Muszę zacząć pisać pracę licencjacką, ale jakoś nie mogę się zebrać. Ktoś powinien zasadzić mi mocnego kopniaka, to może w końcu napisałabym ten pierwszy rozdział. A wracając do notki to... Chciałam dziś napisać kilka słów na temat kremu do rąk Max Repair marki Evree.
Mimo, że kremy do rąk stosuję niechętnie, to ten stanowi u mnie wyjątek, bo używam go w miarę systematycznie (co uwierzcie, w moim przypadku jest dość dziwne). Serum ma czerwone, rzucające się w oczy opakowanie - swoją tubkę postawiłam w łazience i dzięki właśnie tej czerwieni pamiętam o jego używaniu. Poza tym, myślę, że dla kobiet, które noszą kremy w torebkach, odnalezienie go w odmętach dziwnych babskich rzeczy stanie się prostsze.
Zamknięcie na 'klik', otwiera się i zamyka bez problemu. Krem stawia się "na głowie", dzięki czemu serum zawsze jest na początku i od razu po naciśnięciu wylatuje z opakowania. Konsystencja jest biała, kremowa, lekka i puszysta, która dobrze się rozprowadza i szybko wchłania, nie pozostawiając tłustego czy lepkiego filmu na dłoniach.
Zapach delikatny, świeży, jednak z niczym konkretnym mi się nie kojarzy, abym mogła go Wam go czegoś porównać. Jeżeli chodzi o działanie, to nawilża na przyzwoitym poziomie. Skóra po stosowaniu jest gładka i miła w dotyku. Efekt nie jest chwilowy, a systematyczne używanie prowadzi do trwałych efektów. Ja używałam go 1-2 razy dziennie, praktycznie codziennie i muszę przyznać, że się spisał. Jednak mimo, iż jest to seria MAX Repair nie wiem czy poradziłby sobie z bardzo wymagającymi dłońmi- pozostaje mi tylko głęboko w to wierzyć. W składzie ma dużo fajnych składników jak np. mocznik, olej awokado, masło shea, glicerynę roślinną czy olejek arganowy.
Cena jest przystępna, dostępność dobra. Krem możemy kupić m.in. w Rossmannie, Hebe, Naturze czy Super-Pharm.
Znacie produkty Evree?