sobota, 29 kwietnia 2017

Kwietniowi ulubieńcy - kosmetyki i gadżety

W marcu i kwietniu zawitało do mnie bardzo wiele nowości. Było dużo kosmetyków do pielęgnacji, całkiem sporo kolorówki, ale równie dużo ciekawych gadżetów. Jak to zwykle bywa, znalazło się kilka perełek godnych polecenia, jednak nie obyło się także bez bubli. Posty z ulubieńcami w moim odczuciu, to zbiór produktów więcej niż dobrych, takich do których chce się wracać. Ulubieńców jest tylko 5. Dziś zapraszam na ich prezentację. Mam nadzieję, że niebawem będę mogła pokazać ich Wam znacznie więcej.



#1 EOS - BALSAM DO UST - jest to mój drugi balsam tej marki. EOS ma swoich zwolenników, jak i przeciwników. Osoby, które potrzebują sporej dawki nawilżenia - tu jej nie znajdą. Jeżeli należysz do grona osób, których usta nie są zbyt wymagające, EOS zagwarantuje, że w dalszym ciągu Twoje usta będą się dobrze prezentować. Tym razem jestem w posiadaniu wersji o zapachu sorbetu truskawkowego. Jest mega! Zapach jest słodki i subtelny. Jajeczko jest niebywale wydajne, praktycznie wcale go nie ubywa. Poza funkcją pielęgnacyjną, dla mnie ten kosmetyk jest również fajnym gadżetem. Można go swobodnie wrzucić do torebki i mamy pewność, że się nie otworzy, a do środka nie wpadną przypadkowe paprochy. Jest jeszcze kilka wariantów zapachowych, które chętnie wypróbuję.


#2 CALVIN KLEIN - SHEER BEAUTY - WODA TOALETOWA -  nadeszła wiosna i choć u niektórych za oknem pogoda wskazuje inaczej, to ja póki co nie narzekam. Nie jest zbyt ciepło, ale przynajmniej nie ma śniegu. W związku z tym musiałam kupić nowe perfumy o nieco subtelniejszym zapachu, któe dobrze spiszą się o tej porze roku. Skuszona promocją na Iperfumy.pl wybrałam zapach Calvina Kleina Sheer Beauty. Zapach jak zwykle wybrałam w ciemno, nigdy wcześniej nie miałam okazji wąchać go na żywo. Wonią się nie rozczarowałam. Nuty jakie się tam znajdują, to brzoskwinia Bellini, czerwone jagody, bergamotka, jaśmin, różowa lilia, piwonia, drzewo sandałowe, piżmo oraz kwiat wanilii. Zapach jest świeży, kwiatowy. Opakowanie 100 ml udało mi się upolować za 99 zł.


#3 ETUI ZOLTI - mój Samsung ma coraz więcej ubranek. Wszystko dzięki uprzejmości firmy Zolti.pl. Obudowa stylizowana na drewno bardzo przypadła Wam do gustu, czego dowodem były Wasze komentarze pod wpisem, w którym ją prezentowałam. Ostatnio przybyło do mnie kilka przezroczystych caseów, jednym z nich są powyższe szopy. Są po prostu przeurocze. O obudowach mogę wypowiadać się w samych superlatywach. Są stosunkowo niedrogie, ładnie wyprofilowane, wszystkie otwory świetnie docięte i przy tym nie kosztują zbyt wiele. Musiały znaleźć się w tym zestawieniu.


#4 MINI RĘKAWICA GLOV - moim zachwytom nad tą mini rękawicą nie ma końca. Najpierw byłam jej bardzo ciekawa, bo marka Glov była mi do tej pory nieznana. Potem był wielki szok odnośnie tego, jak taka mała rękawiczka na jeden palec może tak świetnie usuwać makijaż, a teraz... Zachwyt nadal trwa. Rękawiczka świetnie usuwa makijażu przy użyciu jedyne wody. Dodatkowo świetnie spisuje się również na sucho, do poprawek w makijażu, np. odbitej kreski na powiece, w mig zwalczy również osypujący się tusz.


#5 RIMMEL - MAGNIF EYES - PALETKA CIENI - rewelacyjna paletka cieni składająca się z 8 kolorów. Znajdują się tam zarówno maty jak i brokaty (a ja nie czuję, że rymuję). Można nim wyczarować mnóstwo ciekawych makijaży, od tych delikatnych po te zdecydowanie mocniejsze, jak np. smoky eye. Cienie łatwo się aplikują i mają świetną pigmentację, więc czego chcieć więcej! Do tego nie są zbyt wielkie, więc idealnie sprawdzą się w podróży

Znacie któregoś z moich ulubieńców?
Czytaj dalej

piątek, 28 kwietnia 2017

PRZEGLĄD FILMOWY - THRILLERY

Jestem fanką komedii i komedii romantycznych. Od czasu do czasu lubię obejrzeć jakiś dramat. Nie przepadam za to za horrorami, bo po prostu się boję. Dobry thriller lubię obejrzeć tylko czasami. Thrillery i horrory mają to do siebie, że stwarzają pewnego rodzaju napięcie i dawkowanie emocji - jeżeli zaczniesz już jakiś oglądać, ciężko się potem od niego oderwać, mimo, że trochę się boisz. Piszę ten post pod wpływem impulsu, bo przedwczoraj obejrzałam taki film, a ten post tworzyłam grubo po północy. Mam dla Was 3 thrillery, które sama oglądałam. 

#1 ZAGINIONA
Film opowiada o dziewczynie, Jill Parrish, która po powrocie do domu z pracy odkrywa, że jej siostra zginęła. Wysnuwa teorię, że za jej porwaniem stoi seryjny morderca, którego ofiarą sama stała się przed dwoma laty, a teraz powrócił, by dokończyć swój plan. Policja jednak jej nie wierzy, ponieważ jej porwanie przed laty uważane jest za jej wymysł i urojenia. Jill postanawia odszukać siostrę na własną rękę. Czy uda jej się odnaleźć siostrę i seryjnego zabójcę? A może oprawca, który stoi za porwaniem jej i jej siostry jest tylko wymysłem wyobraźni Jill? By odpowiedzieć na to pytanie, musicie obejrzeć film.


#2 OBSESJA 
Film opowiada o losach pewnej rodziny. Derek Charles jest świeżo upieczonym wicedyrektorem w firmie Gage Bendix. Wraz z żoną Sharon ma syna, Kyle'a. Jego tymczasową sekretarką zostaje Lisa Sheridan, która z czasem, dzięki swoim śmiałym poczynaniom, zaczyna coraz bardziej wyprowadzać Dereka z równowagi. Kobieta próbuje uwieść mężczyznę, jednak z nędznym skutkiem, ponieważ jej starania zostają odrzucane. Lisa popada w obsesję na na punkcie Dereka, przez co zaczyna manipulować jego związkiem z Sharon, uciekając się nawet do przemocy. Główną rolę kobiecą gra tu Beyonce. Kiedy oglądałam ten film po raz pierwszy trochę mnie to zszokowało. Zdecydowanie wolę ją jako piosenkarkę, ale w tej roli także sobie poradziła. Nie jest to film wysokich lotów, ale nadaje się do obejrzenia.


#3 SUBLOKATORKA
Specjalistka od komputerów - Allison Jones, rozstaje się ze swoim partnerem. Mieszkanie samej jej nie służy,  ponieważ się boi. Jej mieszkanie jest duże, więc daje ogłoszenie do gazety, mając nadzieję na znalezienie odpowiedniej sublokatorki. Spośród wielu kandydatek wybiera z pozoru cichą i nieśmiałą Hedre Carlos. Obie dziewczyny szybko zaprzyjaźniają się. Pewnego dnia Allison odkrywa, że Hedra za wszelką cenę stara się do niej upodobnić, co stało się dla niej bardzo uciążliwe i niezręczne. Czy Hedra posunie się o krok dalej? Wiecie, co trzeba zrobić, by się o tym dowiedzieć!


W każdym z tych filmów znajduje się jakaś osobowość psychopatyczna. Są to zarówno psychopaci płci męskiej jak i żeńskiej - prawdę mówiąc, nie wiem, którzy są dla mnie gorsi. Wydaje mi się, że filmy z psychopatami-mężczyznami przerażają mnie bardziej. Każdej osobie z takimi problemami przydałaby się wizyta u doktora, np. http://www.doktorpsychiatra.pl/. Mimo, że filmy te opowiadają historie często zmyślone, to jednak gdzieś na świecie żyją ludzie, którzy mają podobne zapędy. Oglądając wiadomości czy czytając gazety można szybko się przekonać, że świrów nie brakuje. Zdecydowanie życzę każdemu, byście oglądali ich jedynie na szklanym ekranie.

Jaki gatunek filmów jest waszym ulubionym? Lubicie thrillery czy wolicie coś lekkiego?
Czytaj dalej

środa, 26 kwietnia 2017

Shinybox - Spełnij marzenia - kwiecień 2017

O kwietniowym Shinyboxie Spełnij marzenia było głośno już od dłuższego czasu. Wszystko za sprawą dwóch kosmetyków, które zrobiły furorę. Jednym z nich był żel do mycia twarzy -417, a drugim błyszczyk do ust Dr Ireny Eris z linii ProVoke. Żadnej z tych firm nie znałam osobiście, jedynie o nich słyszałam, więc siłą rzeczy też się ucieszyłam, szczególnie, gdy na stronie Shiny przeczytałam wiele pochlebnych opinii, szczególnie o firmie -417. Pudełka napływały do dziewczyn już pod koniec ubiegłego tygodnia, ja swoje dostałam dopiero w poniedziałek, więc czekałam w niepewności. Niby znałam zawartość pudełka, ale zawsze jest ten dreszczyk emocji, chociażby w przypadku koloru czy zamiennego produktu. Czy Shinybox spełnił moje marzenia? Najpierw zajrzyjmy do środka!



#1 DR IRENA ERIS - BŁYSZCZYK DO UST PROVOKE - intensywnie nawilżone, miękkie i gładkie usta o długotrwałym połysku. Pielęgnacyjna formuła, wzbogacona o Volulip Complex regeneruje i ujędrnia usta, nadając im pełniejszy wygląd. W pudełku znajdziemy mix kolorów, a mi trafił się nr 3 Romantic Cream. Cena: 55 zł / szt.


#2 -417 PIENIĄCY SIĘ ŻEL DO MYCIA TWARZY Z LUFĄ - czysta, świeża i promienna skóra już po pierwszym zastosowaniu. Dokładne usuwanie zanieczyszczeń skóry, dzięki zawartości mikrocząsteczek naturalnej luffy. Zawartość minerałów z Morza Martwego wraz z odżywczymi ekstraktami roślinnymi zapewnia skórze dogłębne odżywienie i nawilżenie. Cena: ok. 116 zł / 200 ml.



#3 FABERLIC - BALSAM TLENOWY Z SERII AIR STREAM LINII LEGENDARNY TLEN - Odżywiona, dotleniona i zregenerowana skóra, dzięki wysokiemu stężeniu kompleksu tlenu. Pomaga skórze walczyć z niekorzystnymi warunkami klimatycznymi i zregenerować skórę po przebytym stresie. Kosmetyk jest również zalecany jako produkt SOS do pielęgnacji podrażnionej skóry po ekspozycji na światło słoneczne, depilacji, agresywnych zabiegach w gabinecie kosmetycznym. Cena: 39,90 zł / 50 ml.


#4 KRYNICKIE SPA - ROZŚWIETLAJĄCY KREM POD OCZY - efekt rozświetlonej, wypoczętej i nawilżonej skóry okolic oczu. Regularnie stosowany wygładza i zmniejsza widoczność zmarszczek. Bogaty skład skutecznie niweluje oznaki zmęczenia, działa kojąco i łagodząco oraz przywraca świeżość skórze wokół oczu. Cena: 16 zł / 30 ml. 


#5 JOKO MAKE-UP - SPIEKANY RÓŻ DO POLICZKÓW - idealnie rozświetlone i podkreślone kości policzkowe dzięki zawartości iskrzących drobinek, które odbijają światło nadając twarzy promienny i zdrowy wygląd o każdej porze dnia. Mix kolorów. Cena: 13,50 zł / szt.


W pudełku znalazłam również próbkę regenerującego szampony do włosów Lab One No.1, ale jakoś zniknęła mi przy robieniu zdjęć. Zregenerowane, odżywione i nawilżone włosy. Zawarte w produkcie naturalne olejki i keratyna wzmacniają strukturę włosa na całej jego długości. Włosy stają się stają się miękkie, gładkie i nie elektryzują się.  Dodatkowo voucher na 30 zł do wykorzystania na stronie http://katalogmarzen.pl. 

Czy to pudełko spełniło moje marzenia? Średnio. Zawsze cieszę się na każde pudełko, ale poza produktem firmy -417 póki co niewiele mnie zainteresowało. Cóż, przetestuję i się okaże, może znajdę tu więcej hitów, niż mi się wydaje.

Co sądzicie o kwietniowym pudełku Shinybox? Czy Wasze marzenia zostałyby spełnione?
Czytaj dalej

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Nowości marki Bell do makijażu - produkty z serii hypoallergenic

Kochani, witam Was w 2017 roku i od razu przechodzę do działania! Końcówka roku, pod względem makijaży jakie proponowała nam jedna telewizja śniadaniowa, odbiła się bardzo głośnym echem. Wszystko za sprawą okropnych propozycji, które zamiast zrobić furorę swoim wyglądem, wywołały salwę śmiechu i kpin. Zapewne każda z Was wie o czym mowa. Mój post również będzie dotyczył makijażu, jednak z innej strony. Bez obaw, żadnych drastycznych widoków tu nie uświadczycie (choć zapewne rezultaty moich poczynań mogłyby być podobne do prezentowanych na wizji), bo chciałabym jedynie powiedzieć kilka słów o nowościach marki Bell z serii HYPOAllergenic.


Zacznę od tych produktów, które najbardziej polubiłam, czyli korektor korygujący pod oczy i do twarzy oraz cień do powiek w kredce. Oba produkty, poza kolorystyką i przeznaczeniem wyglądają tak samo. Aplikuje się je w ten sam sposób, wydobywa, zamyka. Są to kosmetyki w formie kredek, które wykręca się i chowa za pomocą obrotowej końcówki na dole. Zatyczki są dość uciążliwe, bo ciężko się je zamyka i otwiera.




Korektor trafił w mi się w pomarańczowych tonach, czyli takich jakich na co dzień używam. Przy cieple twarzy idealnie się rozprowadza, kredka jest dość miękka.Warto podkreślić, że nie sprawdzi się u osób z suchą skórą twarzy bo lubi podkreślać suche skórki. Dobrze byłoby przed jego nałożeniem wykonać jakiś peeling twarzy. Krycie ma całkiem przyzwoite, choć do idealnego daleko mu brakuje. Jest wydajny.


Cień do powiek - bardzo podoba mi się jego kolor. Jest to błyszczący brąz. W swoich makijażach używam tylko odcieni brązu, beżu i złota, więc ten cień w kredce jak najbardziej wpasowuje się w tę kolorystykę. Na zdjęciu nie za dobrze udało mi się ukazać jego prawdziwą barwę, za to błysk pierwsza klasa. Jest to podobno cień wodoodporny - nie pływałam w nim, nie płakałam w nim - ciężko mi powiedzieć, ale zmyć go można jednym pociągnięciem palca, więc trwałość nie jest jakaś powalająca, dlatego często aplikuję go tylko w kąciku oka. Jednak efekt, jaki można dzięki niemu uzyskać wynagradza wszystko.


Największym rozczarowaniem jest dla mnie ten eyeliner w pisaku. Producent nazywa go trwale barwiącym flamastrem do kresek. Nigdy nie umiałam za bardzo malować kresek pisakami, bo kreska nie wychodzi prosta, tylko taka poszarpana i kilka minut zajmuje mi korygowanie tego. Z tym flamastrem było podobnie. Użyłam go tylko raz, nie mogłam go w ogóle zmyć. Zanim mi się to udało, miałam całe czerwone oczy i granatowe powieki, mimo, że flamaster jest czarny. Jeżeli już się nim pomalujecie i w trakcie zauważycie jakąś nierówność, raczej nie ma szans na drobne poprawki ze zmywaniem, bo się po prostu nie da. Nie pokazałam kolory ani linii jaką można nim zrobić, ponieważ nie długi czas bym jej nie zmyła.


Ostatnimi produktami są kosmetyki do brwi - korektor oraz wosk modelujący. Wosk okazał się bardzo ciekawym produktem. Mimo swojego ciemnego koloru, efekty daje dość delikatne przez trochę tępą konsystencję. No ale czego spodziewać się po wosku? Kolor to piękny brąz i idealnie sprawdza się w delikatnym makijażu - takim jaki najczęściej preferuję.




Nigdy nie umiałam się posługiwać korektorami z "wirowym" pędzelkiem, ponieważ produktu zawsze nabiera się za dużo, nawet jak staram się go dobrze obetrzeć o szyjkę. Kolor jest dość intensywny, więc produkt ten super spisze się u osób, które na co dzień noszą ciemne brwi - ja w tym temacie jednak stawiam bardziej na naturalność. Podkreślam brwi, delikatnie wypełniając ubytki. Nie "jara" mnie idealnie podkreślona, nieskazitelna brew, wręcz przeciwnie. Biorąc pod uwagę wcześniej wspomnianą delikatność jaką preferuję ten produkt nie jest dla mnie, choć jego trwałość jest godna podziwu.



Lubicie kosmetyki kolorowe marki Bell?

Pogoda daje mi się we znaki. Wczoraj byłam na chrzcinach i tak zmarzłam na dworze i w kościele, że później pół wieczora nie mogłam się zagrzać. Niby mamy wiosnę, ale póki co mało na to wskazuje. Pamiętam, jak jakiś czas temu w moim pokoju było stare okno, przez które ciągle wpadało zimno, kiedy tylko mocniej wiało. Na szczęście okno już wymieniłam, ale pomocna mogła okazać się tu taśma uszczelniająca. Okno wcale nie było brzydkie, tylko niepraktyczne, bo uciekało ciepło Gdybym wcześniej użyła takiej taśmy miałabym mniejszy wydatek i mniej sprzątania. Tak czy inaczej, mój Ukochany nagrzał tak w pokoju, że tak mi było gorąco, że nie mogłam spać do 2 w nocy. Musiałam otwierać okna i wpuścić trochę zimnego powietrza. Dopiero wtedy usnęłam. Dziś ciężki dzień przede  mną, bo strasznie się nie wyspałam.
Czytaj dalej

Manicure hybrydowy - Dolce Vita Nails 424 Marine + SemiFlash efekt lustra

Już dość dawno temu pokazywałam Wam post dotyczący tego, jak nakładać SemiFlash Metallic, a dziś chciałabym pokazać go Wam w stylizacji. Efekt lustra prezentuje się super, ale jest strasznie nie fotogeniczny i bardzo ciężko jest go fajnie uchwycić na zdjęciu, co pewnie widzicie poniżej.



Do tej stylizacji użyłam pięknego granatu 424 Marine marki Dolce Vita Nails. Na zdjęciu wyszedł bardziej niebiesko niż w rzeczywistości. Nie wyobrażałam sobie tej stylizacji z użyciem SemiFlash bez tego koloru. Zakochałam się w tej mieszance już wtedy, kiedy robiłam ten efekt na wzorniku. Wszystkie odcienie niebieskiego pięknie komponują się ze srebrem i pewnie się ze mną zgodzicie. Jest to mój kolejny kolor hybryd Dolce Vita Nails w kolekcji i z kolejnego jestem bardzo zadowolona. Jak pewnie wiecie, hybrydy te zajęły pierwsze miejsce w moim hybrydowym rankingu i nadal jestem tego samego zdania. Niebawem będę testowała pewne hybrydowe nowości, więc w rankingu tym pojawi się pewnie jeszcze jedna pozycja dotycząca nowej marki. 



- Mam też pewne uwagi co do efektu lustra, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Moje paznokcie jak zwykle robiłam w nocy. Byłam trochę zmęczona, ale musiałam zmienić manicure, bo następnego dnia miałam iść na kolację, więc nie mogłam iść z takim odrostem. Oczywiście starałam się malować jak najlepiej potrafię, ale nie miałam zbyt dobrego światła i nawet nie zauważyłam, że w niektórych miejscach hybryda jest rozłożona nierówno. I gdybym pomalowała paznokcie tylko kolorem i w takim stanie je zostawiła, wtedy na pewno nie byłoby tego widać, ale kiedy nałożyłam efekt lustra... Niestety wyszła każda jedna nierówność. Jeżeli wcześniej do lakieru czy topu przyczepił się Wam jakiś paproszek - efekt szkła strasznie go uwydatni. Dlatego jeżeli planujecie w swojej stylizacji użyć tego efektu, płytka musi być pomalowana nieskazitelnie. 

- Kolejną uwagą jest używanie topu. Jak wicie z wcześniejszego wpisu, efekt trzeba aplikować na top NO WIPE. Po wtarciu pyłku należy oczyścić paznokieć pędzelkiem, by pozbyć się jego nadmiaru. Potem pokryć paznokieć jeszcze raz topem i... Nie wkładajcie go tylko do buteleczki! Za każdym razem wytrzyjcie pędzelek w wacik bezpyłowy, najlepiej nasączony cleanerem. Ja tego nie zauważyłam i ubrudziłam sobie cały top. Te drobne brokaciki nawet ładnie wyglądają, więc to nie przeszkadzałoby mi tak bardzo, ale... Kiedy nakładamy top z takimi drobinkami na efekt lustra, wtedy te wolne drobiny odznaczają się i niszczą cały piękną taflę.

- Ostatnią uwagą jest trwałość. Producent zaleca pokrycie efektu dwoma warstwami topu No Wipe. Należy tez pamiętać o podwójnym zabezpieczeniu brzegu. Do tej czynności bardzo się przyłożyłam, a mimo to na drugi dzień pyłek się już wytarł. Efekt, jaki można dzięki temu uzyskać jest naprawdę fantastyczny, ale w kolejnych stylizacjach nie pokuszę się o zaaplikowanie pyłku na cały paznokieć, a np. tylko na jego górę, jako takie ombre, lub do pokrycia jakiegoś wzoru - wtedy nie zetrze się z końców.

A Wy co macie na pazurkach?

* * *

Niebawem wszystko się zazieleni i w końcu będzie pięknie! My z mamą powoli ruszamy do ogrodu, zaczynamy sadzić kwiatki i krzewy. Tata zbudował nam małą szopkę, w której trzymamy wszystkie swoje przydatne akcesoria. Czasem myślę, że w środku przydałoby się tę szopkę lepiej zaaranżować. Myślałam o jakiejś konstrukcji stalowej, jak np. http://www.sandc.pl/, z pewnością byłoby to coś trwałego i stałego, a przede wszystkim coś innego i dużo bardziej praktycznego. Co o tym myślicie?

Czytaj dalej

Metamorfoza mojego pokoju - cz. 1

Bardzo dawno temu pisałam Wam o tym, że planuję w jakimś stopniu odmienić swój pokój. Ten cały proces trwał tak długo, ze aż wstyd. Co lepsze, jeszcze nie został ukończony, jednak ciężko jest tak z dnia na dzień wyłożyć na stół gotówkę i szaleć na zakupach, szczególnie jeżeli jest się biedną studentką. Postanowiłam więc, że stopniowo będę odmieniać swoje cztery kąty, by mój budżet nie ucierpiał, aż tak bardzo i by małymi krokami zmierzać do pokoju, który od dawna chciałam. Obiecywałam Wam, że pokażę Wam tę metamorfozę i słowa dotrzymuję.


Mój pokój pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Nie wiem skąd wpadł mi do głowy pomysł, by pomalować go na zielono, bo ja nawet za tym kolorem nie przepadam prawdę mówiąc. Zazwyczaj w moim życiu wszystko jest  raczej przemyślane, ale czasem lubię też kierować się impulsem, więc chyba ten kolor ścian właśnie na ten impuls zrzucę. Muszę przyznać, że dobrze przebywało mi się w tym kolorze, bo podobno zielony uspokaja. Z perspektywy czasu w to wierzę, ale biorąc pod uwagę różnorodność moich mebli i nagromadzone dookoła bibeloty, efekt nie był taki, jaki chciałam. Po prostu za dużo się tu działo. Lubię powtarzać powiedzenie, że mniej znaczy więcej, ale patrząc na poprzedni wygląd mojego pokoju jakoś tego nie widać. Pewnego dnia powiedziałam sobie dość i zaczęłam powoli planować wygląd swojego pokoju oraz budżet jaki potrzebuję. Z racji, że wyszło tego dość dużo jak na moją kieszeń, postanowiłam zakupy te rozłożyć na raty i takim oto sposobem, dziś mieszkam sobie w pokoju, który w końcu mi się podoba. Teraz chciałabym pokazać Wam kolaż ze zdjęciami mojego pokoju przed metamorfozą:


Na początek zaczęłam od koloru ścian, z których zniknęła zieleń, a w jej miejsce na ścianach zagościła biel. Dzięki temu prostemu "zabiegowi", pokój stał się większy i jaśniejszy. W drugiej kolejności postanowiłam zmienić lampę wiszącą - wcześniej był to papierowy lampion, który po kilku latach prezentował się już okropnie. Nieco zżółkł, a papier zaczynał się rwać. Na stronie IKEA upatrzyłam sobie piękną lampę wiszącą KNAPPA. Poprosiłam bratową o przysługę i tak za jakiś czas lampa była już u mnie. 


Troszkę czasu zajęło mi jej złożenie, ale z pomocą filmiku na YouTube jakoś poszło. Powyższe zdjęcie przedstawia jeszcze moje kombinowanie. Jak widzicie, w rogu wiszą niebiesko-granatowo-białe cottonballsy. Wcześniej miałam w planach, by pokój był biały z niebieskimi/turkusowymi dodatkami. Po jakimś czasie znów mi się odmieniło i cieszę się z tego powodu, bo do jasnych ścian i ciemnych mebli postanowiłam stopniowo dodawać pastelowe dodatki, które cały pokój rozweseliły. Na początek kupiiłam pastelowe cottonballs z Biedronki. Na całej długości ściany, zaraz pod skosem, przykleiłam fototapetę, która imituje cegłę. Dzięki niej, mój pokój jeszcze bardziej się wydłużył i wygląda na zdecydowanie większy. Kupiłam również narzutę i poszewki na poduszki KARIT z IKEA. W prezencie od brata dostałam nowy stolik, który pełni funkcję stolika nocnego i sztuczny kwiatek (też z IKEA).





Samej też zdarza mi się przygotowywać jakieś dodatki, jednak nie jest to nic pracochłonnego. Teraz, nad moim łóżkiem wisi obrazek, który przedstawia pastelowy sukulent. Włożyłam go w antyramkę w rozmiarze A4. Jego miejsce często zastępują inne grafiki. Jeszcze do niedawna za szkłem widniał flaming, a jeszcze wcześniej miętowy ananas. Wspaniałe jest to, że mając jedynie drukarkę, możemy mieć na ścianie co tylko sobie zamarzymy.


Plakat "TRAVEL" od Little Things jest co niektórym znany, ponieważ pokazywałam go już Wam na Instagramie i na blogu. Postanowiłam zmienić jego miejsce i znad łóżka powędrował prosto nad telewizor. Zamówiłam również na Aliexpress motyle, które przykleiłam do ściany. Dzięki temu, że można je zginać, możemy uzyskać fajny efekt 3D. Kupiłam motyle w kilku kolorach, ale najbardziej podobały mi się białe, szare i jasne niebieskie.


Jestem także naczelną fanką kaktusów, a że nie mam za bardzo ręki do kwiatów, moją "półkę kominkową" zdobią kaktusy DIY od mojej koleżanki (półkę też planuję przemalować, ale jeszcze nie wiem na jaki kolor).  Doniczki wypiekane są w specjalnym piecu, a same kaktusy zrobione są z filcu w różnych kolorach. Na czubkach mają urocze różyczki, a na sobie różnego rodzaju imitacje kolców. Jestem nimi zachwycona. W środku doniczek jest gips, który trzyma kaktusy w ryzach, a na jego górę, wysypałam kamyki w białym i różowym kolorze.


Na razie pokazałam jedną stronę pokoju, a teraz pora skupić się na drugiej części. Oczywiście, na niej również panuje biel, ale w dalszym ciągu występuje tam ta wspomniana już różnorodność mebli, która na razie jest dla mnie nie do zaakceptowania. W niedalekiej przyszłości planuję zakup białych mebli, ale niestety nie wiem kiedy mi się uda na nie nazbierać. Oby jak najszybciej. Jeżeli moje zbieranie się nie powiedzie, wtedy zastanowię się nad przemalowaniem obecnych - naoglądałam się już wielu projektów DIY z malowania mebli i nie jest to, aż takie straszne. Czas pokaże który sposób okaże się dla mnie najlepszy i najbardziej realny do zrealizowania. Jeżeli wymienię meble na białe, wtedy też pozbędę się ciemnobrązowych dodatków, tj dywanika i zasłon. Z całej metamorfozy jestem zadowolona, oczywiście chciałabym, by kilka rzeczy wyglądało jeszcze inaczej, ale cóż - może jak wygram w Lottka. W takich chwilach zazdrości się osobom bardzo zamożnym, ponieważ od ręki mogą urządzać swoje mieszkania w takim stylu w jakim tylko chcą, albo wchodzą na gotowe do domu zrobionego już pod klucz, jak http://apm-development.com.pl/ i wynajmują specjalistów do zaaranżowania całego metrażu. Czasem ktoś ma ogólną wizję tego, jak mieszkanie ma wyglądać, ale ciężko mu te myśli z głowy przerzucić do rzeczywistości.

A Wy przykładacie dużą wagę do wyglądu swojego pokoju? Jakie kolory królują w Waszych pokojach? Gdzie najczęściej kupujecie do nich dodatki? I przede wszystkim, jak podoba się Wam metamorfoza mojego pokoju?
Czytaj dalej

sobota, 22 kwietnia 2017

Calvin Klein Sheer Beauty, piękny zapach na wiosnę

Choć za oknem pogoda nie wskazuje na to, że mamy wiosnę, to kalendarz podpowiada inaczej. Mam obecnie sporo zapachów, których używam, ale są to dość ciężkie zapachy, które kupiłam jesienią czy zimą. Potrzebowałam czegoś typowo wiosennego, świeżego i lekkiego.Korzystając z okazji, że na Iperfumy.pl woda toaletowa Calvina Kleina Sheer Beauty były w promocji, postanowiłam w ciemno skusić się na jej zakup. Z wersji Beauty byłam bardzo zadowolona, więc może nieco lekkomyślnie, ale pomyślałam, że różowa musi być jeszcze fajniejsza.


Buteleczka niczym nie różni się od wersji Beauty, poza lekko różowym odcieniem. Wygląda schludnie, bardzo skromnie, ale po prostu pięknie. Jest to zdecydowanie ładniejsza odsłona, choć tak naprawdę różnica jest niewielka. W mojej garderobie na próżno szukać różowych ubrań, dodatków też nie mam zbyt wielu w tym odcieniu. Jednak jeżeli chodzi o dodatki do wnętrz czy kosmetyki, róż jest u mnie zawsze mile widziany. Atomizer się nie zacina, super rozpyla wodę toaletową, która opada niczym delikatna mgiełka. Bardzo przyjemne uczucie. Nutami zapachowymi tej wody są brzoskwinia Bellini, czerwone jagody, bergamotka, jaśmin, różowa lilia, piwonia, drzewo sandałowe, piżmo oraz kwiat wanilii. Ja najbardziej wyczuwam w nim jaśmin.


Połączenie tych nut to strzał w dziesiątkę! Zapach jest delikatny, świeży, subtelny i kobiecy. Idealnie wpisuje się w wiosenną aurę (może nie obecną, ale ogólną). Jest to niewątpliwie zapach kwiatowy, co zresztą widać po nutach. Nie jest to zapach za słodki, nie dusi, nie przytłacza. Gwarantuje lekkość jakiej właśnie potrzebowałam. Zapach nie należy do tych najtrwalszych. Dość szybko się ulatnia, ale jego piękna woń mi do wynagradza. Udało mi się kupić Sheer Beauty w promocji i za buteleczkę o pojemności 100 ml zapłaciłam 99 zł. Uważam, że to bardzo mało jak za tak wielką pojemność, więc tu wielki plus dla Iperfumy. Mimo, iż do zakupu tego zapachu podeszłam dość lekkomyślnie, bo nie znając go, zamówiłam od razu największą wersję, to absolutnie nie żałuję swojej decyzji. Zapach idealnie wpisuje się w mój gust, jest taki, jakiego właśnie potrzebowałam.

Znacie zapach Sheer Beauty? Co o nim sądzicie? Wpasowuje się w Wasz gust czy wolicie inne nuty zapachowe?
Czytaj dalej

piątek, 21 kwietnia 2017

Metamorfoza altanki - wykorzystanie palet budowlanych

Pisanie postów DIY i im podobnych sprawia mi dużą frajdę. Dziś cieszę się podwójnie, ponieważ metamorfoza dotyczyła będzie większego obiektu. Do tej pory były to przeważnie rzeczy małe jak np. lampiony czy doniczki. Wykończenie mojej ogródkowej altany trwało dość długo. W sumie same prace trwały krótko, ale zebranie się w sobie pochłonęło najwięcej czasu. Jednak dziś mogę powiedzieć, że altanka jest niemal taka jak sobie z mamą zaplanowałyśmy. Przy okazji zaprezentuję Wam fajny sposób na wykorzystanie palet budowlanych, które od wielu sezonów są wciąż na topie.  Może powiem też genezę powstania tej altanki. Przeważnie kiedy szliśmy zrobić sobie ognisko - spotykał nas deszcz. Wtedy prędko zbieraliśmy rzeczy i uciekaliśmy do domu. Takie nasze szczęście. Tata postanowił zbudować altankę z kominem, by można było palić ognisko w środku i tym samym ochronić się przed deszczem. Pomysł świetny! Teraz pokażę Wam zdjęcia.


Za metamorfozę tej altanki odpowiada cała moja rodzina - ja ją odmalowałam (gdyby ktoś był ciekawy, to był to drewnochron w kolorze TIK), tata przykręcił palety budowlane - wydaje mi się, że był to świetny pomysł, ponieważ prezentują się one bardzo ładnie. Zostały zamontowane tylko z dwóch stron, żeby w całej altance było więcej przestrzeni. Teoretycznie nic nas to nie kosztowało, ponieważ mój tata przywiózł je z budowy. Następnie ja z mamą od środka przyczepiłyśmy folię pistoletem na zszywki, by nikomu nie wiało po plecach. Sama folia nie wyglądała zbyt ładnie, więc postanowiłyśmy wykorzystać nasze żaluzje z maty bambusowej (które nie sprawdzały się na tarasie, bo bardzo przepuszczały słońce) i przyczepić je w celu zasłonięcia folii. One również zostały pomalowane drewnochronem. Tata na górę palet przykręcił deski i zrobiły się z nich fajne półki. Można tam ustawić lampiony i różnego rodzaju dekoracje. W środku jest palenisko, które tata obrobił kamieniem, na wierzchu ciekawa półka z wielkiego, płaskiego kamienia, otoczona cegłą. W środku pojawił się też "żuraw", który uspawał mój wujek. Ruszt był już tylko kwestią czasu - udało się go kupić przy okazji. Bok altanki ma przedłużony dach - chcieliśmy, by zmieścił się tam także stół i krzesła oraz by był on bezpieczny od ewentualnego deszczu. Do altanki dokupiłam także dwa sznury kolorowych lampionów-żarówek w Biedronce, jednak wieszamy je tylko wtedy, gdy tam idziemy z uwagi na częste burze i wiatry, które by im nie sprzyjały. Wierzcie mi na słowo, wieczorem jest tam po prostu pięknie!  Palenisko w środku to był rewelacyjny pomysł, choć muszę przyznać, że czasem jest tam po prostu za gorąco. Niebawem nadejdzie lato, a ja mieszkam na poddaszu, więc u mnie będzie po prostu upał. Czasem jest tak gorąco, że nie można usnąć. Przydałaby się wtedy klimatyzacja. Marzę o takiej z http://feelco.pl/. W zasadzie to taki cały system - kidy zimno, to grzeje, kiedy gorąco chłodzi - marzenie!

Jak podoba się Wam teraz moja altanka? Może coś jeszcze byście do niej dodały?


Czytaj dalej

Veera - pięknie ściskam! Profilaktyka przeciwżylakowa

Kiedyś pisałam dla Was artykuł dotyczący żylaków - skąd się biorą, co im sprzyja i jak je zwalczać. Sama jeszcze nie mam żylaków, ale patrząc na moich rodziców, wielce prawdopodobne jest to, że będę je mieć. Jak to mówią, lepiej dmuchać na zimne i odpowiednio się zabezpieczyć. Postanowiłam wypróbować produkty uciskowe - profilaktycznie. Mam 2 pary pończoch, które uwielbiam nosić oraz rajstopy. Wybrałam dwa warianty kolorystyczne  w odcieniach czerni i beżu - według najbardziej uniwersalne.


Produkty te, to świetny wynalazek. Mają pomagać przy zmęczeniu nóg, niewydolności krążenia, obrzękach nóg, pękaniu drobnych naczyń (pajączków), przy siedzącym lub stojącym trybie życia czy skłonności genetycznej do żylaków. Szeroka gama kolorystyczna oraz kilka wariantów wyboru (rajstopy, pończochy, podkolanówki) przemawiają na ich korzyść. Są zapakowane w ładne pudełeczko z wieczkiem. W środku zafoliowane i owinięte na tekturce. Pudełka są dobrze opisane. Rozmiary dostępne są od 1/S do 5/XXL. W tabelce poza rozmiarami wypisane są także ich odpowiedniki wagowe oraz wzrostowe, dlatego łatwo jest dopasować coś sobie jak i komuś bliskiemu.


Jak widzicie na dolnym opakowaniu, jeden zestaw pończoch jest oznaczony jako "unisex", co oczywiście znaczy, że przeznaczony jest zarówno dla kobiet jak i mężczyzn, co jest świetną opcją. Produkty są super wyprofilowane. Nie wyglądają jak zwykłe rajstopy. Po rozłożeniu mają kształt nogi z wyznaczonym miejscem na piętę czy też szerszym miejscem na łydkę. Są to produkty uciskowe, więc mogą sprawiać wrażenie za ciasnych, ale nie ma co się przejmować - tak ma po prostu być, by działanie było prawidłowe. Pończochy od wewnętrznej strony wyposażone są w silikonowe przylepce, dzięki którym świetnie trzymają się na udach. Nie ma konieczności zakładania do nich pasa do pończoch.




Poza kolorem czy krojem, marka Veera dopasowana jest także do Twoich potrzeb związanych z dolegliwościami. W sprzedaży są 3 stopnie ucisku. Pierwszy - 40 DEN, dla osób prowadzących siedzący tryb życia. Ucisk profilaktyczny 8-12 mmHg idealny przy objawach bolących, zmęczonych i ciężkich nóg. Drugi - 70 DEN, dla osób wykonujących stojącą pracę. Ucisk profilaktyczny 13-17 mmHg. Świetnie sprawdza się na zmęczone, bolące i spuchnięte nogi (obrzęk w okolicy kostki ustępujący po przespanej nocy), a także na bóle pod koniec dnia. Trzeci - 140 DEN, przy pierwszych objawach dolegliwości żylnych. Jest to I klasa ucisku 18-21 mmHg, która sprawdza się przy pierwszych zmianach żylnych, pękaniu naczynek, pajączków, przy obrzękach nóg czy przy ciągłym ich bólu.


Najfajniejsze w tych produktach jest to, że możemy dobrze działać na nasze nogi, a nikt o tym nie wie. Pończochy 40 DEN, które wybrałam są cienkie, więc idealne na tę porę roku, dodatkowo przylepiec od zewnętrznej strony jest koronkowy, co jest bardzo seksi. Wyglądem na nogach niczym się nie zdradzają. Ciekawe jest też to, że wykonane są w technologii Silver+, co znaczy, że zawierają jony srebra, które gwarantują lepszą higienę, ochronę i świeżość. Wyrób zachowuje także właściwości uciskowe przez co najmniej 6 miesięcy. Cieszę się, że skusiłam się na nie, ponieważ moje nogi czują się zdecydowanie lepiej, a przez to ja sama czuję się bardziej wypoczęta. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić Wam te produkty! Dzięki takim rajstopom można podnieść jakość swojego życia, dzięki czemu prezentować się po prostu dobrze. Jakoś życia podnoszą również inne zabiegi, jak np. magnetoterapia. Szerzej na jej temat możecie poczytać tu biomag.pl. Ja dodam w skrócie, że magnetoterapia stosowana jest w celu osiągnięcia działania przeciwbólowego, wazodylatayjnego (rozszerzanie tętnic oraz przyśpieszenia procesów gojenia i regeneracji.

 Stosujecie tego typu produkty profilaktycznie?
Czytaj dalej