czwartek, 31 sierpnia 2017

Zdobienia manicure hybrydowego z lakierami Claresa

Kilka dni temu prezentowałam Wam swatche moich nowości hybrydowych marki Claresa. Na razie nie zapowiada się, by wylądowały na moich paznokciach, ponieważ poprzedni manicure ma się świetnie i nawet odrost jest malutki, więc jeszcze trochę go potrzymam. Chciałam jednak zobaczyć, jak te kolory spiszą się w akcji, więc postanowiłam przygotować kilka "zdobień" za pomocą większość prezentowanych ostatnio kolorów.


Przygotowałam 4 propozycje. Nie jest to nic bardzo twórczego, powiedziałabym nawet, że bardzo zwykłego. Coś, co każda z Was z pewnością dałaby radę odwzorować tak, albo i lepiej.  Pierwsze zdobienie (zielono-szare), to początkowo miało być negative space, ale ostatecznie przestrzeń wypełniłam srebrnym brokatem. Zrobiłam też na niebieskim tle róże, które pokryłam efektem lustra - świetnie odbijają światło i pięknie się w nim mienią. Kolejne zdobienia powstało przy użyciu cyrkonii i dwóch odcieni niebieskiego. Ostatnie zdobienie, to najprostsza ze wszystkich panterka. Robi się ją dosłownie niecałą minutę.



Jak widzicie, zdobienia są bardzo proste. Tym razem nie robiłam niczego wymyślnego, ani odkrywczego, bo niestety nie miałam na to czasu, ani niestety weny. Ze wszystkich zdobień najbardziej podoba mi się kolorowa panterka i srebrne róże, które choć nie wyglądają, są dość czasochłonne, aczkolwiek proste. Kiedy zobaczyłam te kolory na wzorniku, od razu zamarzyłam połączyć szarość z limonką. Teraz z kolei bardziej podoba mi się połączenie niebieskich paznokci z szarością, a zanim dojdzie do tego, aż sobie pomaluję paznokcie, to pewnie zmienię zdanie jeszcze dziesięć razy.

A Wy lubicie zdobienia na swoich paznokciach czy stawiacie na jednolite kolory?
Czytaj dalej

wtorek, 29 sierpnia 2017

Blizny potrądzikowe i urazowe - jak je zwalczyć?

Temat blizn zarówno tych potrądzikowych, jak i urazowych to bardzo nieprzyjemny temat, bowiem każda blizna wiąże się z jakimś przykrym wspomnieniem, a co za tym idzie i wydarzeniem. Skoro mamy blizny, coś złego musiało nam się przytrafić. Czasem są to malutkie ryski, innym razem wielka, rzucająca się w oczy skaza. Jeżeli blizny ukryte są pod ubraniami, wszystko jest dla nas w porządku, bo nikt ich nie widzi i tym samym nie narażamy się na zbędne pytania ze strony innych. Jeżeli sami pogodzimy się z tymi mankamentami naszego ciała, będzie super! Jednak wiele osób nie potrafi pogodzić się z tym kompleksem, szczególnie kiedy jest on bardzo widoczny. Dziś chciałabym głębiej poruszyć ten temat oraz zaproponować kilka sposobów poradzenia sobie z tym. Podczas tworzenia tego wpisu, bardzo pomocny był dla mnie artykuł Magdaleny Jaglarz, pt. Skuteczne metody usuwania blizn potrądzikowych i urazowych. Jeżeli mój tekst jest dla Was za mało obszerny i chcielibyście dowiedzieć się na ten temat jeszcze więcej, to zapraszam po więcej informacji na tamten blog.


JAK POWSTAJĄ BLIZNY ORAZ JAKIE SĄ ICH RODZAJE?

Odpowiedź jest prosta. Blizny powstają na skutek różnego rodzaju urazów oraz od ich wielkości (mam na myśli oczywiście to, czy jest to poważny uraz czy jedynie draśnięcie). Nasz organizm, jak na prawdziwego bohatera przystało, próbuje ochronić nasze ciało przed dostaniem się różnego rodzaju bakterii i zanieczyszczeń, dlatego stara się, jak najszybciej sprawić, by rana się zagoiła. Produkuje nowe naczynia krwionośne i tkankę łączną, która z kolei wytwarza kolagen. Nowo powstałe komórki odpowiedzialne są za zrośnięcie się rany. Trzeba im jednak przyznać, że są dość niecierpliwie, ponieważ robią to dość chaotycznie, co skutkuje późniejszym nierównym zrostem czy przerośnięciem. Tak powstała blizna bardzo różni się od skóry, ponieważ pozbawiona jest owłosienia oraz gruczołów potowych i łojowych, a także ma inny kolor niż reszta skóry, co sprawia, że się po prostu wyróżnia. Jeżeli chodzi o rodzaje, to wyróżnić możemy blizny: 

#1 BLIZNY POTRĄDZIKOWE - blizny tego typu powstają wtedy, kiedy trądzik był bardzo zaawansowany. Mogły powstać również na skutek nieodpowiedniego wyciskania czy rozdrapywania krostek. Wyróżnia się tu blizny: zanikowe (zagłębienia w skórze), bibułkowane (odbudowana skóra jest bardzo cienka), przerostowe (głównie bliznowce) oraz  przymieszkowe (wypukłe przy mieszkach włosowych).

#2 PRZYKURCZE BLIZNOWATE - są efektem rozległych ran. Organizm, by zasklepić ranę "skurcza" skórę wokół niej. Jeżeli ten rodzaj blizn występuje w okolicy mięśni czy ścięgien, może to znacząco wpływać na ograniczenie zdolności ruchowych.

#3 BLIZNY ZWYKŁE - są wynikiem urazów czy operacji. Potrafią kształtować się nawet przez pół roku. W tym czasie najczęściej zmieniają kolor, a także kształt i grubość. Mogą również wywołać uczucie swędzenia.

#4 BLIZNY PRZEROSŁE - są często efektem rozdrapywania czy też zakażenia rany. Mogą utrudniać poruszanie się.

#5 BLIZNOWCE - jest to narośl ponad poziomem skóry. Dzieje się to na skutek nadprodukcji kolagenu przy zabliźnianiu rany.  Narastające wybrzuszenia mogą mieć różowy bądź ciemnoczerwony kolor.


Nie można jednoznacznie stwierdzić, która metoda usuwania blizn jest najlepsza, ponieważ stosowane metody trzeba dopasować do rodzaju oraz wielkości blizn. Mamy więc do wyboru:

#1 USUWANIE BLIZN ZA POMOCĄ KWASÓW - kosmetyczka Magdalena Jaglarz twierdzi, że najlepsze w walce z bliznami są kwasy: trójchlorooctowy, glikolowy, salicylowy, pirogronowy i migdałowy. Gdy zdecydujemy się na usuwanie blizn kwasami warto jednak pamiętać, że jest to proces długotrwały, jednak efekty, jakie gwarantuje są zniewalające. Dodatkowo, dużym plusem kwasów jest to, że poza usunięciem blizn wpływają one regenerująco, nawilżająco oraz wygładzająco na naszą twarz, a do tego poprawiają koloryt skóry.

#2 USUWANIE BLIZN ZA POMOCĄ KARBOKSYTERAPII - karboksyterapia to nic innego, jak kontrolowane podawanie dwutlenku węgla. Dzieje się to w sposób śródskórny i podskórny za pomocą urządzenia dawkującego ilość gazu. Sprawdza się to np. przy usuwaniu rozstępów, zwiotczenia skóry czy cellulitu.

#3 USUWANIE BLIZN ZA POMOCĄ LASERA FRAKCYJNEGO - stosuje się go najczęściej w leczeniu blizn zanikowych. Dobrze poradzą sobie z bliznami potrądzikowymi.

#4 USUWANIE BLIZN ZA POMOCĄ OSOCZA BOGATOPŁYTKOWEGO - osocze bogatopłytkowe ma pobudzić skórę do wzmożonej regeneracji i odbudowania swojej struktury. Dzięki temu uzyskujemy nową i lepszą strukturalnie tkankę.

#5 USUWANIE BLIZN ZA POMOCĄ OPERACJI - to trochę śmieszne, że np. blizny pooperacyjne można usunąć kolejną operacją, ale tak jest, bo ściślej mówiąc jest to operacyjne wycinanie blizny.  

#6 USUWANIE BLIZN PREPARATAMI, MAŚCIAMI CZY ŻELAMI - do takich maści zalicza się np.  Cepan, Contractubex, No scar, Sutricon, Dermatix, RegimA Scar Repair Forte, Kelo-cote.

Jak widzicie, jest wiele metod radzenia sobie z nieestetycznie wyglądającymi i przede wszystkim wprawiającymi nas w kompleksy bliznami. Co więcej, by spotęgować efekt, można  połączyć kilka metod. Na szczęście nie miałam trądziku, więc teraz nie muszę się martwić o blizny potrądzikowe, ale mam dużo blizn od skaleczeń, szczególnie na nogach, które nie prezentują się zbyt ładnie, szczególnie, kiedy je odsłaniam nosząc sukienki. Nie czuję się komfortowo, ale teraz wiem, jak można się z nimi rozprawić. 

Myśleliście kiedyś o usuwaniu blizn (o ile takie posiadacie) za pomocą którejś z wymienionych metod?
Czytaj dalej

Naobay - odżywczy krem do twarzy

Zanim jeszcze dotarło do mnie majowe pudełko Shinybox - Pretty * Happy * You wiedziałam, że jednym z gwarantowanych w boxie produktów będzie odżywczy krem do twarzy Naobay. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tą marką, ale byłam jej niezmiernie ciekawa. Subskrybentki pudełka na stronie Shiny zaczęły opisywać te kosmetyki w samych superlatywach. To jeszcze bardziej spotęgowało moją ciekawość i sama cieszyłam się niezmiernie, że niebawem stanę się posiadaczką jednego z kosmetyków tej marki. Czy słuszna była moja radość?


Wygląd tego kremu kupuje mnie w całości. Jest skromny, minimalistyczny i przede wszystkim zgrabny. Do tego wielki plus za zakrętkę, która dodaje jeszcze większego uroku. Wszystko to sprawia, że każdego dnia mam ochotę po niego sięgać. Czasem naprawdę nie potrzeba zbyt wielu ozdobników, by z produktu zrobić coś, czego pożądają kobiety, czyli szyku i klasy. Opakowanie wykonane jest z miękkiego plastiku, także wydobywanie produktu nie sprawia żadnych trudności i wierzę w to, że tak właśnie będzie do samego końca. Podoba mi się również logo, które przypomina mi gałęzie drzewa. Mam też drobną ciekawostkę, Firma ta jest firmą hiszpańską, a NAOBAY, to skrót, po rozwinięciu, to Natural And Organic Beauty And You.



Pojemność produktu to 50 ml, czyli tyle, co standardowy krem w słoiczku. Konsystencja jest biała, dość gęsta i niebywale wydajna. Używam kremu od początku czerwca i mam go jeszcze sporo. Szybko się wchłania i nie pozostawia żadnej nieprzyjemnej warstewki. Jego największym minusem jest dla mnie zapach. Przypomina mi trochę krem do golenia z dawnych lat mojego dziadka, kiedy kremy te były w aluminiowych tubkach. Na początku przeszkadzał mi bardzo, teraz już się do niego przyzwyczaiłam. Myślałam, że oddam go mamie, ale nie chciałam rezygnować z produktu o tak dobrej opinii tylko ze względu na to, że zapach nie do końca mi odpowiadał - czasem warto się poświęcić i przemęczyć. Teraz jest dla mnie znośny.


Po miesiącu stosowania kremu na noc (starałam się, by było to smarowanie systematyczne, choć czasem zdarzyło mi się również używać innych produktów) mogę śmiało stwierdzić, że krem spisał się u mnie bardzo dobrze. Twarz była gładka i delikatna w dotyku Efekt nawilżenia był wyraźny i długotrwały. Suche skórki na nosie czy czole z dodatkową pomocą ulubionego peelingu to twarzy zniknęły w mig. Twarz wygląda na bardziej zadbaną, promienną i świeżą. Krem jest pełen niezbędnych kwasów tłuszczowych występujących w olejach pochodzących z upraw ekologicznych, takich jak olej awokado, oliwa z oliwek, które działają przeciwzmarszczkowo. 98,85% składników jest pochodzenia naturalnego, co jest dla mnie wielkim plusem. Gdyby nie wysoka cena (krem ten w pudełku został wyceniony na 215 zł), to chętnie poznałabym się z pozostałymi kosmetykami marki Naobay, jednak podejrzewam, że są one równie kosztowne co ten krem. Mimo to, kiedy go wykończę, na pewno będę go miło wspominała.

Używanie naturalnych kosmetyków jest coraz bardziej popularne i po prostu staje się pewnego rodzaju trendem. Za takimi trendami, aż chce się iść. W nas również zachodzą zmiany, które nakłaniają nas by się temu poddać, nie tylko jeżeli chodzi o sferę kosmetyków. Coraz częściej zabieramy na zakupy ekotorby, używamy ekologicznych i przyjaznych środowisku detergentów, a niektórzy idą o krok dalej i instalują przydomowe oczyszczalnie ścieków od sedyment.com.pl. Mam nadzieję, że za kilka lat nie będą to działania jedynie jednostkowe, a więcej osób zacznie zwracać uwagę na to, jak żyjemy i czy nie można by czegoś zmienić, by nasze otoczenie też na tym skorzystało. Jedynym zagrożeniem dla świata przyrody i zwierząt jesteśmy my - ludzie. Dlatego warto czasem się zatrzymać i zastanowić, jak niewiele trzeba, by żyć w zgodzie z fauną i florą.

Znacie kosmetyki Naobay? Czy cena odgrywa dla Was kluczową rolę podczas zakupów czy może jesteście w stanie zapłacić więcej za produkt, jeżeli spełnia Wasze oczekiwania?

Czytaj dalej

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Claresa - nowości hybrydowe w moim kuferku

Lakiery hybrydowe Claresa zrobiły na mnie naprawdę bardzo dobre wrażenie. Jeżeli mam być szczera, to nie dawałam im zbyt dużych szans na dłuższe zagrzanie miejsca w moim kufrze, no bo jak niby mają się spisywać hybrydy za 20 zł?  Przeżyłam jednak miłe zaskoczenie i życzyłabym sobie, aby takie zaskoczenia przeżywać częściej. Wybrałam kolejne 6 kolorów, które prędzej czy później zobaczycie w akcji na moich paznokciach.



Chciałabym najpierw podzielić się z Wami wrażeniami z noszenia, trwałości i ściągania tych hybryd. Nigdy nie przetrzymywałam lakieru na paznokciach tak długo, jak zrobiłam to z Claresą. Miałam je na paznokciach, aż 6 tygodni! Sama w to nie wierzę, ale tak było. Największym zaskoczeniem okazał się dla mnie top, który na paznokciach błyszczał przez cały czas. Większość topów jakie mam po paru tygodniach traci blask i żółcieje, a tu wszystko prezentowało się świetnie do samego końca. Oczywiście nie był to blask, jak na początku, bo i lakier się porysował od codziennych czynności, ale mimo wszystko wyglądał dobrze. Kolejny plus to trwałość. Do 6 tygodnia hybryda odprysnęła w jednym miejscu, ale to tylko za sprawą tego, że przycięłam paznokcie i wolny brzeg nie był dobrze zabezpieczony. Zazwyczaj po kilku tygodniach noszenia różnych hybryd, zaczynały one się podwadzać od góry, co skutkowało zaczepianiem się hybryd o włosy przy ich myciu. Hybrydy Claresa nawet nie drgnęły. Kiedy wiedziałam, że niebawem będę je ściągała, sama spróbowałam je podwadzić paznokciem - nie udało mi się, za co po prostu je uwielbiam! Ściąganie ich jest standardowe, odchodzą w acetonie, tak jak większość hybryd jakie miałam. Teraz chciałabym pokazać Wam swoje nowe kolory.



#1 CLARESA 014 - MALDIVES - piękny, soczysty odcień niebieskiego o wdzięcznej nazwie Maledives, która pięknie ten kolor odwzorowuje. Malediwy kojarzą mi się z niebieskimi, cudownymi wodami, od których nie można oderwać oczu i taki właśnie jest ten kolor. Zdecydowanie ożywi każdy manicure i nada mu charakteru.


#2 CLARESA - 302 GREEN SNAKE - węża w takim odcieniu nie widziałam, aczkolwiek wcale nie ujmuje to uroku temu kolorowi. Ja nazwałabym go inaczej. Juicy Lime to według mnie nazwa, które lepiej go opisuje. Kolor to dla mnie nic innego, jak wyrazista limonka. Pięknie komponuje się z szarościami.


#3 CLARESA - 001 SUMMER PEACH - producent opisuje ten kolor jako orzeźwiająca, słodka brzoskwinia. Według mnie ten kolor niewiele ma wspólnego z orzeźwieniem. Dla mnie orzeźwiające się takie energetyczne kolory, a nie zgaszone pastele. Mimo to kolor ten bardzo mi odpowiada Jest delikatny i świetnie będzie prezentował się noszony w połączeniu z brokatami. Ten kolor świetnie sprawdzi się do rozjaśniania całego manicure.


#4 CLARESA - 005 BUBBLE MINT - bardzo jasny, według mnie pistacjowy kolor. Świetnie wpisuje się w gamę kolorystyczną pasteli. Na zdjęciu wyszedł mi trochę przygaszony, a w rzeczywistości jest bardziej żywy. Jeszcze nie wiem z czym go zestawię, ale miło jest mieć go w zbiorach.


#5 CLARESA - 100 GRAY MOUSE - tu z kolei nazwa jest w 100% trafna. Szara myszka idealnie opisuje ten kolor. Odcień w rzeczywistości jest o ton ciemniejszy niż na zdjęciu i tego trochę żałuję, bo wolałabym taką jaśniejszą szarość, bo po prostu w zbiorach mi jej brak.


#6 CLARESA - 802 BLACK SNAKE - piękny i bardzo klasyczny kolor, to czerń. O niej nie trzeba się zbyt wiele rozwodzić. Bardzo wiele ładnych stylizacji wychodzi mi przy jej udziale. Używam jej również do zdobień. Ten odcień zrobił na mnie wrażenie tym, że nawet grubsza warstwa nie marszczy się w lampie.



Jestem zadowolona ze wszystkich odcieni, jakie sobie wybrałam. Niebieski i limonkowy odcień najbardziej wpisuję się w moje kolorystyczne gusta. Oczywiście klasyka w postaci czerni i szarości również jest zawsze u mnie na topie. Brzoskwinkę i pistację wykorzystam prędzej czy później i mam nadzieję, że kolejne manicure, jakie wykonam z ich udziałem zrobią na mnie tak samo dobre wrażenie, jak pierwszy.

Znacie hybrydy Claresa? Który kolor podoba się Wam najbardziej?
Czytaj dalej

niedziela, 27 sierpnia 2017

Przydatne aplikacje na telefon z androidem, cz. 2

Gdyby nie różnego rodzaju aplikacje na smartfony, to z pewnością spędzalibyśmy mniej czasu z telefonem w ręce. Aplikacje jednak były, są i będą, w dodatku coraz to nowsze i ciekawsze. Kiedyś przygotowałam już dla Was spis fajnych aplikacji i obiecałam sobie, że będą to posty cykliczne i że co jakiś czas zaskoczę Was czymś nowym. Niestety z braku czasu, a co więcej, ograniczonych możliwości pamięciowych mojego telefonu, jakoś o tym pomyśle zapomniałam. Dokupiłam kartę pamięci, ale i tak niewiele to dało. Pod wpływem dzisiejszego rannego "zdarzenia" pomyślałam, że chyba najwyższy czas zrobić kolejną porcję aplikacji.


#1 FOLLOWERS ASSISTANT - jest to aplikacja, której nie może u Ciebie zabraknąć, jeżeli jesteś użytkownikiem Instagrama. Aplikacja ta pokazuje, kto przestał Cię obserwować (co może być bardzo pomocne np. przy organizowaniu rozdań, by wyeliminować typowych konkursowiczów, którzy pojawiają się tylko na czas rozdania). Wykaz ten zaczyna działać dopiero w chwili odpalenia aplikacji. Nie zdziw się więc, gdy po jej uruchomieniu, znajdziesz tam zera. Dodatkowo możesz zobaczyć wykaz osób, które obserwujesz, ale bez wzajemności - to też ciekawa opcja, ponieważ na jej podstawie można dojść do tego, kto przestał Cię obserwować przed usunięciem apki. Aplikacja ta sprawiła mi trochę "przykrości", bo dowiedziałam się, że przestały obserwować mnie blogerki, którym kiedyś np. dużo pomagałam, albo po prostu rozmawiałyśmy i odwiedzałyśmy się. Ponad to jest też lista osób, które obserwują Ciebie, ale Ty ich nie, więc szybko możesz to nadrobić. Ogólnie polecam! Dziś np. doświadczyłam zjawiska "zbieractwa", tj. dwie blogerki zaobserwowały mnie, a kiedy ja się odwdzięczyłam, bo ich profile były naprawdę fajne, to one za kilka minut już przestały mnie obserwować. Jeżeli ktoś nie ma tej apki, pewnie się o tym nie dowie - tym paniom statystyki idą do góry, a same obserwują niewiele osób - wstyd po prostu. Nie powiem, też zdarza mi się kogoś przestać obserwować, to naturalne, że z czasem profil może przestać się nam podobać, lub ktoś może go porzucić. Nie boli mnie też to, kiedy ktoś obserwuje mnie, ja się nie odwdzięczę i wtedy ktoś odchodzi - trudno! Ale zbieractwa nie toleruję i nie będę tolerowała. 


#2 LISTONIC - to nic innego, jak aplikacja, która umożliwia nam robienie listy zakupów. Kiedyś bardzo często miałam tak, że zapisywałam sobie na notesie na lodówce rzeczy, które muszę kupić. Kiedy jechałam na zakupy, lista nadal wisiała na lodówce, a ja marnowałam kolejne minuty w sklepie na oglądaniu wszystkich rzeczy z nadzieją, że przypomni mi się, co miałam kupić. Te czasy już minęły. Wszystkie listy robię w Listonic. Aplikacja jest na tyle fajna, że sporządzamy sobie listę (kiedy wpisujemy dane słowo, wyświetlają nam się produktowe podpowiedzi, więc nie musimy jej pisać sami od A do Z. Ogólnie wiele produktów możemy wybrać z listy. Będąc w sklepie, odpalamy apkę i każdy produkt, który już jest w naszym koszyku, odhaczamy na liście (ty samym trafia on na koniec listy. Do tego aplikacja wyposażona jest w oferty promocyjne 7 sklepów (marketów typu Biedronka, Lidl). Poza listami zakupów, możesz także przeglądać gotowe przepisy na różne potrawy.



#3 FOTORUS - jest to apka, dzięki której w szybki i prosty sposób przerobicie swoje zdjęcie. Poprzez tę aplikację możesz zrobić bardzo ładne i nietuzinkowe kolaże w różnych położeniach, do tego możesz dodawać zdjęcia w różnych kształtach, z przeróżnymi efektami oraz filtrami. Twoje zdjęcia nabiorą nowego wymiaru.


Na dziś przygotowałam dla Was tylko trzy propozycje. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę miała okazję przygotować kolejny tego typu wpis. Bardzo zachęcam wszystkich posiadaczy Instagrama do zainstalowania apki Followers Assistant, ponieważ fajnie jest wiedzieć, kto jest w stosunku do nas uczciwy, a kto nie, bądź kto buduje swoją pozycję na Instagramie oszustwem. Opublikowałam na Instastory screen z Instagramerkami-zbieraczkami. Jedna z nich napisała do mnie z tłumaczeniem, że odlubiła profil przez przypadek i że mogłam najpierw zapytać czemu to zrobiła, a nie dodawać story - aha, tu mi pociąg jedzie. Nie wiem co ludziom daje takie zbieranie cyferek za wszelką cenę? Podnoszą poziom swojej wartości? Tego się raczej nie dowiem.

Ostatnio coraz bardziej uświadamiam sobie, jak ważne jest odpowiednie pozycjonowanie stron www. Kiedyś w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Teraz przeczytałam kilka artykułów na ten temat na Afterweb i postanowiłam wcielić tę wiedzę w życie blogowe. Efekty są zauważalne i mam nadzieję, że z czasem będą jeszcze większe. Polecam Wam wszystkim poczytać  na ten temat.

Znacie te aplikacje? A może korzystacie z podobnych i możecie coś polecić?
Czytaj dalej

sobota, 26 sierpnia 2017

Shinybox - Welcome to the Beauty jungle - sierpień 2017

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam, jak wygląda sierpniowy box Shiny pod nazwą Welcome to the Beauty Jungle przepadłam do reszty. Każde pudełko jest piękne na swój sposób, ale to przerosło moje estetyczne oczekiwania. Motywy na pudełku są bardzo na topie, a kolorystyka, jak na box dość ciemna, co bardzo mi się podoba. Chciałam, by zawartość była choć w części tak bardzo udana, jak wygląd zewnętrzny. Czy tak jest?


#1 KUESHI - REGENERUJĄCA EMULSJA DO TWARZY - jest wykorzystywana głównie do zapobiegania przedwczesnemu starzeniu się skóry. Jego mieszanka aktywnych składników regenerujących, takich jak ekstrakt ze śluzu ślimaka i olejek różany przeciwdziałają oznakom starzenia się skóry i drobnym zmarszczkom, ukrywając plamy, blizny, oparzenia i inne niedoskonałości skóry. Koryguje fotostarzenie skóry oraz uszkodzenia wynikające z promieniowania słonecznego poprzez samogenerację melaniny. Przyczynia się do eliminacji plam, również tych powstałych w przypadku trądziku, ospy wietrznej oraz ukrywa blizny spowodowane przez przebarwienia. Cena: 76 zł / 75 ml.


#2 CZTERY PORY ROKU - BALSAM DO CIAŁA - przynosi natychmiastową ulgę szorstkiej i suchej skórze już po jednokrotnym zastosowaniu. Dzięki wysokiej koncentracji głównych składników przywraca odpowiedni poziom nawilżenia, przyspiesza proces regeneracji oraz zapewnia długotrwałą ochronę przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych. Regularne stosowanie sprawia, że skóra staje się gładka, miękka i elastyczna. Przeznaczony dla skóry suchej.Cena: ok. 8 zł / 250 ml


#3 AA - KREMOWA EMULSJA DO MYCIA - niezwykła moc masła Tucuma, ukryta w kremowej emulsji do mycia ciała jest idealna zarówno pod prysznic, jak i do kąpieli. Wyjątkowe właściwości egzotycznego masła Tucuma w połączeniu z kremową emulsją sprawią, że skóra po umyciu stanie się miękka i elastyczna. Drogocenne składniki roślinne: masło Tucuma – bogate w antyoksydanty, koi i regeneruje skórę, chroniąc ją przed działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych. Olejek avocado oraz masło shea, pełne drogocennych składników pielęgnacyjnych (witaminy A+E), wzmacniają naturalną barierę ochronną skóry, poprawiają jej elastyczność i gładkość. Wyjątkowe właściwości pielęgnacyjne egzotycznego masła Tucuma z bardzo kremowym balsamem, którego aksamitna formuła szybko się wchłania i widocznie poprawia elastyczność i koloryt skóry. Drogocenne składniki roślinne: masło Tucuma, bogate w antyoksydanty i beta karoten, intensywnie regeneruje skórę, chroniąc ją przed działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych. Olejek avocado oraz masło shea, pełne drogocennych składników pielęgnacyjnych (witaminy A+E), wzmacniają naturalną barierę ochronną i poprawiają elastyczność skóry. Cena: 10,99 zł / szt.


#4 DELIA - FARBA DO WŁOSÓW CAMELEO OMEGA - Farba trwale koloryzująca. Przełomowa technologia High Conditioning Enhancer zapewnia intensywne wnikanie koloru we włosy i maksymalny efekt, a to wszystko za sprawą unikatowej kompozycji pigmentów, które zapewniają intensywny i wielowymiarowy kolor. Cena: 9,50 zł / szt.


#5 EFEKTIMA - CHUSTECZKA BRĄZUJĄCA DO CIAŁA - wyjątkowa, odpowiednio nasączona chusteczka brązująca o przyjemnym zapachu, do stosowania na twarz i ciało. Starannie dobrane składniki oraz formuła chusteczki zapewniają komfort i skuteczność stosowania. Piękną opaleniznę uzyskujemy dzięki roślinnemu, naturalnemu składnikowi DHA pozyskiwanemu z pszenicy i rzepaku. Posiada on również działanie pielęgnujące dodatkowo wzmocnione poprzez kwas hialuronowy, kolagen i elastynę oraz witaminę E. Chusteczka pozwala na szybką, wygodną i równomierną aplikację. Zapobiega pojawianiu się smug i przebarwień. Efektem zabiegu jest ładnie opalona i zadbana skóra. Cena: 1,87 zł / szt.

#6 SHEFOOT - DOMOWE SPA DLA STÓP, 2 KROKI - peeling z naturalnymi składnikami peelingującymi zmiękcza i usuwa twardy naskórek, pozostawiając stopy gładkie i miękkie już po pierwszym zastosowaniu. Formuła dodatkowo wzbogacona o panthenol i glicerynę aby zapewnić skórze pielęgnację i odżywanie. Zawiera składniki aktywne takie jak: naturalne składniki ścieralne – pestki oliwek, łupiny orzecha włoskiego, łupiny orzechów macadamia, mocznik, panthenol (prowitamina B5), gliceryna. Zmiękcza skórę, ściera twardy naskórek, pielęgnuje. Cena: 5,31 zł / 16 ml.


#7 DR BARBARA - VOUCHER - Dr Barbara to aplikacja mobilna, która dopasuje dla Ciebie spersonalizowaną dietę i pomoże Ci w jej codziennym stosowaniu. Została zaprojektowana przez specjalistów takich jak: lekarz, dietetyk, analityk medyczny, domowy księgowy, psycholog, coach, trener personalny z myślą o osobach korzystających z urządzeń mobilnych. Aplikacja przypomni Tobie o zbliżających się posiłkach, przygotuje dla Ciebie listę zakupów oraz pozwoli Ci obserwować zmiany Twojej wagi. Cena: 369 zł / 3 miesiące.


#8 PRODUKTY DODATKOWE - w pudełku znalazłam także 3 dodatkowe produkty o których w zasadzie rozpiska nic nie mówi. Znalazło się w śród nich serum do skóry głowy Vis Plantis. Poza tym, świetny cień metaliczny Constance Carroll w odcieniu Metallix Saturn - jest cudny. Miłą niespodzianką był takę produkt Donegal. Żałuję, że trafiłam akurat na spiralkę do brwi, no ale cóż... Raz dostaje się coś fajnego, innym razem coś gorszego.




Pudełko wydaje mi się ogólnie poprawne, jeżeli chodzi o same kosmetyki, choć ma kilka słabych punktów. Cieszy mnie balsam Cztery Pory Roku (choć teoretycznie wolałabym krem do rąk). Mimo to, balsam fajnie wygląda i cudownie pachnie, a do tego jest niedrogi (tak na wypadek jakbym chciała go jeszcze kupić, to fajnie się złożyło). Cieszy mnie również Kueshi, bo kosmetyki tej marki świetnie się u mnie sprawdzają. Emulsja do mycia już stoi na łazienkowej półce i dziś będzie już w użyciu. Smuci mnie jednak obecność farby - ten produkt w tym pudełku był małym strzałem w kolano. Wiele osób nie dostało kolorów odpowiednich do swoich włosów. Ja dostałam, ale jedna farba nie starczy na pokrycie moich długich włosów. Nie podoba mi się także chusteczka samoopalająca - nie używam tego typu rzeczy. Dieta u mnie zawsze mile widziana, aczkolwiek nie w tej chwili, ponieważ już jestem na innej, więc może przekażę komuś innemu.  Do pozostałych produktów mam stosunek neutralny.

Co sądzicie o sierpniowym pudełku Shinybox?
Czytaj dalej

czwartek, 24 sierpnia 2017

Aparat ortodontyczny - walka o piękny uśmiech

Los chciał, że moje uzębienie nie należy do najgorszych, jeżeli chodzi o to, czy zęby są proste (bo w ramach równowagi ich podatność na zepsucie jest ogromna). Nigdy więc nie chodziło mi nawet po głowie to, czy zafundować sobie aparat, bo po prostu nie było takiej potrzeby. Jednak nie dla wszystkich los jest tak łaskawy i mimo tego, że dane osoby mogą najlepiej dbać o swoje zęby, jak tylko potrafią, to niestety, ale one nie wyprostują się w magiczny sposób, albo nieestetycznie wyglądająca przerwa między zębami nie zniknie. Jedynym słusznym rozwiązaniem w tej sprawie jest założenie aparatu ortodontycznego. Nie jest to jednak tania sprawa, ale odkładanie jej w nieskończoność jest jeszcze gorszym rozwiązaniem z wiadomych względów. Piękny uśmiech to coś, co wiele osób napawa dumą, więc warto w niego inwestować i zachwycać nim innych każdego dnia.


Pozostając w temacie kosztów związanych z założeniem aparatu ortodontycznego, bardzo pomocna okazała się poniższa infografika. Za pomocą tak prostego obrazka możemy uzmysłowić sobie, na wydatek jakiego rzędu się decydujemy. Założenie aparatu to bardzo długi proces okupowany wieloma wizytami oraz włożonymi w to pieniędzmi, ale efekt jest tego zdecydowanie warty. Zanim założymy aparat musimy wyleczyć wszystkie ubytki i wyrwać niepotrzebne zęby. Koszt poszczególnych etapów leczenia można zaobserwować właśnie na tej grafice. Sama nigdy nie musiałam się tym interesować, ale temat jest mi bliski, ponieważ kilka osób z mojego otoczenia miało, bądź ma nadal takie aparaty, stąd też cała tematyka jest mi bardzo bliska. 

https://www.zaplo.pl/blog/ile-kosztuje-aparat-ortodontyczny/
ŹRÓDŁO: Infografika pochodzi z poradnika "Porównanie kosztów różnych aparatów ortodontycznych".

Kiedy już mniej więcej wiemy, na jakie koszty się porywamy, warto wiedzieć też, jaki mamy wybór przy aparatach ortodontycznych.  Rodzajów aparatów jest naprawdę wiele. Wcześniej sama nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale teraz mamy naprawdę spory wybór.  Chciałabym jednak przedstawić Wam te najbardziej aparaty ortodontyczne, do których zalicza się:
#1  KLASYCZNY Z ZAMKAMI METALOWYMI - aparaty te mocuje się na zewnętrzną stronę zębów. Są one zbudowane z zamków, pierścieni albo tub oraz łuków metalowych, bądź też powlekanych silikonem lub teflonem. Aparaty metalowe są typem aparatów, które najbardziej widać, a ceramiczne i kryształowe najbardziej swoim odcieniem przypominają kolor zębów lub są całkiem przezroczyste. Dobra wiadomość dla osób uczulonych na nikiel jest przy nich taka, że za dopłatą można wybrać wersję antyalergiczną. Wizyty kontrolne co 4-6 tyg.

#2 LINGWALNY - in. językowy. Aparaty te mocuje się na wewnętrzną stronę zębów, dzięki czemu utrzymanie higieny jamy ustnej jest zdecydowanie prostsze. Poza tym, pod względem wizualnym też wygląda to znakomicie, ponieważ aparat nie jest widoczny. Nie każdy jednak może stać się posiadaczem takiego aparatu. Istnieje bowiem sporo przeciwwskazań do jego założenia, takich jak choroby przyzębia, niskie zęby, wąskie łuki czy zła higiena. Okres przyzwyczajenia się do tego aparatu trwa trochę dłużej, niż przy aparacie klasycznym i może doprowadzić do przejściowych kłopotów z wymową. Dla większej estetyki warto jednak pocierpieć.

#3 INVISALIGN - są to przezroczyste nakładki, które ściśle obejmują zęby. Wymienia się je zazwyczaj co 2 tygodnie. Sprawdzają się idealnie w przypadku niedużych wad. Są podobno wygodne, a siły wywierane na zęby zaplanowane. Nakładki można wyjąć na czas mycia zębów czy spożywania posiłków, co skutkuje możliwością utrzymanie większej higieny. Aparat ten ma również wadę, którą jest wydłużenie czasu leczenia.

#4 SAMOLIGATURUJĄCE - są to nowoczesne aparaty, które posiadają unikalną budowę zamków, dzięki czemu pozwalają na użycie dużo mniejszej siły potrzebnej do prostowania zębów, niż przy aparatach klasycznych. To niweluje dyskomfort, który niewątpliwie jest odczuwany podczas całego procesu prostowanie zębów. Wizyty kontrolne odbywają się tu co 8-12 tygodni, również dzięki temu. W wielu wadach dają możliwość leczenia uzębienia bez usuwania zębów. Wymienia się tu np. system Damona i aparat samoligaturujący Insignia.

Aparatów jest naprawdę wiele. Dzielą się one też na różne kategorie. Chociażby na aparaty estetyczne, w których skład wchodzi kilka innych, takich jak porcelanowe czy kryształowe. Każdy może dopasować coś specjalnie do swojej wady czy też dostępnych środków pieniężnych. Najtańszym z przedstawionych tu aparatów jest aparat klasyczny, metalowy, bo koszt jego założenia, to ok. 3000 zł na górną i dolną szczękę. Najdroższym aparatem w zestawieniu są nakładki Invisalign, ponieważ ich koszt waha się od 10 do 19 tysięcy złotych z wliczonymi już wizytami kontrolnymi. Każda osoba wie, na jaki aparat może sobie pozwolić, a na rynku dostępnych jest tyle modeli, że dopasowanie odpowiedniego na pewno się powiedzie. Piękny uśmiech, to marzenie każdego człowieka, jednak jako jedno z niewielu marzeń, ma ono szansę się spełnić. Krzywy zgryz czy diastema mogą zniknąć z Twojego wizerunku raz na zawsze.

Nosiliście bądź nosicie aparaty ortodontyczne? A może właśnie stoicie przed tym dylematem? Ku której wersji aparatu najbardziej się skłaniacie?
Czytaj dalej

środa, 23 sierpnia 2017

Liferia - Bon Voyage - sierpień 2017

Pudełka wywołują zawsze tyle emocji (szczególnie u subskrybentek), że nie ma się czemu dziwić, że każda z nas wypatruje listonosza, który w końcu je przydźwiga. Wiem, że i Wy lubicie oglądać zawartość pudełek i ostatecznie decydować, czy żałujecie, że się nie skusiłyście, a może wręcz przeciwnie, cieszycie się, że tym razem odpuściłyście. Wczoraj przyleciało do mnie sierpniowe pudełko Liferia, które można było kupić pod hasłem Bon Voyage. Chciałabym je Wam teraz zaprezentować. Produkty okazały się na tyle duże, że nie zmieściły się w całości do pudełka, co zdarzyło się po raz pierwszy.


#1 FIGS & ROUGE - IDEAL EQUULIBRE CC CREAM - krem CC doskonale dopasowuje się do koloru skóry i wyrównuje jej koloryt. Dzięki kwasowi hialuronowemu zapewnia optymalny poziom nawilżenia a zawarte w kremie witaminy Ci E przyspieszają proces produkcji kolagenu. Jest to produkt z Anglii. Jego pojemność, to 50 ml, a cena 112 zł. // Kiedy dowiedziałam się, że produkt będzie w pudełku, to ucieszyłam się, ale mój entuzjazm opadł, kiedy zobaczyłam kolor. Trafiłam na 02 Ideal Peach. Niebawem wypróbuję go na twarzy, ponieważ użyty na ręce szybko dopasował się do jej koloru, choć początkowo i tam wydawał mi się mocno za ciemny, także jest nadzieja.


#2 TERMISSA - WYSZCZUPLAJĄCY BALSAM ANTYCELLULITOWY -  wyjątkowa formuła opracowana na bazie bogatej w cenne minerały wody termalnej z Podhala wzbogacona o unikatowy kompleks roślinny DRENALIP zapewnia nawilżenie i odżywienie skóry. Ekstrakt z kawy i aloesu redukuje tkankę tłuszczową i zwiększa jędrność, a zawarte w balsamie ekstrakty z traganka chińskiego, ruszczyku, skórki cytryny i nawłoci przyspieszają metabolizm oraz zmniejszają obrzęki. Produkt z Polski. Jego pojemność, to 250 ml, a cena 38 zł. // Ten produkt ucieszył mnie bardzo, szczególnie teraz, gdy postanowiłam, że pora wziąć się za siebie i zrzucić kilka kilogramów. Nigdy nie wierzę w moc takich produktów, kiedy sami też niczego poza smarowaniem nie dajemy od siebie. W połączeniu z dobrą dietą oraz aktywniejszym trybem życia produkt ma szansę, by dać mi jakieś rezultaty.


#3 JANTAR - KURACJA DO WŁOSÓW NA GORĄCO -  kuracja na gorąco Jantar jest bogata w składniki aktywne, które odżywiają, wzmacniają i chronią włosy od cebulek, aż po same końce. Opakowanie zawiera: maskę olejową, która intensywnie regeneruje włosy; szampon nawilżający, który przywraca włosom witalność i sprężystość; balsam wygładzający, który nadaje włosom gładkość. Do zestawu dołączony jest również czepek. Jest to produkt polski, a jego cena wynosi 7 zł. // Jeżeli kuracja ta ma przynieść jakieś efekt, a gorąco w to wierzę, to cena za taką kuracje jest niezbyt wysoka. Jeśli będę zadowolona z pewnością będę powtarzała zabieg.



#4 SANASE - MORELOWA MASECZKA DO TWARZY - maseczka dogłąbnie nawilża, poprawia elastyczność i wyrównuje kolory skóry. Nałóż na oczyszczoną skórę twarzy, zmyj wodą po 15-20 minutach, aby cieszyć się gładką skórą. Produkt hiszpański, a jego cena to 38 zł za 10 ml. // Nie wiem co tak wspaniałego mojego być w takiej niepozornej maseczce, że kosztuje, aż 38 zł, ale w związku z tym mam co do niej wygórowanie wymagania.


#5 BEAUTY DROPLET - PROFESJONALNA GĄBKA DO MAKIJAŻU - gąbka służy do nakładania korektora, podkładu, pudru oraz różu. Specjalne antybakteryjne włókna zapobiegają rozwijaniu się bakterii. Dzięki temu, że gąbka ma zaokrąglony kształt, dociera nawet do trudno dostępnych partii twarzy, np. skrzydełek nosa lub wewnętrznych kącików oczu. Jeśli aplikjesz produkt kremowy, najpierw zmocz gąbkę i odciśnij nadmiar wody. Produkt z Hiszpanii. Cena, to 25 zł / szt. // Gąbeczka do złudzenia przypomina mi Blotterazzi, jeżeli chodzi o wygląd. Przeznaczenie mają całkiem inne. Gąbeczka ma wszechstronne zastosowanie, ale ja będę starała się używać jej tylko w jednym celu - jeszcze nie wiem jakim, ale prawdopodobnie do podkładu lub korektora.


#6 GRATISY - w pudełku znalazłam też dwie próbki. Jedną z nich był szampon przeciw wypadaniu włosów Radical Med, a druga próbka to krem odżywczy z olejkiem arganowym od Herbal Care.


Oceniając ogólnie pudełko - jestem zadowolona, aczkolwiek nie jest to takie WOW, jakie towarzyszy mi zawsze podczas otwierania tego pudełka. Bardzo cieszy mnie wyszczuplający balsam Termissa, ponieważ sama rodzima marka jest mi obca, poza tym, ten produkt wpisuje się w moje aktualne potrzeby. Jestem również otwarta na różne nowinki, zatem gąbeczka to fajny gadżet i podobnie, jak niegdyś znaleziona w pudełku Liferia pęseta bardzo mnie cieszy (oby więcej takich gadżetów). Zabieg na gorąco Jantar też mnie ucieszył, bo ostatnio większą wagę przykładam do dbania o włosy. 

Co sądzicie o zawartości pudełka? Który produkt przypadł Wam najbardziej do gustu?

Czytaj dalej

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Manicure hybrydowy - Semilac 008 Intensive Pink, 018 Cobalt oraz kameleon w płatkach

Dawno nie pojawił się tu żaden post z manicure, ale... Wstyd się przyznać, bo w ostatnim manicure z Claresy chodziłam ponad 6 tygodni! Trwałość tych hybryd powaliła mnie na łopatki. A do tego nie miałam wiecznie czasu na nic nowego. Na horyzoncie pojawiła się jednak pewna okazja, która wymagała odświeżenia paznokci, mianowicie, był to ślub mojej koleżanki ze studiów. Postanowiłam się spiąć i skoro świt przygotować nowe paznokcie. Miało to miejsce w sobotę. Dziś chciałabym pochwalić się Wam efektami. 


Kolory na jakie się skusiłam, to granat (Semilac 018 Cobalt), który pasował mi do sukienki, a całość postanowiłam przełamać mocnym różem (Semilac 008 Intensive Pink). Wydało mi się to jednak nieco nudne, a że nie miałam czasu na jakieś wymyślne zdobienia, postawiłam na płatki z Beauty Bigbang o numerze 2A, które miały utworzyć efekt kameleona. Od jakiegoś czasu mam w swoich paznokciowych zbiorach dwa nowe efekty w dwóch różnych formach. Jeden jest efektem drobnym, tak samo jak oryginalny mirror, a kameleon jest w płatkach. Nie ukrywam, że ta druga opcja zaciekawiła mnie bardziej. Od razu postanowiłam nałożyć ją na wzornik. Najfajniejsze w tym efekcie jest to, że dzięki formie (płatki) można zrobić coś na wzór lustra, taką gładką taflę, jeżeli od początku będziemy wcierać je pacynką w top no wipe. Jeżeli będziemy przyklepywać efekt, to powstaną nam nierównomierne plamki, którego wyglądają dla mnie niesamowicie. 


Na poniższym wzorniku widać, jak fajną taflę można tym kalameonem uzyskać. Nie jest to tafla typowa, jak przy efekcie lustra, ale też daje radę.  W zbiorach mam też drugi pyłek, typowy efekt lustra. Chciałam pokazać go Wam na wzorniku, ale gdzieś zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Pokaże go zatem w opakowaniu. Jest to zielono-żółty efekt lustra w prosztu, który znajdziecie pod nazwą Chameleon Neon Nail Powder.


Jak widzicie, płatki mają tu kolor zielony, a na paznokciach przeobrażają się w fiolet, niebieski i róż. Kształty ich są nieregularne. Otwierać opakowanie należy ostrożnie, ponieważ bardzo łatwo można je rozsypać. Początkowo zabezpieczone są taką "naklejką" ale przy jej odrywaniu rozsypałam najwięcej produktu.  Pyłek zielony jest bardzo drobny, a w opakowaniu jest go niewiele.



W zależności od kąta padania światła, efekt ten ma różne kolory. Głównie jest to fiolet i róż, choć czasem przemienia się w zieleń i żółć. Gdybym miała to lepiej opisać, to kolory te przypominają mi benzynę w kałuży. Czasem  po deszczu na ulicy widujemy takie kolorowe kałuże. Ten efekt i kolory mu towarzyszące bardzo fajnie to odwzorowują. Nie wiem, czy efekt będzie trzymał się na zwykłym topie. Pewnie tak, choć z racji ograniczonego czasu wolałam nie ryzykować i od razu sięgnęłam po top no wipe. Całość zabezpieczyłam topem i czynność tę powtórzyłam dwa razy.


Z efektu jestem bardzo zadowolona! Niewątpliwie to zdobienie, choć proste, przykuwa wzrok każdej kobiety. Płatki 2A idealnie prezentują się na kobaltowym tle i myślę, że będzie tak na każdym, ciemnym kolorze. Z chęcią powiększyłabym swoją kolekcję o kolejne płatki Beauty Bigbang, ponieważ niewielkim nakładem finansowym można stworzyć coś oryginalnego i innego, a do tego nawet się przy tym nie napracujemy. Zdobienie to troszkę przypomina mi folię transferową z tym, że lepiej się nakłada - przynajmniej mi.

Lubicie takie dodatki na paznokciach? Podoba się Wam ten efekt?
Czytaj dalej

piątek, 18 sierpnia 2017

Lirene - balsam do ciała w sprayu - azjatycki lotos

Muszę przyznać, że balsamowanie ciała, to nie jest moja ulubiona czynność. Często o tym zapominam, dlatego staram się nawilżać już podczas kąpieli, stosując różnego rodzaju balsamy pod prysznic. Od jakiegoś czasu w tym aspekcie nastąpił u mnie mały przełom. Wszystko za sprawą pewnej kowinki kosmetycznej, z którą mam do czynienia po raz pierwszy. Mowa o balsamie w sprayu Lirene o zapachu azjatyckiego lotosu.


Balsam wygląda niczym antyperspirant. Kiedy chciałam go wstrząsnąc miałam wrażenie, jakbym wstrząsała piankę do golenia W środku jest coś zbitego, dość ciężkiego. Balsam jest wysoki, a jego pojemność to 200 ml, czyli całkiem sporo. Szata graficzna przypadła mi do gustu, jest delikatna, kobieca i subtelna. Główny motyw opakowania to azjatycki lotos, jak domniemam. Z tyłu znajdziemy wszystkie niezbędne informacje.


Balsam nanosimy na skórę z odległości ok. 10 cm. Na skórze widzę ciekawą maź w kolorze ecru, która wchłania się w skórę błyskawicznie już po jednym przejechaniu dłonią. To bardzo ciekawe doświadczenie, bo do tej pory nie znałam produktu, który moja skóra tak szybko przyjmowała. Po rozsmarowaniu skóra otulona jest po prostu cudownym zapachem. Jest delikatny, kwiatowy, ale i uwodzicielski. Mój narzeczony bardzo lubi, kiedy się nim wysmaruję. Po dotknięciu skóry mam wrażenie, jakbym niczego nie robiła, bo nie ma żadnego tłustego filmu, co jest w moim odczuciu bardzo dobre. Nie lubię się lepić. Jedyny minus jaki dostrzegłam jest taki, że nie używam balsamu zaraz po depilacji, ponieważ skóra piecze. Na drugi dzień już jest ok, więc po prostu ten jeden dzień trzeba użyć czegoś innego. Skóra po systematycznym stosowaniu jest nawilżona i miękka w dotyku. Największymi plusami produktu są niewątpliwie jego zapach i szybka aplikacja, które sprawiają, że z pewnością nie będzie to ostatnie opakowanie balsamu w sprayu, w którego będę posiadaniu. 

Mieliście balsamy w sprayu? Znacie ten produkt? Jak się u Was spisywał?
Czytaj dalej

środa, 16 sierpnia 2017

Makeup Revolution - Paletki Renaissance Day, Renaissacne Night oraz Renaissance Glow w akcji - makijaż

Wśród tylu wspaniałości Makeup Revolution, jakie teraz mam w kolekcji, trudno przejść obojętnie nawet największemu kolorówkowemu ignorantowi. Produkty tej marki zawsze mają nietuzinkowe opakowania i odznaczają się przyzwoitą jakością. Wśród wielu opakowań, do gustu przypadły mi bardzo małe ciemne i jasne pozłacane pudełeczka. W nich skrywały się opakowania, które swoim wyglądem przypominają portfeliki. Uprzednio zapakowane były w dodatkowe woreczki, jakby aksamitne. To dodawało całości uroku i elegancji, a ponad to sprawiało wrażenie, że producent zaplanował wygląd tych opakować w najmniejszym szczególe. Nawet w taki sam sposób się otwierają. Wiedziałam, że będą to produkty, które przetestuję w pierwszej kolejności i tak się stało. Zapraszam Was na recenzję paletek Renaissance Day, Renaissance Night oraz Renaissance Glow.


Z tego trio można wyczarować chyba naprawdę wszystko, począwszy od delikatnych makijaży, które możemy nosić każdego dnia, kończąc na ciemne, mocne i wieczorowe makeupy, które możemy sobie "zafundować" na większe wyjście, np. na jakąś imprezę czy wesele - sprawdzi się idealnie. Paleta Renaissance Day, to małe, jasne opakowanie, które mieści w sobie 5 kolorów cieni. W głównej mierze są to odcienie matowe, co mi się podoba. Renaissance Night to paletka, która posiada zdecydowanie ciemniejsze odcienie. Ich również jest 5  w głównej mierze składają się z brokatów. Środkowy odcień, takie nieco miedziane złotko, kupił mnie w całości. Ma rewelacyjną pigmentację i świetnie się nakłada. Obie paletki mają cechę wspólną - obie mają na początku jasny odcień, który zawsze nakładam na całą powiekę, by później łatwiej móc blendować  cienie. Kolejnymi cechami wspólnymi są sporych rozmiarów lusterko oraz pędzelek dwustronny, jednak nie jest on zbyt wygodny, wolę swoje (mimo to, miło, że się tam znalazł), mimo to w ekstremalnych warunkach mógłby się przydać.


Moje serce skradła również paletka Renaissance  Glow. Jest to zestaw do konturowania twarzy. Z lewej strony mamy bronzer, z kolei z prawej rozświetlacz. Oba produkty mają fajnie tłoczone wzory. Jeżeli chodzi o opakowanie, to jest identyczne jak przy paletce dziennej i nocnej z tym, że jest nieco większe. Odcienie nie są zbyt mocne, także przy konturowaniu raczej nie można sobie wyrządzić krzywdy, a to jest ważne, szczególnie dla początkujących, do których ja jak najbardziej się zaliczam. Gdybym miała jechać w podróż i miałabym ograniczyć zawartość swojej kosmetyczki do minimum, to skusiłabym się na paletę Renaissance Day. Mimo, że jest to paleta kolorów dziennych,  to można za jej pomocą pomalować oko nieco mocniej. Wszystko za sprawą ostatniego, dość ciemnego cienia. Teraz chciałabym zaprezentować Wam swój ostatni makijaż, który wyczarowałam za pomocą palety dziennej.
 

Z efektów jakie uzyskałam jestem bardzo zadowolona. Jeżeli chodzi o makijaże, to uchodzę raczej za osobę, która ma do tego dwie lewe ręce, dlatego też jestem z siebie dumna, że udało mi się zrobić taki makijaż. Oczywiście ma on jeszcze braki, ale na pewno będę nad nimi pracowała. Paletkami Renaissance malowało mi się naprawdę dobrze. Cienie super się blendowały, można było nimi fajnie stopniować efekty. Makijaż zdecydowanie zaliczam do tych dziennych. Świetnie sprawdzi się jako makijaż do pracy, ponieważ jest subtelny i niezbyt mocny. Ładnie podkreśli oko. Poza paletami użyłam również czarnego eyelinera w płynie oraz białej kredki, którą naniosłam na linię wodną, by powiększyć oko. Usta pokryłam matową pomadką. Podczas wykonywania makijażu pomocne okazały mi się pędzle Makeup Revolution - podkład i korektor naniosłam za pomocą silikonowych pędzli, z kolei do blendowania cieni posłużył mi pędzel do blendowania z zestawu Ultra Sculp and Blend Collection.Każdą z tych paletek możecie zakupić na Iperfumy.pl. Asortyment w tej drogerii jest bogaty.

Co sądzicie o paletach Renaissance od Makeup Revolution? Która podoba Wam się bardziej, wersja Day czy Night? Podoba Wam się wykonany przeze mnie makijaż?
Czytaj dalej