testuję wszelkie nowości, jakie ta marka wypuszcza na rynek. Cieszy mnie ten fakt, ponieważ Nivea jest obecna w moim domu już od wielu lat. Dziś mam dla Was zbiorczy post z wszystkimi ostatnimi nowościami. Będą to: Olejek w balsamie o zapachu kwiatu pomarańczy z dodatkiem olejku awokado, duet do włosów Hairmilk Natural Shine, tj. odżywka i szampon pielęgnujący oraz antyperspirant Black&White Invisible Silty Smooth

NIVEA - OLEJEK W BALSAMIE - KWIAT POMARAŃCZY I OLEJEK AWOKADO

Ta nowość dotarła do mnie już bardzo dawno temu. Jeszcze nie tak dawno, to było moje ulubione "smarowidło". Ale zacznijmy od standardu, czyli wyglądu. Balsam ten mieści się w dość dużej, plastikowej tubie utrzymanej w niebieskiej kolorystyce. Na czele widzimy kwiaty pomarańczy, co od razu zdradza nam główny składnik. Zamknięcie na "klik" bardzo mi odpowiada. Na górze "zatyczki" wytłoczony jest napis NIVEA. Kosmetyk wygodnie się otwiera, nie sprawia żadnych problemów. Konsystencja niezbyt gęsta, biała, lekka, przyjemna. Pozostawia na skórze delikatny, ochronny film.


Zapach, to istna poezja i to właśnie za jego sprawą używałam tego balsamu tak często. Głównie wyczuwam tu nutę pomarańczy, ale wzbogaconą jakąś inną przyjemną wonią. Zapach jest świeży, ale taki... ciepły, otulający. Bardzo mi się podoba. Na ten momento balsamu zostało naprawdę niewiele i myślę, że na dniach go "zdenkuję". Dużą zaletą tego produktu jest fakt, że bardzo szybko się wchłania. To lubię najbardziej w balsamach. Drugim atutem jest to, że zapach bardzo długo utrzymuje się na skórze, a woń tę docenił nawet mój mąż. Skóra jest nawilżona miła w dotyku. Bardzo miło będę wspominała ten balsam i w przyszłości na pewno jeszcze kiedyś po niego sięgnę.



NIVEA - HAIRMIL NATURAL SHINE - ODŻYWKA ORAZ SZAMPON PIELĘGNACYJNY DO WŁOSÓW

Do tej pory testowałam jeden kosmetyk do włosów tej maki i był to micelarny szampon. Pora wypróbować kolejne produkty z tej kategorii. Tym razem jest to duet - szampon i odżywka z linii Hair Milk. Nivea kojarzy mi się przede wszystkim z niebieskim (ew. białym) kolorem, więc kolor tej linii jest dla mnie fajnym zaskoczeniem. Opakowania są różowe z fioletowymi i granatowymi dodatkami.  Zamknięcie w obu przypadkach na "klik". Szampon ma pojemność 400 ml (co uważam, za sporą pojemność), a odżywka 200 ml. Konsystencja szamponu jest dość rzadka, biała o jakby perłowym wykończeniu. Odżywka tylko troszkę gęstsza, biała i kremowa. Zapach w obu przypadkach delikatny, przyjemny, na pewno przypadnie do gustu większości kobiet.


Duet ten przeznaczony jest do włosów matowych, szorstkich, zmęczonych i problematycznych w układaniu. Ma za zadanie nawilżyć włosy i przywrócić im ich naturalny blask oraz zregenerować je. Efektem jaki otrzymamy powinny być zdrowe, jedwabiste włosy, które naturalnie się układają wyzwalając pełnię blasku. Czy tak było? Jeżeli włosy są bardzo zniszczone, to od zawsze utrzymuję, że pomóc może im jedynie cięcie. Nie wierzę, że zwykły szampon czy odżywka są w stanie uratować włosy, które są rozdwojone i przypominają siano. Ja swoje włosy przycięłam i od tego momentu bardziej o nie dbam, a pomaga mi w tym właśnie ten szampon i odżywka. Linia ta zawiera proteiny mleka jedwabiu, dzięki którym włosy są nawilżone i bardziej gładkie i ujarzmione. Po systematycznym używaniu, są one przyjemne w dotyku i takie... sypkie. To miła odmiana. Zapuszczając włosy do ślubu zależało mi na głównie na długości, a jakość poszła na dalszy plan. Teraz stawiam na to drugie i póki co fajnie mi idzie. Trzymajcie kciuki!



NIVEA - BLACK&WHITE INVISIBLE SILKY SMOOTH - ANTYPERSPIRANT

Antyperspirantów tej marki miałam niewiele, bo chyba tylko jeden. Mam w tej dziedzinie swoje sprawdzone produkty i tych się trzymam. Jeżeli jednak nadarza się okazja do poznania czegoś nowego i tak zawsze moja ciekawość bierze górę. Ten antyperspirant zaciekawił mnie tym, że nadaje się już do stosowania zaraz po goleniu, dzięki temu, że nie zawiera alkoholu. Jest to produkt łagodny i przyjazny dla naszej skóry, co mnie cieszy. Wiadomo, jak okropne uczucie dyskomfortu czujemy, gdy przez zapomnienie użyjemy zwykłego antyperspirantu tuż po depilacji. Z tym produktem już nie musimy się o to martwić.


Wizualnie wygląda ładnie. Całość utrzymana jest w biało-czarno-złotej kolorystyce. Wyjątkiem wyróżniającym się tu jest granatowe logo. Antyperspirant ma zabezpieczenie - wystarczy przekręcić go w jedną stronę i tym sposobem blokujemy go, dzięki czemu na pewno nie wypsika nam się samoistnie, np. podczas przewożenia w podróży. Bardzo lubię takie rozwiązania. Zapach jest bardzo delikatny, przyjemny, wyczuwam w nim jakby nuty wanilii, co jest fajne. Zapach nie jest taki duszący, jak w przypadku większości produktów. Po użyciu, spod bluzki wyłoniła się "chmura" produktu, która w normalnej sytuacji na pewno by mnie przydusiła. Tu tego nie było, co mocno mnie zaskoczyło! Ochrona jest na odpowiednim poziomie. Przy obecnej porze roku spisuje się naprawdę dobrze. Chroni przed potem i maskuje nieprzyjemny zapach. Chętnie kupię go jeszcze raz.


Z tej gromadki jestem zadowolona! Kosmetyki Nivea nie zawiodły mnie po raz kolejny! Ciężko z tej gromadki wybrać mi ulubieńca, bo każdy z tych produktów zaskoczył mnie pozytywnie czyś innym. Brawo Nivea!

A Wy używacie kosmetyków Nivea? Znacie któryś z tej czwórki?

Czytaj dalej