Jakiś czas temu dotarła do mnie paczka z kosmetycznym mixem. W jej skład wchodziły kosmetyki, których używa się na co dzień. Tym bardziej byłam z niej zadowolona. Mogłam przetestować kosmetyki marki Solverx, Peel Mission, Weleda oraz Deborah Milano (przy czym ta ostatnia była jedyną marką, którą znałam już wcześniej, bo miałam z nią do czynienia). Dziś chciałabym opisać Wam te kosmetyki w mini-recenzjach. Powiem to wszystko, co uważam za najistotniejsze.

DERMOKOSMETYKI SOLVERX - EMULSJE POD PRYSZNIC
Ta marka była mi do tej pory nieznana. Bardzo lubię dermokosmetyki i mam ich w domu sporo. Czasem mam takie momenty, że moja skóra potrzebuje "wyciszenia". Często raczę się pięknie pachnącymi żelami, które (nie oszukujmy się) mają różne składy. Ucieszyłam się z tych emulsji. Są to duże butle, które mają 500 ml każda. Wykonane są z białego plastiku, przez który nie widać, ile produktu pozostało. Każda emulsja pochodzi z innej serii. Mamy tu emulsję do skóry atopowej, do skóry wrażliwej damskiej i do skóry wrażliwej męskiej. Dozuje się je za pomocą pompki. Jedna emulsja dotarła do mnie ułamana, więc po prostu przekładam sobie czasem dozownik. Konsystencje w przypadku każdej z tych emulsji są takie same, tj. mają mleczne zabarwienie i pod wpływem ciepła ciała spływają po nim. Nie jest to coś zwartego, zbitego.Zapach jest bardzo delikatny, przyjemny dla nosa. Powiedziałabym, że delikatnie "apteczny", jeśli wiecie, co mam na myśli. Pianka podczas mycia jest bardzo delikatna, wręcz znikoma, ale to było oczywiste. Emulsja dla kobiet i mężczyzn wzbogacona jest w kompleks olejów lnianego i z wiesiołka, a także kompleksu ekstraktu krwawnika i lukrecji i kwasu laktobionowego. Tak na dobrą sprawę, nie wiem czym mają się te emulsje różnić, bo skład mają identyczny - dziwne. Z kolei emulsja do skóry atopowej składa się kompleksu olejów jojoba, z czarnuszki i oleju lnianego oraz komplesu kwasu laktobionowego i glicyryzynowego. Każda z tych emulsji łagodzi naszą skórę. Nawilża ją, natłuszcza, a także delikatnie łagodzi stany zapalne. Po kąpieli nasza skóra nie jest sucha. Może te emulsje nie sprawiają takiej przyjemności, bo nie pachną słodkimi owocami czy kwiatami, ale za to bardziej delikatnie i troskliwie zajmą się naszym ciałem.

PEEL MISSION - TONIK DO SKÓRY ZE ZMARSZCZKAMI MIMICZNYMI
Toników mam naprawdę sporo, ale nigdy nie miałam takiego z przeznaczeniem do zmarszczek mimicznych. Ma on pojemność 200 ml. Mieści się w białej, plastikowej butelce z zamknięciem na "klik". Oprawa tego, jak i poniższego produktu, podobnie, jak w przypadku marki Solverx bardzo apteczna. Zapach dość mocny - nie spodziewałam się. Jest też specyficzny. Ciężko mi go określić. Przypomina mi coś czego nie potrafię odszukać w zakamarkach pamięci. Nie każdemu może się spodobać, ale dla mnie jest ok. W tle wyczuwam jakąś cytrynową nutę, która ma odbicie w składzie (Citrus Grandis). Konsystencja typowa dla toniku, czyli woda, nie ma też żadnej barwy. Szczególnie polecany jako pielęgnacja podtrzymująca efekty zabiegu B-Like Peel. Preparat zawiera kwas gamma-aminomasłowy wpływający na redukcję
stymulacji mięśniowej, dzięki czemu wygładza zmarszczki mimiczne (jak twierdzi producent).
Preparat reguluje pH skóry, pozostawia ją odświeżoną i wygładzoną, co odbija się na jej lepszym, wizualnym wyglądzie. Używałam go jakiś czas temu. Na twarzy widoczne zmarszczki mimiczne mam na czole oraz w zewnętrznych kącikach oczu. Nie zauważyłam, by zostały one znacznie spłycone, w każdym razie na pewno nie na czole. W okolicach oczu możliwe, że widzę delikatną poprawę. Skład jest bardzo krótki, a to lubię. Widnieje w nim tylko 9 składników.
Kremik mieści się w małej, aczkolwiek poręcznej tubce, wykonanej z miękkiego plastiku. Jego pojemność, to 50 ml. Można go postawić na "głowie", dzięki czemu konsystencja spływa i jest zawsze u wyjścia. Pozostając w jej temacie, jest ona biała, kremowa, lekka. Szybko się wchłania i pozostawia na skórze przyjemny film. Zapach przeciętny, nie do końca mi odpowiada, co niestety przełożyło się na moje niesystematyczne używanie go. Producent radzi stosować ten krem 2 razy dziennie, wmasowując go okrężnymi ruchami. W składzie kompleks peptydowy i kwas gamma-aminomasłowy, które mają odbicie w redukcji zmarszczek mimicznych.

DEBORAH MILANO - KREM BB - 01 BEIGE
O tym produkcie niestety powiem najmniej, ponieważ nie pasuje on do mojej cery. Wydawać by się mogło, że odcień 01 będzie bardzo jasny, aczkolwiek tu niestety tak nie jest. Kolor jest tak ciemny, że wydaje mi się, że mógłby pasować osobie o baardzo ciemnej karnacji. Pochwalić mogę opakowanie - jest małe i zgrabne. Zapach jest bardzo ładny - delikatny, ale słodki. Po prostu piękny. Bardzo żałuję, że nie mogę się nim raczyć na co dzień. Zamknięcie na zakrętkę zastąpiłabym "klikiem". Jego pojemność, to 30 ml.
DEBORAH MILANO - RÓŻ DO POLICZKÓW - 01 MAHOGANY
Od bardzo dawna nie używałam różu do policzków. Zazwyczaj ograniczam się do bronzera oraz rozświetlacza. Ciężko jest znaleźć mi odpowiedni odcień różu, który fajnie zgrywałby się z moją cerą. Róż Deborah Milano w odcieniu 01 Mahogany bardzo mi jednak odpowiada. Wszystko za sprawą delikatnego efektu, który dzięki nim uzyskuję. Po nałożeniu na twarz efekt końcowy jest taki nienachalny, subtelny. Dodaje twarzy fajnego rumieńca bez przesadzonego, mocnego odcienia. Ten róż, to taki kompakt. W środku mamy dodatkowo mini pędzelek, ale ja go nie używałam. Jest po prostu za mały. Maluję się w domu, a tam mam pod ręką całą gamę pędzli. Taki mały fajnie sprawdzi się poza domem, gdy chcemy troszkę poprawić makijaż, więc ogólnie fajnie, że się tam znalazł, mimo, że nie używam go za często. Kosmetyki kolorowe tej maki fajnie się u mnie sprawdzają. Jestem do dziś dnia zakochana w błyszczyku, który rozkochał mnie w sobie swoim kolorem i mam nadzieję, że to nie moje ostatnie spotkanie z tą marką.

WELEDA - SKIN FOOD LIGHT - KREM NATYCHMIASTOWO NAWILŻAJĄCY SKÓRĘ SUCHĄ
Na sam koniec wisienka na torcie, czyli lekki krem Weleda. Czytałam o tej firmie bardzo wiele pochlebnych opinii, a sama niczego nie miałam. Kiedy nadarzyła się okazja do testów - po prostu się ucieszyłam. Kremma bardzo fajne, energetyczne opakowanie w kolorze ostrej zieleni. Takie kolory, szczególnie teraz wiosną, dodają dodatkowego powera. Zamknięcie na "klik", tak jak lubię. Opakowanie jest solidne, jak na tego typu tubkę. Ma taką matową powłoczkę. Pomimo ciągłego używania, nadal wygląda estetycznie bez żadnych zgięć czy wgnieceń. Po otwarciu mamy dość spory otwór, przez który wydobywa się krem. Konsystencja jest treściwa, nie spływa z dłoni. Ma delikatnie żółte zabarwienie. Zapach cytrynowy. Kosmetyk przeznaczony jest do skóry suchej - ja na pewno taką mam, ale tylko w niektórych partiach. Głównie broda i nos wraz z okolicami, więc tak go aplikowałam. Poziom nawilżenia był naprawdę zadowalający. Producent zaleca go do stosowania na ciało i przy tym dobrym nawilżeniu właśnie tak najczęściej go używałam. Skóra na moich łokciach i kolanach odżyła z czego niezmiernie się cieszę. Kupić możecie go na Notino.pl.
Cieszę się, że mogłam przetestować te produkty, bo dzięki temu poznałam wiele ciekawych i przede wszystkim nieznanych mi wcześniej marek, a właśnie o to w tym moim całym kosmetycznym hobby chodzi.
Znacie którąś z tych marek? Czy któryś z powyższych kosmetyków Was zainteresował?