wtorek, 30 czerwca 2015

Pędzel i paski do frencza od Born Pretty Store

Cześć! Przepraszam, że jest mnie tak mało, ale ostatnio miałam do załatwienia sporo spraw związanych z licencjatem. Wczoraj byłam oprawić i złożyć prace, zostało się jeszcze tylko obronić i upragnione wakacje nadejdą. Tymczasem znalazłam chwilkę, by opisać Wam pędzel, który wybrałam od Born Pretty Store, a także paski do manicure.


Przyznam się szczerze, że tak naprawdę nie wiem do czego jest ten pędzel, ale kiedy tylko go zobaczyłam, chciałam go mieć, by w końcu posiadać coś konkretnego do rozprowadzania podkładu. Do tej pory miałam płaski, dość twardy pędzel z BrushArt, który nie spisywał się najlepiej, ponieważ bardzo smużył. Tu spodobało mi się włosie i pomyślałam, że może się spełnić się w tej funkcji znacznie lepiej i... Nie myliłam się!


 Włosów jest dużo, są bardzo przyjemne w dotyku i w kontakcie z twarzą. Pędzel jest po kilku myciach i nie wypadł póki co, ani jeden włos. Jest on dość dużych rozmiarów, więc szybko operuje się nim rozprowadzając fluid. Rączka jest drewniana, dobrze trzyma się ją w dłoni - bardzo wygodnie. Pędzel nie zostawia śladów na twarzy, jak w przypadku jego poprzednika. Z tego co pamiętam, kosztował lekko ponad $4, czyli nie dużo. Jestem z niego bardzo zadowolona - to już mój drugi pędzel zagraniczny, który kosztuje niewiele, a świetnie się spisuje.


Chciałabym także napisać kilka słów paskach do frencza, z którymi nie było już - niestety - tak fajnie jak z pędzlem. Aplikacja jest oczywiście bardzo prosta, paseczki dobrze się odrywają od papierka i całkiem fajnie trzymają na paznokciach. Niestety czar pryska, kiedy trzeba je odklejać. Zostawiają bardzo dużo kleju, przy czym cały manicure wygląda dość nieestetycznie z ciągnącym się klejem. Nie wiem co mogłabym więcej dodać - nie przypadły mi do gustu, musiałam malować paznokcie od nowa, z frencza zrezygnowałam. Koszt takich paseczków to $0,99 - niedużo, ale nie spełniają według mnie swojej funkcji.


Pasków używałam robiąc pazurki mamie - efekty były niezadowalające zarówno dla mnie jak i dla niej. Niestety nie mam zdjęcia. Paskom dam jeszcze jedną szansę, tym razem na swoich paznokciach i na pewno napiszę Wam jak też spisały się u mnie.

Używacie pędzla do podkładu i pasków do frencza?

Czytaj dalej

wtorek, 23 czerwca 2015

Wibo - Matching foundation - rozświetlający podkład dopoasowujący się do kolorytu skóry - Ivory

Cześć. Korzystając z promocji -49% w Rossmannie chciałam kupić rozświetlający podkład Rimmel Wake me up. Niestety odcień Ivory rozszedł się niczym świeże bułeczki. W niedrogich i rozświetlających podkładach nie miałam za dużego wyboru - jednak za namową koleżanki skusiłam się na dopasowujący się do odcienia skóry podkład Wibo Matching foundation. Czy był to dobry wybór? Dowiecie się niżej.

Informacje od producenta:
Podkład Matching Foundation, który dzięki lekkiej, satynowej konsystencji dopasowuje się do koloru skóry. Nadaje jednolitą barwę skórze i matowi ją na wiele godzin. Dzięki zawartości witaminy A, C, E i B3 fluid pielęgnuje i odżywia cerę, a prowitamina B5 zapewnia odpowiednie nawilżenie.
Formuła Skin Adapting gwarantuje naturalny efekt oraz idealny blask i wygląd cery. Cena: ok. 10-12 zł / 25 g.

  
 

Moja opinia:
Podkład mieści się w plastikowym opakowaniu - tubce, niczym nie wyróżniającej się na drogeryjnej półce. Jest ona w odcieniu beżowo-brązowym, jak większość podkładów w tubce. Pomijam fakt, że biorąc pod uwagę ile w środku jest podkładu, to opakowanie powinno być jakieś 5 x mniejsze - pod światło wygląda to źle - myślałam, że wzięłam używany, ale koleżanka miała taki sam, więc albo obie wzięłyśmy wymacany, albo tak te podkłady już po prostu mają. Zakręca się go jak i odkręca bez najmniejszych problemów. Można go postawić na "głowie", co powoduje ściekanie podkładu i jego lepsze wydobycie.

 

Konsystencja nie jest ani za rzadka, ani za gęsta - taka w sam raz. Dobrze rozprowadza się ją po twarzy. Zapach podkładu nie przypadł mi do gustu - kojarzy mi się z bazarowymi, tandetnymi kosmetykami. Po jakimś czasie jednak ulatnia się z twarzy - na szczęście! Całkiem fajnie kryje niedoskonałości, aczkolwiek bardzo subtelnie, nie tworzy efektu maski na twarzy, zostawia delikatnie rozświetlającą poświatę - twarz nie świeci się jak choinka, a pięknie skrzy w słońcu, dając efekt promiennej i wypoczętej twarzy. Według mnie faktycznie dopasowuje się do kolorytu skóry, jednak z matowieniem jest średnio. Nie wysusza, nie podkreśla suchych skórek, nie podrażnia, ani nie uczula. Cena według mnie bardzo fajna - ja na promocji kupiłam go za ok. 5 zł.

 Efekt przed i po:

 Na powyższym zdjęciu, z lewej strony widać kawałek mojego uczulenia. Niżej dość dobrze zakryte.


Ogólnie jest to niedrogi, aczkolwiek warty wypróbowania podkład. Ma kilka niedociągnięć, ale są one mniej ważne, niż jego zalety, które posiada niewątpliwie.

Lubicie podkłady rozświetlające? Jakiego używacie obecnie?

* * *

Ostatnio sporo rozmyślam na temat swojej przyszłości, a dokładniej pracy, z którą wiadomo, że ciężko - szczególnie w moim zawodzie. By ubiegać się o jakieś stanowisko, niezbędne jest odpowiednie wykształcenie, dodatkowym atutem po studiach może okazać się podyplomówka. Ciekawą opcją wydają się także szkolenia. Patrząc na oferty różnych centrów organizacji szkoleń każdy znajdzie coś dla siebie, np. ktoś po finansach może udać się na szkolenie z zamówień publicznych, a przyszły nauczyciel jak ja, np. na edukację medialną, czy szkolenie na temat ADHD w szkole - metody postępowania. Czy ktoś z Was był kiedyś na jakimś fajnym szkoleniu, które miło wspomina?
Czytaj dalej

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Pastelowe kropeczkowe paznokcie

Hej. Od jakiegoś czasu chciałam zmalować na paznokciach coś wesołego. Szukałam jakiejś inspiracji, nic konkretnego mnie nie natchnęło. Wtedy mój wzrok uciekł w kierunku pudełka lakierowego. Znalazły się w nim 3 pastele, które od razu przykuły moje spojrzenie, kolejne dwa odkopałam z odmętów szafki i w taki oto sposób powstały pastelowe, kolorowe paznokcie z białymi kropeczkami. Wyglądają na maksa uroczo i myślę, że jeszcze nie raz zmaluję je na swoich paznokciach. Do ich wykonania użyłam następujących lakierów: lakiery Mariza: 62 (niebieski), 83 (róż), 86 (miętowy), Wibo Perfume nr 3 (żółty), Sensique Flowery Meadow (brzoskwiniowy), Rimmel by Rita Ora 703 White hot love (biały).






Ogólnie samo malowanie paznokci trwało dość długo, ktoś skutecznie mi przeszkadzał. Zazwyczaj idzie mi to sprawnie. Czasem zastanawiam się ile czasu w ciągu swojego życia poświęciłam na malowanie paznokci - przydałby się rejestrator czasu pracy, który skutecznie by mi to wyliczył. Chociaż może lepiej nie widzieć? To mógłby być szokujący wynik!

I jak Wam się podoba efekt końcowy?


Czytaj dalej

niedziela, 21 czerwca 2015

Evree - Feel good with Power Fruit - nawilżający olejek dwufazowy

Cześć. Co tam u Was słychać? Ja napisałam wczoraj ostatni egzamin i mam nadzieję, że go zaliczę, chociaż nie było łatwo. Dziś chciałabym napisać kilka słów na temat olejku do ciała marki Evree. Ogólnie kosmetyki tej firmy bardzo lubię, dlatego z wielkim entuzjazmem zabrałam się za testowanie tego olejku. Wcześniejszy olejek, jego krewniak, spisał się u mnie świetnie. Jeżeli jesteście ciekawi, czy równie bardzo polubiłam ten olejek, to zapraszam do lektury.

Informacje od producenta:
Power Fruit to innowacyjny, dwufazowy nawilżający olejek do ciała. To pierwszy tak wyjątkowy produkt na rynku. Łączy w sobie działanie olejku i balsamu. Wchłania się w mgnieniu oka a skóra pozostaje idealnie nawilżona i gładka. Jak to możliwe? Poprzez połączenie olejku malinowego i kwasu hialuronowego. Obydwa te składniki samodzielnie mają bardzo silne działanie nawilżające, a dzięki ich połączeniu możliwe jest osiągnięcie efektu maksymalnego nawilżenia. Cena: 27,99 zł / 100 ml (w Rossmannie)


 Moja opinia:
Zacznę od wyglądu opakowania i butelki olejku, nie mogę tego pominąć. Marka Evree doskonale wie co robi i swoimi produktami skutecznie kusi nas do wypróbowania nowości. Wszystkie kosmetyki występują w pięknych, rzucających się w oczy opakowaniach, które z daleka krzyczą "Weź mnie!" - nie można im się oprzeć. Olejek Fruit ma pięknie dobrane kolory: biel, błękit, czerwony róż i fiolet - może nawet kapka granatu - idealne połączenie (swoją drogą muszę chyba zastosować je na paznokciach). Opakowanie kartonowe jest bardzo dobrze i treściwie opisane. Sama buteleczka wykonana jest z twardego plastiku - podoba mi się to, ponieważ w przypadku tak rzadkich kosmetyków nie można za mocno ścisnąć butelki i tym samym wylać zawartość. Zamknięcie typu "press", według mnie dobrze się sprawdza, kiedy mamy tłuste ręce po olejku, nie muszę się mordować z otwarciem czy zamknięciem.

Zapach rozczarował mnie pod tym względem, że ja nie czuję tam owoców, ale... Mimo wszystko jest to piękny, według mnie bardziej kwiatowy, pudrowy zapach - jest cudowny, choć spodziewałam się czegoś całkiem innego. Teraz przejdźmy do działania. Pierwszy raz mam do czynienia z olejkiem dwufazowym do takiej pielęgnacji. Faza górna to połączenie olejków: Malinowego, winogronowego, jojoba, sezamowego oraz avocado. Natomiast faza dolna to czysty kwas hialluronowy, który odgrywa znaczącą rolę, ponieważ utrzymuje prawidłowe nawilżenie skóry poprzez wiązanie wody w naskórku.


Skóra po jego użyciu jest gładka, sprężysta, idealnie nawilżona. Olejku nie stosuję codziennie - nie mam takiej potrzeby, ponieważ jego działanie jest długofalowe. Szybko się wchłania i pozostawia skórę pięknie pachnącą. Jest bardzo wydajny. Skład zasługuje na pochwałę, ponieważ już na pierwszym miejscu jest olej ze słodkich migdałów i wiele, wiele innych. Cena wydaje mi się adekwatna do jakości i wydajności produktu.

A tu kilka informacji, między innymi skład: 
   

Znacie kosmetyki Evree? Lubicie?



Czytaj dalej

sobota, 20 czerwca 2015

Wibo - Hello Summer nr 4

Cześć. Dziś szybciutki post, w którym chciałabym opisać lakier Wibo - Hello Summer, który kupiłam na promocji -49%. O lakierach tej marki miałam i mam bardzo dobre zdanie, więc od razu na wstępie zaznaczę, że i ten lakier podołał swojemu zadaniu.

Informacje od producenta:
 Kolekcja 10 lakierów do paznokci w letniej kolorystyce. Nowa formuła pozwala na uzyskanie efektu błyszczących i perfekcyjnych paznokci już po jednej aplikacji. Lakiery charakteryzują się również doskonałą trwałością a perfekcyjnie wyprofilowany pędzelek gwarantuje idealne krycie. Bogata kolorystyka z pewnością doskonale dopasuje się do każdej modnej stylizacji.
Cena: 6 zł / 8,5 ml 


Moja opinia:
  Lakier mieści się w małej buteleczce z czarną zakrętką, na której widnieje kolorowy napis HELLO summer. Pędzelek jest z tych wąskich, ale nie sprawia problemu przy malowaniu. Można nim pomalować bardzo dobrze paznokcie, docierając we wszystkie zakamarki.
 

Lakier dobrze się rozprowadza po paznokciach, nie smuży, nie bąbelkuje. Dwie warstwy do pełnego krycia. Szybko schnie, co jest dużym plusem. Cena przystępna, paleta kolorów świetna - iście letnia! Lakier trzyma się na moich paznokciach bez odprysków jakieś 4 dni, widoczne jedynie lekkie przetarcia. Pokryty top coatem trzyma się nawet do tygodnia. Jestem z niego bardzo zadowolona i chętnie wypróbuję inne kolory. Lakier połączyłam z szarakiem Rimmela:


 Znacie lakiery Wibo Hello Summer? Podobają się Wam? Macie je w swojej kolekcji?

* * *

 Od jakiegoś czasu ciekawią mnie różne ubezpieczenia. Ostatnio pytałam Was co sądzicie o pewnej formie ubezpieczenia, ale chyba wiele osób po prostu w tych tematach się jeszcze nie orientuje. Ja zaczęłam i ciekawi mnie także ubezpieczenie na życie z funduszem kapitałowym - macie jakieś zdanie na jego temat?
Czytaj dalej

piątek, 19 czerwca 2015

Yves Rocher - peelingujący żel pod prysznic - truskawka/poziomka

Cześć. Zebrało mi się na recenzowanie produktów do kąpieli. Dziś chciałabym napisać coś o peelingującym żelu pod prysznic firmy Yves Rocher. Kupiłam go bardzo dawno temu, więc czas napisać o nim co nie co, póki jeszcze pamiętam jak bardzo mi się spodobał. Truskawki to ostatnio temat na czasie, ponieważ można je kupić w każdym sklepie i na każdy rogu. Ja mam swoje, ogródkowe - żadna kupna truskawka nie dorówna im w smaku.

Informacje od producenta:

Moja opinia:
 Żel kupiłam, bo skusił mnie jego piękny, słodki zapach. Uwielbiam wszystko co truskawkowe/poziomkowe. Swoją drogą, to producent coś niezdecydowany, bo jak żel truskawkowy może być o zapachu poziomek? Ja twierdzę, że to taki mix tych dwóch zapachów. Konsystencja jest w sam raz, nie przecieka przez palce. Jest przezroczysta o czerwonawym zabarwieniu i z wieloma bardzo drobnymi drobinkami. Te osoby, które spodziewają się mocnego zdzieraka raczej się zawiodą, ale... To nie peeling by w taki sam sposób jak on miał zdzierać naskórek. 


Opakowanie to poręczna, plastikowa tuba z zamknięciem na "klik", którą łatwo się otwiera i zamyka. Jest ona miękka, więc dobrze wydobywa się z niej zawartość produktu. Zapach jest po prostu cudowny, taki słodki i zarazem prawdziwy. Na pochwałę zasługuje fakt, że żel zawiera 98% składników naturalnych, tj. składniki pochodzenia roślinnego, wyciąg z truskawek, pestki z truskawek, puder z pestek, a cała formuła jest bez parabenów i łatwo ulega biodegradacji. 

 

Produkt dobrze się pieni, bardzo fajnie oczyszcza skórę, która nie jest po jego użyciu wysuszona. Nie wymaga nakładania balsamu czy olejku. Jak już wspominałam, zdzierak z niego słaby, ale nie takie jest według mnie jego zadanie, co potwierdza opis producenta, który pisze, że jest on do stosowania codziennego. Zapach przez jakiś czas utrzymuje się na skórze, a znacznie dłużej w powietrzu. Idealny na lato! Cena według mnie troszkę za wysoka, bo jest to 16 zł za 200ml.

Znacie ten produkt? Lubicie?

* * *

Wczorajszy dzień był dla mnie okropny. Cały poświęciłam licencjatowi. Pod koniec dnia łzy leciały mi z oczu jak grochy - za długo pracowałam przy komputerze. Poza tym, kiedy biegłam na dół po dzwoniący telefon o mało się nie zabiłam - o odszkodowanie za wypadek musiałabym zgłosić się do mojego chłopaka, który w tamtym momencie dzwonił. Dobrze, że wczorajszy dzień szybko dobiegł końca. Ja dziś się pakuję i jadę do Olsztyna. W sobotę egzamin z logopedii, trzymajcie kciuki!

Czytaj dalej

czwartek, 18 czerwca 2015

Kąpiel Agafii - błękitna maska do twarzy na wodzie chabrowej

Cześć. Dziś szybciutki post o fajnej maseczce, którą zakupiłam jakiś czas temu, już nawet sama nie pamiętam gdzie. Jest to maseczka na bazie wody chabrowej. To właśnie woda chabrowa w nazwie zachęciła mnie do jej zakupu. Zapraszam do czytania. 

Informacje od producenta:
Aktywna maska na bazie niebieskiej glinki skutecznie oczyszcza cerę, zwęża pory, a także usuwa nadmiar sebum i przywraca naturalny balans skóry. Naturalne składniki zapewniają dodatkowe odżywienie i nawilżenie. Idealny dla cery tłustej i mieszanej.
Sposób użycia: nanieść maskę na oczyszczoną skórę twarzy, omijając obszary wokół oczu. Po 10 minutach zmyć ciepłą wodą. Maskę stosować 1-2 razy w tygodniu. 
100 ml / 5,39 zł


Skład: Aqua, Kaolin (blue clay), Glycerin, Organic Centaurea Cyanus Flower Water (organic cornflower water), Cetearyl Alcohol, Zinc Oxide, Bentonite (and) Xanthan Gum, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Organic Malva Sylvestris (Mallow) Flower Extract (organic mallow extract), Avena Sativa (Oat) Kernel Powder (oatmeal oatmeal), Sodium Cetearyl Sulfate, Benzyl Alcohol, Parfum.

Moja opinia:
Bardzo lubię opakowania tych kosmetyków. Zakręcana saszetka to świetne rozwiązanie, ponieważ maseczka się nie zsycha, a dodatkowo można ją z łatwością wydobyć do samego końca, ponieważ tworzywo, z którego jest wykonane, jest bardzo plastyczne. Po odpowiednim rozłożeniu jej po opakowaniu, można ją także swobodnie postawić. 

 

Konsystencja maseczki jest gęsta, ale nie ma problemu z jej nakładaniem. Stosuje ją na wilgotną skórę twarzy. Maseczka zachowuje się jak typowa glinka - po kilku minutach zasycha na twarzy. Zapach ma też bardzo typowy jak dla takich kosmetyków. Najlepiej jest ją stosować po "parówce" ziołowej, która otworzy nasze pory, a maseczka będzie miała lepsze pole do popisu. Poza lekkim ściągnięciem skóry, nie czuję niczego więcej, tj. chłodzenia, rozgrzewania czy szczypania. Zmywa się ją dobrze i bez większych trudów. Skóra po jej stosowaniu jest gładka, miękka i przyjemna w dotyku. Pory dość fajnie oczyszczone, choć bez wcześniejszej "parówki" efekt jest mizerniejszy. Opakowanie starcza na około 12 aplikacji. Ogólnie jestem z niej zadowolona i chętnie wrócę do niej w niedalekiej przyszłości, ponieważ to fajna alternatywa dla typowych glinek, które trzeba rozrabiać samemu. Cena bardzo przystępna.

Znacie maseczki Babuszki? Lubicie chabrową?


* * *

Ostatnio dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak ubezpieczenie z funduszem inwestycyjnym. Zaciekawiłam się tym tematem i myślę, że takie ubezpieczenie byłoby odpowiednie dla mnie. Jeśli macie jakieś doświadczenia związane z tego typu ubezpieczeniami to byłabym wdzięczna za podzielenie się Waszymi spostrzeżeniami w komentarzach.
Czytaj dalej

środa, 17 czerwca 2015

Balea - żel pod prysznic paradise beach

Cześć. Już od roku żele Balea przewijają się przez moją łazienkę, a ja nie znalazłam nigdy więcej czasu, by je opisać. Postanowiłam tym razem to zrobić, bo ta limitka przekonała mnie do siebie pod każdym względem, począwszy od fajnego wyglądu, po dobre działanie i piękny zapach.  Z zapachami jest różnie, często kupujemy coś ze względu na piękne owoce na opakowaniu, a po zakupie, zapach wcale nie przypada nam do gustu. Niestety tak się dzieje, ocena ryzyka to dobra metoda na wyeliminowanie takich zakupowych porażek. Jeżeli w składzie znajduje się jakaś nuta, której nie lubię, to po prostu nie kupuję tego produktu. Na szczęście źle dobrany zapach tego żelu nie dotyczy ;)


Moja opinia:
Żel Balea zamknięty jest w plastikowym opakowaniu, które ma piękną szatę graficzną, co w sumie jest już typowe dla tych produktów, bo to one (opakowania) w głównej mierze przyciągają mnie do siebie. Zamknięcie na klik, otwiera się bezproblemowo. Jest to żel o zapachu kokosa i ananasa - to połączenie zapachowe bardzo mi się spodobało. Jest świeże, jednak ma coś ze słodyczy. Zapach orzeźwia i dodaje energii, mimo to chętnie stosuję go także wieczorem. Konsystencja jest kremowa, dość gęsta, w różowym kolorze. Dawno nie miałam żelu o tak intensywnym zabarwieniu.


Produkt dobrze się pieni, świetnie oczyszcza skórę. Mimo SLS w składzie nie wysusza. Ciało balsamuję sporadycznie, a jest w całkiem dobrym stanie. Żel jest dość wydajny, używam go już lekko ponad trzy tygodnie i zostało mi go jeszcze trochę - ok. 1/4 opakowania. Zapach nie utrzymuje się zbyt długo na skórze, ale za to w powietrzu tak. Łazienka cała jest wypełniona pięknym zapachem. Żele można śmiało stosować także jako płyn do kąpieli - dodając odrobinę żelu, cała wanna wypełnia się pianą po brzegi, a woda staje się różowa. Od razu milej bierze się kąpiel. Cena śmiesznie niska, przeważnie jest to 1 euro, czyli lekko ponad 4 zł. Gdyby te żele były u nas dostępne np. w drogeriach, z pewnością znikałyby z półek w sekundę. Ja na pewno wypróbowałabym wszystkie dostępne wersje. Rzadko zdarza się kupić coś dobrego w niskiej cenie.

Dla zainteresowanych skład:

 Znacie żele Balea? Jaka jest Wasza ulubiona wersja zapachowa? A może na jakimś zapachu się zawiedliście?

Czytaj dalej

wtorek, 16 czerwca 2015

W obiektywie - flora

Hej. Zainspirowana postem Kasi z bloga JustStayClassy, postanowiłam obfotografować swoje roślinki. Na aparacie wszystkie zdjęcia były cudne - po zrzuceniu na komputer bardzo im do tego było daleko. Udało mi się jednak wybrać kilka zdjęć, z których jestem zadowolona. Mam nadzieję, że i Wam przypadną do gustu. Fotografowanie zarówno fauny jak i flory sprawia mi dużo frajdy i przyjemności. Bardzo lubię zbliżenia na małe rzeczy oraz efekt rozmytego tła. Moje poczytania fotograficzne nie zawsze są takie jakbym tego chciała, ale ciągle się uczę, ciągle coś poprawiam i szukam, by ujęcie było jak najbardziej atrakcyjne. Na dobre ujęcie składa się wiele czynników, nie zawsze mam je wszystkie - często kiedy fotografuję kosmetyki do recenzji, zamiast na białym tle, są na niebieskim, co prawdopodobnie oznacza złe światlo. Dlatego najbardziej lubię fotografować na świeżym powietrzu. Barwy tam są najbardziej zbliżone do tych w rzeczywistości. Flora oferuje nam znacznie więcej niż niejedno profesjonalne tło, więc fajnie jest móc to wykorzystać.

 





















Ostatnie zdjęcie to oczywiście nie żaden kwiat, a moje pompony DIY ;) Ciężko było je ładnie sfotografować, bo nie za dobrze współgrają z wiatrem, jednak wydaje mi się, że całkiem fajnie będę nadawały się jako "rekwizyt" do sesji z kosmetykami. Pompony mam w kilku kolorach, także mam nadzieję, że uda mi się coś fajnego stworzyć.

Lubicie fotografować?

* * *

Pozostając jeszcze przy tematyce wesela i zarazem zdjęć, chciałabym Wam coś pokazać. Kto obserwuje mnie na Instagramie, ten już zapewne to widział, ale wiem też, że wiele osób go nie posiada, dlatego pokażę Wam to także tu. Na weselu Łukasza i Małgosi była księga gości, w której każdy gość weselny miał swoją stronę. Każdą stronę zdobiło zdjęcie z plakatem z jakiegoś filmu, w którym wkomponowane były nasze głowy. Ja widząc swój uśmiałam się, a oglądając plakaty innych, niemalże do łez. Drukowanie plakatów było troszkę kłopotliwe, jakość drukowanych fotek w Rossmannie pozostawiała wiele do życzenia, ale w fotocentrum udało się je wywołać tak jak należy. Oto nasz plakat (oryginał/przeróbka):

Czytaj dalej

Eveline Cosmetics - lakier do paznokci z serii MiniMAX nr 804

Cześć. Jakiś czas temu pokazywałam Wam paczkę testerską jaką dostałam od Eveline Cosmetics. W jej skład wchodziło bardzo wiele fajnych rzeczy. Jedne zaciekawiły mnie bardziej, inne mniej, ale... Znacie moją słabość do lakierów do paznokci, więc pewnie nie zdziwi Was to, że to właśnie lakier zaczęłam testować jako pierwszy. Skusił mnie przede wszystkim jego piękny kolor, który w buteleczce wyglądał dość niepozornie, a na paznokciach prezentuje się świetnie.


 

Lakier mieści się w małej, szklanej, 5 ml buteleczce w owalnym kształcie. Pędzelek jest średniej grubości i taki odpowiada mi chyba najbardziej. Nie jest ani za mały, ani za duży - w sam raz. Każdy lakier na zakrętce ma swój numer, powyższy lakier oznaczony jest nr 804. Ciężko jest mi określić co to za kolor. Myślę, że to ciekawe połączenie koloru różowego z koralowym - nie miałam takiego w swojej kolekcji miniMAXów, dlatego bardzo się cieszę, że właśnie ten przypadł mi w udziale. Pędzelkiem maluje się bardzo wygodnie, można nim dotrzeć we wszystkie zakamarki. Do pełnego krycia nałożyłam dwie warstwy i przykryłam je top coatem. Z wcześniejszych doświadczeń z tymi lakierami wiem, że mają bardzo dobrą trwałość, a w połączeniu z topem, potrafią trzymać się nawet do dwóch tygodni - efekt psuje jedynie odrost paznokcia. Lakier się nie smuży, nie bąbelkuje - według mnie nie ma wad. Moja kolekcja na obecną chwilę liczy ok. 25 sztuk tych lakierów i na żadnym się nie zawiodłam, dlatego i ten Wam polecam. 

Teraz pokażę Wam jak prezentuje się na paznokciach:





Gdybym do tego zdobienia dodała jeszcze coś zielonego na paznokciach, na których zrobiłam kropki, wyszedłby fajny arbuz - ale wpadłam na to dopiero, kiedy robiłam zdjęcia. Swoją drogą jakość zdjęć, na których prezentuję Wam paznokcie niestety nie powala, ale robiłam je telefonem, bo akurat rozładował mi się aparat - bywa. Długość paznokci skróciłam znacznie, ale zauważyłam, że kciuki zaczynają się nadłamywać od chwytania różnych rzeczy. Dlatego lepiej obciąć po swojemu, niż chodzić ze złamanym o wiele za daleko.

Jak podoba się Wam kolor? Lubicie lakiery miniMAX?

* * *

Remont mojego pokoju, przez wzgląd na wesele brata nieco się wydłużył. Ściany danej niepomalowane, ale mam nadzieję, że niebawem ruszymy z tematem. Kupiłam już trochę dekoracji do pokoju, nie mogę się doczekać kiedy zacznę je ustawiać, a chować stare, wysłużone. Zastanawiam się nad zakupem jednej rzeczy... Nowoczesne fotele ostatnio bardzo zaczęły mi się podobać. Gdyby udało mi się wygospodarować na nie trochę miejsca - byłoby super!


Czytaj dalej