poniedziałek, 4 stycznia 2016

Ulubione perfumy w 2015 roku

Na wielu blogach pojawiają się roczne zestawienia różnych kosmetyków i rzeczy. Postanowiłam, że również zrobię coś takiego i przedstawię Wam swoich ulubieńców roku 2015. Pojawi się kilka postów w tej serii. Dziś chciałabym rozpocząć tę serię wpisów od pokazania Wam ulubieńców w kategorii zapachów. Może Was zaskoczę, ale jedno miejsce z zaszczytnej czwórki, zajmą perfumy męskie i uzasadnię to niżej.


1. Avon - Perceive - jest to zapach, który doskonale znałam z próbek, roletek oraz z mgiełek do ciała. Zawsze chciałam mieć większą wersję w formie wody perfumowanej i pewnego razu skusiłam się na zakup tego zapachu. Nie żałuję! Podoba mi się w każdym calu, zarówno pod względem wizualnym jak i zapachowym - trafia idealnie w mój gust, a dodatkowo pięknie prezentuje się postawiona gdziekolwiek, niczym ozdoba. Woda perfumowana ma wiele nut zapachowych i są nimi: frezja, gardenia, biały pieprz, gruszka, goździk, śliwka damasceńska, orchidea waniliowa, piżmo, drzewo sandałowe. Wielokrotnie byłam pytana o to, czym się popryskałam, więc uznaję, że jest to dość intensywny zapach, który długo utrzymuje się na ubraniach czy ciele. Jego cena oscyluje w granicach 35-55 zł w zależności od tego gdzie szukamy. Ja swój egzemplarz kupiłam na iperfumy.pl, za niecałe 40 zł.


2. Avon - Sensuelle - kolejne perfumy marki Avon. Cóż poradzić, że bardzo je lubię. Wiele osób zarzuca im brak trwałości, ale ja nie mogę się z tym zgodzić, bo u mnie trzymają się bez zarzutu. Miałam już dwie buteleczki tego zapachu i każda z nich zniknęła równie szybko. Jest to zapach z kategorii orientalno-kwiatowo-świeżej, a nuty zapachowe jakie tam występują to: bergamotka, gardenia tahitańska, drewno kaszmirowe. Bardzo podoba mi się sama fiolka, w której znajdują się perfumy, ponieważ jest to takie mleczne szkło, ale z drugiej strony, mogłaby być bardziej stabilna. Jeżeli chodzi o sam zapach, ja bardziej wyczuwam tu kwiaty niż orient - na szczęście, bo nuty kwiatowe są moimi ulubionymi, razem z owocowymi. Cena waha się w granicach 40-50 zł.


3. David Beckham - Intimately Woman - o tym zapachu rozwodziłam się już niejednokrotnie. Bardzo go lubię zarówno w wersji damskiej - swojej, jak i męskiej, kiedy popsika się nimi mój chłopak. Jest to zapach z serii raczej kwiatowych i ma bardzo fajną, stabilną buteleczkę, która nigdy się nie przewróci niechcący potrącona. To ja mnie bardzo ważne, ponieważ kiedy stłukłam zlew przez nieuwagę, właśnie taką niestabilną buteleczką. Nuty zapachowe jakie występują w tym zapachu to: bergamotka, róża, lilia, kwiat pomarańczy, tuberoza, drzewo sandałowe, wanilia, piżmo. Zapach ten jest w mojej opinii bardzo trwały, na ubraniu utrzymuje się bardzo długo, na ciele nieco mniej. Jego cena wynosi ok 55-60 zł.


4. Versace - Pour Homme - doszliśmy do gwoździa programu, czyli męskich perfum Versace. Sprezentowałam je tacie na Dzień Ojca. A dlaczego piszę o nich w tym zestawieniu? Dlatego, ponieważ poniekąd są to moje ulubione perfumy, z tym, że uwielbiam gdy popsika się nimi mężczyzna. Perfumy są tak piękne, że ciężko to wyrazić słowami. Gdy tata ich użyje, pachnie cały dom i ciągnie się za nim piękna woń, gdy gdzieś przechodzi. Zapach jest tak intensywny, że nawet poduszki na kanapie nim pachną. A wystarczą 2 psiknięcia. Nuty zapachowe to: bergamotka, liść pomarańczy, neroli, cedr, geranium, szałwia, hiacynt, ambra, fasola tonka, piżmo. Jeżeli będziecie chciały kupić kiedyś jakiemuś bliskiemu sercu mężczyźnie perfumy, to polecam właśnie te. Może nie należą do najtańszych, bo w drogeriach kosztują bardzo dużo, ale na iperfumy 100 ml możecie kupić za 120 zł, co w perspektywie czasu jest dla mniej najlepiej zagospodarowaną gotówką jaką przeznaczyłam kiedykolwiek komuś na prezent.


Tak przedstawia się moje TOP4 ulubionych perfum. Jak można zauważyć w tym wpisie, jak i w innych, lubię obdarowywać znajomych lepszymi perfumami, z kolei dla siebie kupuje te tańsze. W tym roku postanowiłam to zmienić, bo mimo, iż jestem z wymienionych tu zapachów zadowolona, to chętnie zaznam nieco więcej luksusu, kupując dla siebie jakiś damski zapach od Versace.


Jakie są Wasze ulubione perfumy?

Czytaj dalej

BingoSpa - maska do twarzy z proteinami kaszmiru i jedwabiu

Ostatnio rzadko używam produktów do pielęgnacji twarzy, poza tymi sprawdzonymi, ponieważ znów borykam się z alergią, która mnie obsypała. Mimo to postanowiłam zaryzykować i jakiś czas temu przetestować maseczkę BingoSpa z proteinami kaszmiru i jedwabiu.


Maseczka mieści się w poręcznym, plastikowym opakowaniu, na zakrętkę. Jeżeli chodzi o ten rodzaj kosmetyku, to ja wolałabym jednak tubkę i wycisnąć tyle produktu ile potrzebuję, ponieważ wsadzaniem tam rąk za każdym razem jest na dłuższą metę niehigieniczne i trochę uciążliwe - posiadaczki długich paznokci będą wiedziały o czym mówię.


 Konsystencja jest żelowa, przezroczysta, ale dość gęsta, bo nie spływa z twarzy po aplikacji, a tego się obawiałam. Zapach jest dość nietypowy, nie potrafię go dokładnie opisać, ale jest całkiem przyjemny. Co do efektów, to ogólnie jestem zadowolona. Po nałożeniu maseczki, która wchłaniała się dość długo, bo zostawiłam ją na twarzy na jakieś 20 minut, zmyłam pozostałości letnią wodą i mogłam cieszyć się gładszą i przyjemniejszą w dotyku skórą twarzy, aczkolwiek oczekiwałam jednak czegoś więcej. Innych, wspaniałych efektów nie zauważyłam. Pojemność maseczki do 120 g i kupimy ją za ok. 10 zł.

Znacie tę maseczkę? Polubiliście ją czy wręcz przeciwnie?
Czytaj dalej

niedziela, 3 stycznia 2016

BingoSpa - czekoladowe masło do ciała z karite

Przywędrowałam z recenzją kolejnego produktu BingoSpa. Przyszła pora opisać coś z kategorii pielęgnacji. Miałam okazję przetestować czekoladowe masło do ciała z karite. Skusiłam się na nie ze względu na piękne opakowanie. Produkt BingoSpa urzekają mnie swoją prostotą, którą bardzo lubię.


Pierwsze co urzeka w produkcie, to jego szklane opakowanie, zapinane niczym konfitura babuni. Jest to opakowanie bardzo praktyczne i chętnie wykorzystam je do innych celów - nałożę do niego jakiś swój kosmetyk DIY, jak np. peeling czy nasypię kolorową sól do kąpieli. Z pewnością pięknie będzie się prezentował na łazienkowej półce, bez względu na to, co będzie się w nim znajdowało. W pierwotnej wersji było to 200 g masła.


 
Konsystencja produktu nie jest tak gęsta jakby sama nazwa mogła na to wskazywać. Nie narzekam z tego powodu, ponieważ aplikacja jest przyjemniejsza i po prostu łatwiejsza. Nie pozostawia tłustej warstwy szybko się wchłania. Mimo niezbyt gęstej konsystencji wydaje mi się, że jest ona treściwa. Jeżeli chodzi o zapach to jest lekko czekoladowy, dość mocno przebija się tu woń karite (czyli masła shea), a ja jednak wolałabym, by czekolada tu górowała. Utrzymuje się na ciele dość długo.


Jest to produkt dość wydajny,  jako posiadaczka skóry normalnej ze skłonnością do alergii jestem z niego zadowolona, bo nawilża mnie odpowiednio, a dodatkowo nie uczula i nie podrażnia. Idealne do codziennego stosowania. Jeżeli chodzi o skład, to jest to pierwszy produkt BingoSpa jaki mam, który nie posiada SLS w składzie. Za to jest kilka fajnych składników jak np. masło kakaowe, masło shea. Pozostałe składniki to nic specjalnego. Cena tego masełka to 32 zł. Jest to dla mnie wysoka cena i sama raczej bym się na niego nie skusiła. Zakładam, że sporo płacimy tu za same opakowanie. 

Co sądzicie o tym maśle marki BingoSpa? 
Czytaj dalej

BingoSpa - krem pod prysznic i do kąpieli o zapachu orchidei

Gdybyście zajrzeli do mojej uginającej się półki łazienkowej, nie uwierzylibyście ile można mieć żeli pod prysznic. Ja sama nie wierzę. Mam je w łazience, kilka butelek pod prysznicem, z 10 sztuk w pokoju i kilka Isanek w szafie w przedsionku - żele to jednym słowem moje uzależnienie. Dziś chciałabym napisać Wam kilka słów o jednym przyjemniaczku do kąpieli od BingoSpa, mianowicie o kremie pod prysznic i do kąpieli o zapachu orchidei.


Skusiłam się na ten produkt z uwagi na jego piękny, różowy kolor, intrygujący mnie zapach orchidei oraz cenę w porównaniu do pojemności, ponieważ jest to duży żel 500 ml i kosztuje 10 zł. Żeli z BingoSpa miałam już wiele i wszystkie bardzo lubiłam. Mają one wszystkie w sobie taką jedną wspólną nutę, która od razu kojarzy mi się z tą marką. Nie miałam nigdy kosmetyku, który miałby zapach orchidei, więc nie mam do czego go porównać. Mimo wszystko zapach całkiem mi się podoba. Szału nie ma, ale jest delikatny, subtelny i przez jakiś czas unosi się w powietrzu i na skórze. Po kąpieli balsamuję ciało, więc nie jest dla mnie priorytetem to, by jego zapach utrzymywał się przez długi czas na mnie.


Zamknięcie na klik - na szczęście, bo wiele żeli BingoSpa ma zakrętki. Ja wolę jednak tę wygodniejszą opcję. Konsystencja jest średnia. Nie za gęsta, nie za rzadka - nie przelatuje przez palce. Ma piękny kolor, który zachęca do użytkowania. 


Produkt bardzo dobrze się pieni. Do mycia zawsze używam gąbki lub myjki i w ich towarzystwie piany jest naprawdę ogrom. Nie mogę ustosunkować się do ewentualnego nawilżenia czy wysuszenia, bo w nawyk weszło mi ostatnio balsamowanie, choć jak pamiętam, przy innych żelach BingoSpa ani jednego, ani drugiego nie było. Jak zwykle przy produktach BingoSpa za minus muszę wymienić SLS już na drugim miejscu w składzie, co z pewnością nie spodoba się wielu osobom. Jeżeli chodzi o wydajność, oceniam ją na zadowalająco. Produkt wytwarza dużo piany już przy niewielkiej ilości, więc nie zużywa się go wiele. Wystarczy na długi czas. Ogólnie uważam ten żel za przeciętny. Największą zaletą jest jego zapach.

Znacie żele BingoSpa? Co myślicie o tym?


Czytaj dalej

sobota, 2 stycznia 2016

Efekty Indigo do manicure hybrydowego - syrenka, szmaragd, holo - swatche

Ostatnio sporo tu postów paznokciowych. Wszystko za sprawą tego, że poniekąd stały się one moją nową pasją. Zawsze lubiłam je malować, a teraz, kiedy mam do tego jeszcze więcej możliwości, robię to znacznie chętniej. Dziś chciałabym pokazać Was efekty Indigo: syrenka, szmaragd i holo, które kupiłam jakoś przed Świętami. Nie miałam jeszcze okazji wypróbować ich na paznokciach, więc zaprezentuję je Wam na wzorniku. Uważam, że każdy powinien zaopatrzyć się w takie efekty, ponieważ w łatwy sposób dzięki nim można odmienić zwykły manicure i nadać mu trochę blasku. W zależności od koloru na jaki go nakładamy, on również potrafi zmienić swój kolor. Te efekty to takie kameleony.


Efekty mieszczą się w plastikowych, zakręcanych słoiczkach. Pyłku jest stosunkowo niedużo, a jego koszt to 7 zł za opakowanie. Długo zastanawiałam się nad zakupem. O ile cena za słoiczek jakoś mną szczególnie nie wstrząsnęła, to przesyłka już tak, bo jej koszt to aż 15 zł! Pyłki wysyłane są przesyłką kurierską, ale uważa, że spokojnie można by je wysyłać pocztą i zabezpieczyć folią bąbelkową - zdecydowanie częściej bym je kupowała. Teraz czas na prezentację:

1. Efekt syrenki - wypróbowałam go na dwóch przeciwstawnych kolorach - białym (Semilac 001) i czarnym (Cosmetics Zone 033). Bardzo ciężko było mi uchwycić syrenkę na kolorze białym, ale w rzeczywistości jest to efekt bardzo subtelny, brokat pyłek staje się jedną, piękną, nietypowo pomarańczową taflą.

  


2. Efekt szmaragdu - mój niekwestionowany ulubieniec. Ten efekt nakładany jest na miętę (Semilac 022) oraz na czerń (Cosmetics Zone 033).

  


3. Efekt holograficzny - co do niego mam mieszane uczucia. Kupiłam dwie wersje - zwykły holo i holo silver. W opakowaniach różnią się od siebie, ale na paznokciach różnicy za bardzo nie widzę. Na poniższych zdjęciach użyłam obu efektów. Holo silver nakładany na szary lakier (Semilac 105) a zwykły holo na czerń (Cosmetics Zone 033). Efekt oczywiście widoczny z uwagi na rozbieżność kolorów bazowych.

  


Jeżeli chodzi o nakładanie to ja robię to tak: Na utwardzony lakier nakładam efekt za pomocą palca i tapuję płytkę. Po równomiernym naniesieniu, pocieram palcem po całości, by wetrzeć dokładnie pyłek. Pozostałe resztki zmiatam za pomocą pędzla (ja robię to pędzlem do makijażu, ponieważ jest najdelikatniejszy. Wcześniej robiłam to szczoteczką, to niestety rysowała powierzchnię) i zabezpieczam TOPem. Wsadzam do lampy na 2 minuty, przecieram cleanerem i gotowe! Polecam bardzo te efekty. Miałam okazję kupując cały zestaw do hybryd dokupić także tani efekt syrenki. Zapłaciłam za niego bodajże 3 zł, ale efekt był tragiczny. Według mnie to nie był pyłek, tylko brokat i każda drobinka była tam oddzielnie i miała słabiutki błysk. Dlatego warto dopłacić parę złotych i cieszyć się naprawdę wspaniałym efektem jakie dają te pyłki.

Lubicie takie efekty? Który podoba się Wam najbardziej?

Czytaj dalej