piątek, 30 czerwca 2017

Dolce Vita Nails - nowości, które zaskakują - swatche 8 kolorów

Pamiętacie mój ranking, dotyczący tego, które lakiery hybrydowe są najlepsze? Napisałam go dla Was miesiąc temu i wciąż cieszy się on dużą popularnością. Miło mi, że do niego wracacie i sugerujecie się także moim zdaniem przy zakupie lakierów dla siebie. Miłe jest także to, że piszecie do mnie prywatne wiadomości i prosicie o poradę. Nie jestem w temacie hybryd alfą i omegą, ale to co wiem, zawsze staram się przekazać lub podpowiedzieć. Dlatego jeżeli trapi Cię jakaś hybrydowa sprawa, to pod moim zdjęciem po lewej stronie jest adres e-mail. Jeżeli będą mogła i potrafiła - chętnie pomogę. Wracając do głównego tematu wpisu, pierwsze miejsce w moim rankingu zajęły hybrydy Dolce Vita Nails. Dziś chciałabym pokazać Wam swatche tych lakierów, które będę przez najbliższe tygodnie testowała. Spodziewajcie się wielu postów paznokciowych!



Trafiło do mnie osiem wspaniałych kolorów, do tego baza oraz dwa topy. Jeden z nich jest to TOP MATT. Nie za bardzo lubię ten rodzaj topu, zraziłam się po tym marki Semilac i niechętnie sięgałam po matowe topy innych marek. Firma Dolce Vita Nails podbiła moje serce już jakiś czas temu, więc może ten top sprawi, że zakocham się również w matowych paznokciach? Drugim topem jest top Super shine NO WIPE, co znaczy, że po utwardzeniu go w lampie, nie trzeba przecierać go cleanerem, ponieważ nie wytwarza się na nim warstwa dyspersyjna. Użyłam go do wzornika, który prezentuję na zdjęciach i jestem nim oczarowana. Daje super błysk!




A teraz najważniejsze, czyli swatche 8 pięknych kolorów. Niestety zdjęcia nie odwzorowują ich uroku w 100%, ale aparaty mają to do siebie, że lubią nieco odmieniać kolory. 


Pierwszym kolorem, jest 050. Jest to brokat, który kupił mnie całkowicie. Już jedna warstwa idealnie pokryła wzornik, co prawie nigdy nie zdarza się, jeżeli mamy do czynienia z glitterami. Chętnie pokażę Wam to na filmiku na Instagramie - warto to zobaczyć! Kolor nie jest oczywisty, co chyba najbardziej mnie w nim urzeka. Niby złoty, ale jednak nie do końca, co sprawia, że jest bardzo oryginalny.
 

Drugie duże zaskoczenie to dla mnie hybryda z (jak to pisze producent) efektem sierści. Mi bardziej imituje to z wyglądu marmur, a z bardzo bliska w rzeczywistości naprawdę ma zatopione czarne niteczki. Jest to kolor 010, którego nie ma chyba żadna firma, więc wielki plus za wprowadzanie takich nowości!



Przy tym kolorze wychodzi małe kłamstewko mojego aparatu. W rzeczywistości ten kolor to ciemny, ale bardzo soczysty róż, a tu wyszedł jakby był czerwony. Jest to kolor 062 i będzie idealny na nadchodzącą jesień, by dodać trochę ożywienia w nieco ciemniejsze kolory, które teraz u wielu osób na pewno będą gościły.


Kolor 052 od kiedy tylko zobaczyłam go na firmowym fanpage  DVN od razu się w nim zakochałam. Jest to piękny błękit, który świetnie spisze się na paznokciach zarówno wiosną, latem jak i zimą. Sami powiedzcie, że kolor ma w sobie to coś!


Doszliśmy do kolejnego glittera. Ty razem jest to delikatniejsza i subtelniejsza błyskotka. Kolor lakieru 118 określiłabym na nieco łososiowy. Kiedy malowałam go na wzorniku, wydaje mi się, że spisałby się równie świetnie nakładany na inny kolor (jedna warstwa), ponieważ mam wrażenie, że jest nieco transparentny.


Tu mamy do czynienia z klasykiem, czyli bielą, której numer to 109.  Koloru białego nie używam zbyt często na cały paznokieć, a do zdobień. Najczęściej wykonuję nim kropki za pomocą sondy. Wydaje mi się, że biel to taki must-have w hybrydowych zbiorach.


Kolor 289 jest dla mnie bardzo nietypowy. Nazwałabym go butelkową zielenią, ponieważ swoim kolorem właśnie to najbardziej mi przypomina. Z pewnością nie jest to kolor dla każdego. Ja nie za dobrze czuję się w zieleniach, ale czasem każdy ma ochotę na odrobinę odmiany i właśnie wtedy po niego sięgnę. 


Na ostatnim miejscu czerń, której numer to 210. Na fanpage firmy organizowany był konkurs na nazwy dla nowych lakierów. Do tego koloru zaproponowałam nazwę Nocna furia (Night Fury). Kolor ten od razu skojarzył mi się ze smokiem z filmu animowanego Jak wytresować smoka. Czerń to kolejny klasyk, pasuje niemalże do wszystkich kolorów, co sprawia, ze jest bardzo uniwersalny i na pewno się przyda.


Doszliśmy do samego końca. Każdy z wyżej wymienionych produktów kosztuje 39 zł / 10 ml. Jeżeli jest to dla kogoś zbyt wysoka cena, to pragnę przeliczyć, że hybrydy po podzieleniu na ml wychodzą po 3,90 zł za 1 ml. Lakiery konkurencyjne, tj. Semilac po 4,14 zł, Neonail po 4,98 zł, a Indigo 5,80 zł. Po kliknięciu na numery, zostaniecie przeniesieni bezpośrednio do tego lakieru na stronie producenta. Niebawem każdy lakier będzie miał także swoją nazwę. Poza nowościami lakierowymi firma wprowadziła także inne ciekawe produkty jak np. kremy do rąk, aceton, cleaner czy oliwki. Na ich temat nie mogę zbyt wiele powiedzieć, ponieważ jeszcze nie miałam tych produktów, ale moja hybrydowa przygoda na pewno tak szybko się nie skończy, więc będzie okazja by te produkty kupić. 

Pogoda jest okropna! Leje, jest zimno i ciemno. Mam dużo rzeczy do sforografowania, ale nie mam do tego warunków. Niedawno pomyłam okna, a teraz w ogole tego nie znac po tych deszczach. Kojarzycie takie daszki nad drzwi z metal-gum.com? Przydałyby się też takie nad okna. Dom wyglądalby zabawnie, ale okna bylyby dłużej czyste :)

Znacie lakiery Dolce Vita Nails? Który kolor najbardziej przypadł Wam do gustu?
Czytaj dalej

Czekoladowa rozkosz, która nie tuczy

Czekolada - słowo, na dźwięk którego na rękach pojawia się gęsia skórka, bo... Czekolada nie zadaje głupich pytań, ona jest i rozumie. Gdybyśmy tylko mogły ją jeść każdego dnia, w dużych ilościach, to strach pomyśleć, jak każda z nas by wyglądała. Dla prawdziwej czekolady znalazła się wspaniała alternatywa - nie jest to jednak uciecha dla naszego żołądka, a radość dla ciała. Mowa oczywiście o kosmetykach pielęgnacyjnych oraz umilaczach kąpielowych. Poniższe produkty trafiły do mnie dzięki Oladi. Oladi.pl to jedna z największych internetowych galerii. Znajdziecie tam wiele inspiracji, ciekawych artykułów, a także porad. Porównywane są tam produkty z kilkudziesięciu tysięcy sklepów internetowych. Na stronie wyróżniono takie kategorie jak: kobieta, mężczyzna, biżuteria, dziecko, uroda, sport i porady. Wszystko jest świetnie pogrupowane i przedstawione, dzięki czemu poruszanie się po tej stronie jest bardzo intuicyjne, łatwe, bo wszystko jest pogrupowane.W dzisiejszym poście chciałabym napisać Wam co nie co o kosmetykach, które do mnie trafiły.


Cały zestawik już samym wyglądem przykuwa swoją uwagę. Najbardziej wizualnie zachęcił mnie czekoladowy płyn do kąpieli Chocolate Lavea Line. Ma ciekawą, dość gęstą konsystencję, mieści się w ładnym, plastikowym opakowaniu i ma czekoladowy, choć nieco przezroczysty kolor. Zapach jest obłędny - to trzeba po prostu powąchać. Po dolaniu do wody wytwarza się bardzo przyjemna pianka i unosi się aromatyczny zapach czekolady. Pozostając w tematyce kąpieli, w zestawie znalazłam również sól do kąpieli o zapachy mlecznej czekolady CosmoSPA. Wąchając ją mam wrażenie, jakby znalazło się tam coś jeszcze - zapach jest troszkę inny niż zapach płynu i trochę mniej wpasowuje się w moje gusta. Sól jest gruboziarnista, ma dość intensywny zapach, który unosi się znad wody. Używałam jej podczas kąpieli stóp, by uprzyjemniły tę czynność. Ma delikatne właściwości nawilżające.


Najczęściej sięgałam jednak po masełko czekoladowe, które mieści się w plastikowym opakowaniu z łososiową kokardką. Opakowanie nie jest zbyt solidne, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, ale do samego produktu nie mam żadnych zastrzeżeń. Konsystencja zbita, którą dość ciężko się rozsmarowuje, jednak w kontakcie z ciepłym ciałem jakoś to idzie. Zapach jest po prostu obłędny. Lubiłam wcierać go sobie w dłonie, które dostawały wtedy solidną dawkę nawilżenia, a dodatkowo pachniały pięknie przez długi czas.


W paczuszce znalazło się również coś dla powonienia, czyli olejek zapachowy, którego woń ma przypomnieć nam zapach trufli. Olejek tak pięknie pachnie, że jest po prostu do wypicia (ale jednak prosiłabym, by tego nie robić;))! Tego typu produkty mają wiele zastosowań. Można stosować je do kominka na woski zapachowe, można również skroplić kawałek materiału i powiesić go w szafie. Super sprawdzą się również w samochodzie. Ciekawym sposobem jest również delikatne skropienie rogu poduszki - ta czynność ma za zadanie ułatwić zasypianie. Niektórzy dodają nawet takie olejki do proszku do prania, by nadać tkaninom pięknego zapachu - ale ja sama nie próbowałam. Podsumowując olejki jednym zdaniem: Szerokie spektrum zastosowań, skryte w małej buteleczce za niewielkie pieniądze. Ostatnim produktem jest czekoladowe mydełko, którego kształt przypomina babkę-ciasto. Jest to produkt na tyle uroczy, że nie miałam serca go użyć - no bo jak to tak? Bardzo lubię kosmetyki, które mają zapach słodyczy. To samo tyczy się wosków zapachowych - te "jedzeniowe" przeważnie się u mnie sprawdzają. Cieszę się, że nie trzeba opychać się czekoladą, a można zrobić coś dobrego dla swojego ciała i w tym pięknym zapachu przebywać. 

Lubicie czekoladowe kosmetyki?

Wczoraj byl mój wielki dzień - broniłam tytułu magistra. Jak wiecie lub nie, studiowałam pedagogikę na Wydziale Nauk Społecznych. Ściślej mówiąc pedagogikę opiekuńczą z socjoterapią. Tematem mojej pracy była opieka, wychowanie i edukacja podopiecznych z jednego z pobliskich domów samopomocy. Ten dom nie ma strony internetowej, ale by bardziej Wam to uzmysłowić, działa podobnie do tego domu domyopiekiolimp.pl. Temat ten okazał się dla mnie bardzo wdzięczny oraz bogaty w literaturę. Cieszę się, że mam to już za sobą, choć obronie towarzyszył duży stres. Dziękuję sporej ilości czytelnikom, za wsparcie i trzymanie kciuków - podziałało!
Czytaj dalej

Nowe ubranka na telefon - Zolti.pl

Nie wiem jak Wy, ale ja dość szybko nudzę się telefonami, jednak zakup nowego to niemały wydatek. Nie stać mnie na to, by co parę miesięcy kupować sobie nowy telefon, ale... Jest szansa, by trochę jego wygląd odmienić. Takim sposobem jest zakup nowego ubranka, tj. etui. Gumowe etui w moim odczuciu jest najwygodniejsze i takich w swojej kolekcji mam najwięcej. Dziś chciałabym pokazać dwie nowe obudowy firmy Zolti.


Obudowy te są solidnie wykonane, nadruk jest dobrej jakości, nie ściera się. Dobrze przylega. Boki etui są przezroczyste, dzięki czemu każda obudowa pasuje do wszystkich kolorów telefonu. Ja mam złotego Samsunga i nie każdy kolor obudowy do niego pasuje - przy przezroczystych bokach problem znika. Uniwersalność, to chyba najlepsze określenie tej zalety.


Obudowy są bardzo dobrze wykrojone, wszystkie otwory są odpowiednio wyeksponowane. Bardzo lubię, kiedy obudowy mają wycięte otwory na boczne przyciski - nie znoszę, kiedy te miejsca są zabudowane, bo zdecydowanie ciężej się ich wtedy używa. Tu tego problemu nie ma. Skusiłam się na dwie obudowy - jedna iście wakacyjna, a druga bardziej codzienna, idealna na każdą porę roku. Etui drewniane jest o tyle ciekawe, że posiada delikatne wypustki, przez co mamy wrażenie, jakby były to prawdziwe drewienka. Druga obudowa przywołuje mi na myśl ciepłe wakacje nad morzem albo nad jeziorem razem z przyjaciółmi. W ofercie filmy jest bardzo dużo innych, równie ciekawych wzorów, które możecie obejrzeć je na stronie producenta do czego gorąco Was zachęcam. Cena takiej obudowy, to 21,90 zł, a co lepsze, do każdej obudowy dołączane jest szkło hartowane, które jak wiecie, solo w sklepie  akcesoriami do telefonu kosztuje w granicach 25-30 zł,  więc wniosek wysuńcie sami.

Ostatnio dużo buszuję po chińskich stronach internetowych. Jak wiadomo, można tam upolowac naprawdę takie rzeczy, które u nas są znacznie droższe. Często jednak można tam kupić przysłowiowego bubla. Wynika to głównie ze źle odczytanej aukcji, bo jak wiadomo, wszystkie opisy są tam w języku angielskim. Pomijając fakt, że warto znac dobrze jakikolwiek język w celu sprawniejszego poruszania się po zagranicznych stronach, to warto również znać go dla samego siebie w celu osobistego rozwoju. Ostatnio natknęłam się na fajne miejsce, jest nim angloville.pl - angielska wioska w Polsce. Wbrew powszechnej opinii, nie trzeba wyjeżdżać za granicę, by dobrze nauczyć się języka, skoro w Polsce mamy też tak fajne możliwości.

Kupujecie różne ubranka na swój telefon? Macie w tej chwili założone jakieś obudowy na swój telefon?
Czytaj dalej

Szyk, elegancja i praktyczność - tak może wyglądać Twój telefon!

Bardzo dużą wagę przykładam do wyglądu mojego telefonu. Staram się, by prezentował się on po prostu ładnie i przy tym nie sprawiał mi problemów w użytkowaniu. Wszelkiego rodzaju case'y muszą zatem być idealnie dopasowane. Telefonu używam bardzo często (czasem zdaje mi się, że może za często), dlatego wygodna podczas jego używania jest na wagę złota. Co i rusz zaopatrzam się w nowe etui, gdy poprzednie już się zniszczy. Tym razem w moje łapki wpadły 3 fajne obudowy Zolti, które cechuje szyk, elegancja i praktyczność. 



Na lustrzane obudowy ostrzyłam sobie pazurki już od dawna. Różowa, lustrzana obudowa wpadła mi do razu w oko, choć ja jej kolor sklasyfikowałabym bardziej jako miedziany. Case przychodzi do nas ładnie zapakowany, a lustro z tyłu jest dodatkowo zabezpieczone folią, więc jeżeli skusilibyście się na zamówienie, to żeby Was nie zdziwiło, że tył ma rysy - to tylko zabezpieczenie. Po jego usunięciu naszym oczom ukazuje się piękna lustrzana tafla. Wszystkie elementy, poza lustrzanym tyłem są gumowe - idealnie przylegają do telefonu. Co fajniejsze, obudowa nie ma wyciętych całkowicie otworów np. do ładowania telefonu. Są to otwory wycięte, ale... niewyciągnięte. Aby naładować telefon, należy je odczepić, co jest wspaniałym sposobem na zachowanie czystości tych miejsc. Mamy pewność, że w różne otwory nie dostaną się jakieś paprochy, np. z torebki. Obudowa pięknie się prezentuje, można się w niej przejrzeć, więc stanowi świetne lusterko kiedy jesteśmy poza domem,  lub gdy chcemy po prostu poprawić makijaż. Jedyną wadą tej obudowy jest to, że szybko się rysuje - jednak to było do przewidzenia.


Składając zamówienie skusiłam się na dwie lustrzane obudowy. Ta różni się od poprzedniej kolorem, bo jest złota. Różnicę można dostrzec również w sposobie wykonania, tj. obudowa ta nie ma żadnych gumowych elementów, wszystko jest plastikowe. By ją założyć na nasz telefon, należy wysunąć tylną obudowę, wsadzić nasz telefon i zasunąć. Podobnie jak poprzedniczka, obudowa przychodzi do nas zabezpieczona pod kątem zarysowań, więc z niej również należy ściągnąć folię przed użyciem. Case ten jest mniej wygodny niż ten z gumowymi elementami, ale wygląda ładniej, więc ja będę zakładała go na specjalne okazje i wyjścia. Z tyłu dodatkowo ma wycięty otwór, przez który widać będzie markę telefonu.


Obudowa portfelik, to dla mnie case, który ma szansę dostać miano idealnego, gdyby tylko troszkę lepiej go dopracować. Ten case świetnie sprawdzi się w podróży, kiedy co i rusz naz telefon ląduje w torebce. Jest na tyle praktyczny, że można rozmawiać przez telefon i w ogóle go nie otwierać - wszystko za sprawą wyciętych otworów. Mówiąc na początku o lepszym dopracowaniu, miałam na myśli właśnie te otwory. Możemy odebrać połączenie, ale jeżeli nasz kontakt nie ma zdjęcia, to niestety, ale bez otwarcia nie dowiemy się kto do nas dzwoni. To jedn jedyne utrudnienie jakie napotkałam podczas używania tego case'a. Etyi ma ładny, czarny kolor, więc się nie brudzi, dzięki czemu cały czas wygląda ładnie. W środku obudowy gumowy case, który świetnie przylega do telefonu i dobrze go w nim trzyma. Zamknięcie magnetyczne, bardzo praktyczne.



Obudowy kosztują w granicach 26-30 zł, ale... Najfajniejsze w nich jest to, że do każdej obudowy dołączone jest szkło hartowane! Doskonale wiem, ile ono kosztuje, bo niestety, ale często z usługi zakładania szkła korzystam. Jest to cena 30 zł! Obecnie wymieniłam swoje szkło na nowe, te od firmy Zolti i nie kosztowało mnie to nic, a dodatkowo mam fajną obudowę. Także jeżeli kupujecie szkła hartowane, to tu możecie nawet na tym zaoszczędzić. Tak, nie przejęzyczyłam się. Koszt szkła hartowanego w sklepie, to 30 zł (z założeniem). Kupując obudowę za 26 zł dostajecie zestaw etui+szkło hartowane, więc oszczędzacie 4 zł! Czysta okazja! Oczywiście ktoś może powiedzieć, że trzeba zapłacić koszt wysyłki i już jest drożej - jasne, ale wystarczy kupić 2 obudowy (np. wspólnie z mamą, koleżanką) - wtedy oszczędność jest jeszcze większa, a koszty wysyłki rozłożą się na pół.

Pogoda nie nastraja pozytywnie. U mnie ciągle leje, a u Was? Jazda autem to wyzwanie - wszędzie są wodne koleiny. Jak do tego dojdzie złe poziome oznakowanie, to już w ogóle klapa. Wydaje mi się, że znaki poziome na jezdni powinny być co jakiś czas odświeżane, a nie raz na dekadę. Ile to roboty zatrudnić porzadną firmę, taką jak oznakowanie-poziome.pl i ludziom jeździłoby się lepiej.

Zakładacie na swoje telefony Etui? Używacie szkła hartowanego?
Czytaj dalej

czwartek, 29 czerwca 2017

Holika Holika - aloesowa pianka do mycia twarzy

Przyszła pora by podzielić się z Wami moimi wrażeniami na temat stosowania aloesowej pianki do twarzy marki Holika Holika. Pora na to jest odpowiednia, ponieważ żel dobija właśnie dna. Jest to trzecia recenzja produktu tej marki i póki co mam na koncie jeden strzał w dziesiątkę, którym był kojący żel do ciała z aloesem oraz jeden niewypał jakim były plastry na nos do usuwania porów. Do której grupy dołączy aloesowa pianka? Tego dowiecie się czytając poniższą recenzję.


Aloesowa pianka ma opakowanie bardzo zbliżone do kojącego żelu z tym, że jest mniejsze (ma 150 ml czyli o 100 ml mniej niż aloesowy żel kojący) i ma zdecydowanie jaśniejszy kolor. Poza tym, nic ich nie różni. Oba opakowania przypadły mi do gustu, bo są nietypowe i budzą zainteresowanie. Zamknięcie na "klik" nie sprawia żadnych problemów podczas używania. Konsystencja jest przezroczysta, gęsta. I pewnie teraz zastanawiacie się czemu to jest pianka, skoro teraz piszę, że to żel. Dzieje się tak z oczywistych przyczyn. Żel zamienia się w fajną, delikatną piankę dopiero podczas pocierania dłoni czy już na samej twarzy. Pachnie bardzo przyjemnie, świeżo. Zapach jest na tyle ładny, że mogłabym go używać ciągle.




Produkt ten jest niesamowicie wydajny. Wystarczy go wydobyć w naprawdę niewielkiej ilości, by dobrze i dokładnie oczyścić twarzy. Za pierwszy razem trochę się rozpędziłam i wycisnęłam go naprawdę sporo. Od razu przeszłam do mycia twarzy. Wytworzyła się tak ogromna piana, że bąble szły mi nosem. Nie powiem, śmieszne uczucie. Następnym razem wzięłam go mniej, ale i tak okazało się, że to za dużo. Teraz nauczyłam się go "dawkować" odpowiednio, więc jego wydajność jest rewelacyjna. Pianka aloesowa naprawdę świetnie oczyszcza moją twarz, doskonale się pieni i jest po prostu przyjemna w użyciu. Z pewnością skuszę się na jeszcze jedno opakowanie korzystając z okazji składania zamówienia na Iperfumy.pl

Znacie produkty Holika Holika? Który jest Waszym ulubieńcem? Znacie tę piankę?
Czytaj dalej

środa, 28 czerwca 2017

Mediceuticals - produkty trychologiczne do skóry głowy i włosów normalnych

Już od jakiegoś czasu w mojej łazience królują produkty trychologiczne marki Mediceuticals. Skusiłam się na ich zakup z uwagi na to, że mają zwalczać wypadanie włosów. Moje włosy są bardzo długie, ale chciałabym, by zyskały na objętości. Niestety każdego dnia wyciągam ze szczotki dość sporo włosów, które wypadły i ten widok zdecydowanie mi się nie podoba. Postanowiłam rozprawić się z tym problemem z nadzieją, że zniknie raz na zawsze, a ja będę mogła cieszyć się większą ilością włosów. Jak wiecie, za rok wychodzę za mąż. Obiecałam sobie mocne postanowienie poprawy w sprawie moich włosów. Obietnicę tę zacznę wprowadzać w życie zaraz po obronie magisterskiej, bo wtedy będę miała więcej czasu. Tymczasem, od ponad miesiąca używam kuracji trychologicznej i dziś chciałam podzielić się z Wami wrażeniami z testowania po tym czasie.


Moja kuracja przeznaczona jest do skóry normalnej, przetłuszczającej się lub suchej. W skład zestawy wchodzą 3 produkty, które uprzednio zapakowane są w kartonowe pudełko. W chwili obecnej dodatkowo do zestawu dołączany jest kolorowy katalog pełniący rolę ulotki.
JAK STOSOWAĆ TERAPIĘ? / INNE INFORMACJE

Nałóż preparat Folligen™ (czyli szampon) na wilgotne włosy. Pozostaw na 2-3 minuty. Wykonaj delikatny masaż, umyj i oczyść dokładnie włosy i skórę głowy. Spłucz włosy. Ponownie zaaplikuj preparat. Pozostaw na 2-3 minuty. Wykonaj delikatny masaż i ponownie dokładnie oczyść włosy i skórę głowy. Spłucz włosy. Osusz włosy ręcznikiem. / Szampon jest dość gęsty, ma przezroczystą, bezbarwną konsystencję. W opakowaniu pachnie nieco ziołowo, po naniesieniu na włosy wyczuwam jakby mentol. Zapach szybko rozprzestrzenia się w łazience - jest taki orzeźwiający. Zdecydowanie na plus.


Preparat Vitatin™ (czyli odżywkę) nanieś dokładnie na skórę głowy, która to została uprzednio dokładnie umyta i oczyszczona preparatem Folligen™ lub Saturate™. Pozostaw na 2-3 minuty. Spłucz obfitą ilością wody. / Odżywka jest bardzo gęsta i biała. Niesamowicie wydajna. Pachnie przyjemnie i delikatnie, choć ciężko mi określić tak naprawdę co wyczuwam. Jest to mimo wszystko zapach bardzo ładny.
 

Aplikuj 3-5 pompek preparatu Cellagen™ (toniku) na suche lub lekko wilgotne włosy. Preparat aplikuj bezpośrednio na skórę głowy. Wykonaj delikatny masaż i rozprowadź preparat dokładnie po całej powierzchni skóry głowy. Nie spłukuj. Nie susz suszarką. / Ten preparat nanosi się na skórę głowy za pomocą pompki, która świetnie rozpyla substancję. Zakres rozprysku jest naprawdę imponująco duży. Pachnie podobnie do szamponu, dość miętowo i orzeźwiająco. UWAGA! Producent podkreśla, że stosowanie preparatu Cellagen może spowodować szczypanie lub też zaczerwienienie głowy. Objaw ten jest jednak normalny i całkowicie bezpieczny. Jeżeli jesteś posiadaczem bardzo wrażliwej skóry głowy i używanie preparatu jest dla Ciebie dużym dyskomfortem, możesz go rozcieńczyć w proporcji 50:50 (tj. 50% wody i 50% preparatu).


Z zestawu jestem bardzo zadowolona. Prezentuje się on naprawdę ładnie. Kosmetyki mają piękne, kobaltowe/granatowe opakowania, które są przezroczyste, dzięki czemu możemy kontrolować zużycie do samego końca. Zestaw jest bardzo wydajny - nie wiem czy starczy na 4,5 miesiąca, jak twierdzi producent, ale z pewnością będę używała go przez bardzo długi czas. Zapachy są  przyjemne, zdecydowanie wpisują się w mój gust. Zarówno szampon, jak i odżywka występują w pojemności 250 ml, z kolei tonik ma 125 ml pojemności. Jeżeli chodzi o działanie, to jest ono, jak najbardziej widoczne. Nie powiem, żeby moje włosy nie wypadały, ale wypadanie jest zdecydowanie bardziej ograniczone. Ze szczotki wyciągam znacznie mniej włosów, a to bardzo dobry dowód na to, że kuracja przynosi efekty. Myślę, że kiedy uda mi się wykończyć te produkty do samego dna, efekt jeszcze bardziej się spotęguje. 

Znacie zestaw Mediceuticals?

Czytaj dalej

wtorek, 27 czerwca 2017

Lakiery hybrydowe Claresa - swatche i pierwsze wrażenie

Jakiś czas temu dostałam kuszącą propozycję od marki Claresa, by razem z dziewięcioma innymi blogerkami zostać ambasadorką marki. Koło hybrydowych propozycji współpracy prawie nigdy nie przechodzę obojętnie, więc się zgodziłam. Wybrałam z asortymentu sklepu kolory hybryd, które najbardziej przypadły mi do gustu oraz akcesoria, którymi posługuję się przy każdym swoim manicure. Dzisiejszy wpis chciałabym w pełni poświęcić na zaprezentowanie Wam swatchy lakierów hybrydowych Claresa oraz opowiedzieć o moim pierwszym wrażeniu.


Skusiłam się na pięć kolorów. Trzy z nich należą do kolekcji pastelowej, zwanej Pastel Touch, a pozostałe dwa pochodzą z linii Summer Adventure. W skrócie mamy do czynienia z delikatnością pasteli oraz dla kontrastu z mocą intensywnego koloru. Wszystkie te lakiery są w nowej formule - ciężko mi się do tego odnieść, ponieważ nie znałam tych lakierów w formule starej. Nie mam więc do czego tego porównać. Jeżeli chodzi o opakowanie, to jest ładne i standardowe. Ma czarny kolor i taką jakby matową powłoczkę. Kolory lakierów odzwierciedlają nalepki na butelkach. Tylko jeden z lakierów miał nalepkę z kolorem na pędzelku - może dopiero ta opcja zostaje wprowadzana? Konsystencja jest gęsta, dobrze pokrywało mi się nią wzornik. Pędzelek dość szeroki i wygodny. Zakrętka dobrze leży w dłoni. Teraz chciałabym pokazać Wam swatche poszczególnych kolorów.


#1 CLARESA - SCUBA BLUE - bardzo ładny, jasny i chłodny błękit. Idealnie sprawdzi się zarówno latem, jak i do zimowych stylizacji.  Mimo jasnego koloru dobrze kryje.


#2 CLARESA - LOLLIPOP DREAM - ten kolor omamił mnie do reszty! Jest rewelacyjny, choć nie do końca jest dla mnie pastelem. Jest to dla mnie delikatny neon o pastelowym wykończeniu. Będzie rewelacyjnie prezentował się na opalonych dłoniach. Na zdjęciu wygląda na nieco zgaszony, ale w rzeczywistości taki nie jest.


#3 CLARESA - PINK BLINK - ten kolor jest ładny, delikatny, ale nieco mnie rozczarował. Spodziewałam się pastelka, który wpada w różowe tony. W rzeczywistości wpada on w tony brzoskwiniowe. Mimo to jest ładny i z pewnością ożywi niejedną ciemniejszą stylizację.


#4 CLARESA - PROVANCE - ten kolor kupił mnie w całości. Jest piękny, intensywny, fioletowo-różowy. Przypomina mi trochę kolorem wrzos. Jest to bardzo ciepły odcień i nie mogę się doczekać, kiedy nałożę go na pazurki.


#5 CLARESA - RIO DE JANEIRO - Rio kojarzy mi się nieodłącznie z karnawałem, pięknymi, kolorowymi strojami i tymi ślicznymi tancerkami. Kolor idealnie to odwzorowuje - mimo, że kolor jest jeden, to jest on bardzo żywy, dynamiczny i rzuca się w oczy. Jest cudowny!


W paczce znalazłam również oliwkę Chocko Kiss o pięknym, czekoladowym i intensywnym zapachu oraz bazę i top tej samej marki. Dodatkowo wybrałam sobie wzornik na kole, by w dalszym ciągu pokazywać Wam swatche nowych kolorów, cążki do wycinania skórek oraz multum naklejek. Niebawem pokażę Wam pierwszą stylizację. Będzie to coś delikatnego, bo planuję zmienić paznokcie na obronę. Odrost w moich różowych pazurkach jest nieduży, ale paznokcie są zbyt krzykliwe i nie pasują do tej okazji. Wstępnie z lakierów jestem zadowolona. Mają fajne pędzelki i ładnie pokrywają płytkę swoją gęstą konsystencją. Mam nadzieję, że tak samo ucieszy mnie ich trwałość.

Znacie hybrydy Claresa? Jak się u Was spisują? Który kolor podoba się Wam najbardziej?
Czytaj dalej

Higiena jamy ustnej z produktami Dentalux

Jak wiecie, znalazłam się w tym zacnym gronie osób, które mogły poznać nowości marki Lidl. Część tych nowości dotyczyła produktów, które pomogą nam zadbać o czystość jamy ustnej. Muszę przyznać, że poza nicią dentystyczną i szczoteczką do zębów (oczywiście razem z pastą) nie używałam żadnych innych gadżetów do higieny jamy ustnej. Cieszę się, że poznałam jeszcze dwa inne produkty, których teraz używam systematycznie i z wielką chęcią.


Niestety zdjęcie grupowe tych produktów mi nie wyszło, więc zacznę na samym początku od standardowej nici dentystycznej. Znajduje się ona w plastikowym, jakby miętowym opakowaniu. Na górze ma również plastykową zatyczkę, którą otwieramy, by wydobyć ze środka nić. W środku widnieje kawałek "metalu", który służy do przecinania nici. Wyciągamy jej tyle, ile potrzebujemy, przecinamy za pomocą tego ostrego elementu i zatykamy. Nić ma ładny, miętowy zapach, który przypadł mi go gustu. Dzięki niej świetnie oczyścimy przestrzenie międzyzębowe z pozostałości jedzenia, które jak wiemy, lubi w denerwujący sposób się tam dostawać. Najczęściej czyszczę dolne zęby, ponieważ w nich nie mam plomb. W górnej części jest ich trochę i sznurek lubi zaczepiać się o plomby, a to nie jest zbyt komfortowe. Poza tym, przy nieumiejętnym i zbyt mocnym stosowaniu może nawet taką plombę wyrwać.

W paczce znalazłam również czyściki do jamy ustnej 3w1. Bez czytania etykietki od razu znalazłam dwa zastosowania, czyli nić dentystyczną i wykałaczkę (ten "kieł" w środku"). Po przeczytaniu opisu dowiedziałam się o kolejnej funkcji - czyściku do języka. Zdecydowanie bardziej wolę te nici dentystyczne, niż te poprzednie. Jest to dużo bardziej przyjemne i higieniczne, a przede wszystkim szybsze "urządzenie". Patyczek jest dość długi, dlatego bez problemu mogę czyścić przestrzenie nawet w tych najdalej położonych zębach. Pamiętacie mój post o "Koszykach ratunkowych" na wesele? Kojarzę, że nie jest to zbyt popularna tradycja u Was, ale w moich stronach wręcz przeciwnie. W łazienkach w sali weselnej zostawia się koszyki z zawartością, która niejedną osobę mogłaby wybawić z opresji - podpaski, dodatkowe rajstopy, tabletki czy antyperspirant. I właśnie świetnym dodatkiem do takiego koszyka byłyby również takie czyściki. Piękny uśmiech jest podstawą na tak dużych wydarzeniach. Dodatkowo czyściki te mają ładny, miętowy zapach. Mieszczą się w wygodnym, plastikowym opakowaniu, które śmiało można postawić na półce.

Ostatnim produktem, który wspiera higienę mojej jamy ustnej są szczoteczki międzyzębowe. Wyglądają trochę jak mini szczotki druciane. Są małe, poręczne i ładne z wyglądu. Warto mieć taką jedną chociażby w torebce, bo nigdy nie wiadomo kiedy może nam się przydać. Szczoteczka jest odpowiednio zabezpieczona plastykową zatyczką, która stwarza przestrzeń dookoła, dzięki czemu nawet w torebce nic się tam nie powygina.


Tego produktu w sumie nie używam, ponieważ szczoteczka jest za duża, a przestrzenie między moimi zębami zbyt małe, by mogła je oczyścić. Mimo to uważam, że dla osób z większymi przerwami może okazać się fajnym gadżetem. Na pewno w lepszym stopniu oczyści przestrzenie, niż nić dentystyczna - tak przynajmniej mi się wydaje. Również widzę ten produkt w weselnym "Koszyku ratunkowym".


Higiena jamy ustnej jest bardzo ważna - w dorosłym życiu zęby mamy tylko jedne, więc należy o nie odpowiednio dbać. Pomocne przy tych czynnościach są produkty Dentalux - nowości Lidla. Z czystym sumieniem mogę polecić nici oraz czyściki 3w1. Zawsze zazdroszczę rekinom - martwienie się o zęby, to zapewne ostatnia z ich trosk, ponieważ rosną im one przez całe życie. Szkoda, że my ludzie tak nie mamy.

Ostatnio bardzo często pojawiały się posty z konferencji Meet Beauty. Bardzo licznie na nią uczęszczacie. Mam nadzieję, że i mi będzie dane w końcu na nią pojechać. Przy okazji zostałabym tam jeden dzień dłużej, by pozwiedzać. Byłam dwa razy w Warszawie, ale to było tak dawno, że wypadałoby sobie odświeżyć pewne "szlaki". Nawet znalazłam miejsce, gdzie mogłabym się przespać. Jest nim yourfreedom.pl.

A Wy jak dbacie oswoją jamę ustną? Używacie nici czy czyścików?
Czytaj dalej

Tosave - urocze, kolorowe i eleganckie pędzelki

Odkąd po raz pierwszy zobaczyłam te piękne, kolorowe pędzelki wiedziałam, że prędzej czy później stanę się właścicielką jakiegoś setu. Prawdę mówiąc, nie pomyliłam się, ponieważ od jakiegoś miesiąca, te poniższe, raczą moje oczy każdego dnia. Są one tak piękne, że po prostu żal ich używać, rewelacyjnie spisują się jako gadżety do kompozycji na zdjęciu. Jakby nie było, nie takie jest jednak ich przeznaczenie, dlatego z wielkim bólem używałam ich do wykonywania różnych makijaży. Żal mi było używać tego pięknego, jasnego włosia do moich brązowych cieni, ale jak mus, to mus. Poniższe pędzelki pochodzą ze sklepu Tosave.


W pierwszej kolejności chciałabym przedstawić Wam tęczowe pędzle składające się z 6 elementów. Ich trzonki wykonane są z plastiku o nietypowym kształcie. Wyglądają jakby były wysadzane kolorowymi diamencikami. W promieniach słońca wyglądają po prostu zjawiskowo, a efekt ten mogliście zobaczyć na moim Instagramie, a ściślej mówiąc w Insta stories. Włosie jest nylonowe, dwukolorowe. Pierwszy raz mam tak jasne włosie w pędzlach. Przeważnie jest ono czarne, albo szare, a tym razem biało-różowe. Przez to ciężko się przełamać, by w końcu zacząć ich używać. Zestaw te składa się z pędzli do makijażu twarzy jak i oczu. Zaskoczył mnie jednak dość mały rozmiar pędzli, liczyłam, że są trochę większe. Jestem przyzwyczajona do dużych pędzli, więc posługiwanie się tymi znacznie mniejszymi sprawia, że robienie makijażu nieco się wydłuża (mam na myśli pędzle do twarzy). Mimo to, w kontakcie z twarzą czy powiekami włosie jest bardzo miłe, także sam proces malowania jest bardzo przyjemny.


Skusiłam się na jeszcze jeden zestawik pędzli. Tym razem wybrałam złoty set składający się z czterech pędzli do makijażu oka. Tu podobnie jak przy pierwszym zestawie, wygląd jest niemal identyczny, różni się tylko kolorem trzonków. W tym wypadku mamy do czynienia z pędzlami złotymi, które sprawiają wrażenie bardzo eleganckich i ekskluzywnych. W użyciu niczym nie różnią się od poprzedników. Poniżej macie zbliżenie na piękne włosie tych pędzli. Zachwycałam się nim kilka dni, bo w połączeniu z trzonkami wygląda magicznie. Myłam je już kilkakrotnie. Wiadomo, włosie nie wygląda tak samo jak od początku, delikatnie się "rozczochrało", ale nie wpływa to na malowanie. Włosie nie wypada, także klej trzyma bardzo dobrze w obu zestawach.



Na koniec mam jeszcze jeden, pojedynczy pędzelek. Przyjechał do mnie trochę odkształcony i do tej pory mu tak zostało. Jest to bardzo standardowy pędzel, taki jakich wiele. Ma czarny, drewniany trzonek i jak w przypadku poprzedników, nylonowe włosie. Do tego ma złoty element, który dodaje mu trochę elegancji. Włosie jest w kolorze śmietankowym, a jego góra w kolorze szarym. Na zdjęciu z modelką wyglądał na pędzel z ogromnym włosiem i przypominał mi mój pędzel do pudru Hakuro. W rzeczywistości wygląda gorzej. Używałam go sporadycznie do nakładania pudru na wyjazdach. Spisywał się przyzwoicie, w kontakcie z twarzą był bardzo delikatny i przyjemny. Trzonek póki co na swoim miejscu, choć nie wróżę mu długiej przyszłości (wszystkie trzonki z moim chińskich pędzli szlag trafia po kilku myciach stąd moja sceptyczność w tym przypadku).


Tak wyglądają moje pędzelki z Tosave. Jestem zakochana w tych kolorowych i złotych pędzlach - są po prostu bajeczne! Gdyby miały większy rozmiar, byłyby dla mnie idealne. Nie podaję Wam cen pędzli, to trzeba sprawdzać na bieżąco, ponieważ pędzelki często są w jakichś promocjach, więc ich cena jest zmienna. Każdy komplet zalinkowałam, więc można sobie śmiało monitorować ich cenę. Po przeliczeniu tych cen na złotówki pędzle nie są zbyt drogie, więc tym bardziej wydaje mi się, że warto się im przyjrzeć. Firma poza prowadzeniem sklepu Tosave prowadzi również sklep Rose Hair Extensions, na którym znajdziecie włosy do przedłużania. Ja na razie nie planuję wykonywać takich "zabiegów", ale kiedy myślę o ślubie za rok, to zastanawiam się, czy nie zdecydować się na doczepienie dodatkowych włosów. Nie po to, by je przedłużyć, bo włosy mam długie, ale po to, by trochę je zagęścić. Robił ktoś tak?

Pisząc posty wieczorem, zawsze towarzyszą twmu jakieą przemyślenia. Czasem są dość poważne, a często dość przyziemne. Jednym z moich przyziemnych marzeń jest "nowy" samochód. Nie mam.tu na myśli auta proato z salonu, ale po prostu wymianę na lepszy model. Lubię prowadzić auto, krótkie dystanse nawet mnie odprężają. Uwielbiam słuchać wtedy muzyki. Jeżeli przez najbliższe 2 lata nie uda mi się wymienić auta, to chciałabym chociaż zamontowac w swoim nowy sprzet audio. Ciekawe opcje można obejrzeć w centrumaudio.pl . Słuchanie muzyki nabrałoby wtedy innego wymiaru.


Co sądzicie o powyższych pędzelkach? A może macie już swoje zestawy?
Czytaj dalej

Dolce Vita Nails - żele kolorowe uv

Moje paznokcie wchodzą na wyższy level. Do tej pory ozdabiałam je innymi hybrydami, pyłkami czy tuszem za pomocą stylografu. Wielbicielką żeli na paznokciach zamiast hybryd raczej się nie stanę, ale... Mogę te dwa produkty ze sobą połączyć. Żelami można wykonywać różnego rodzaju zdobienia. Dodatkowo żele mają mocniejszą warstwę dyspersyjną i podobno lepiej przykleja się do nich folia. Zrobiłam póki co jedną próbę, średnio mi to wyszło, ale niebawem przystąpię do drugiego podejścia. Folia na żelu, to jedna z opcji. Inną jest po prostu tworzenie różnego rodzaju wzorów za ich pomocą. Dziś chciałabym pokazać Wam sześć żeli Dolce Vita Nails w bardzo ciekawych kolorach. W niedalekiej przyszłości wzornik z moimi propozycjami.


Jestem w posiadaniu 6 kolorów żeli. Mieszczą się one w plastikowych słoiczkach na zakrętkę. W środku zabezpieczone są sreberkiem. Wolałabym chyba w tym miejscu plastikowe wieczko z dwóch powodów. Po pierwsze, folia była tak mocno przyklejona, że złamałam paznokieć na kciuku próbując ją odkleić. Po drugie, opcja ze sreberkiem jest mniej praktyczna, bo żel i tak się wylewa i brudzi cały słoiczek. Do zdjęć musiałam je odkleić całkowicie, bo nie prezentowało się to zbyt zachęcająco. Wieczko rozwiązałoby ten problem.


Kolory jakie mam, to: Soft Body, który określiłabym mianem nudziaka, Sexy evening, to odcień, który podoba mi się najbardziej, bo to nudziak z domieszką pięknego brokatu, Malaga to dla mnie połączenie granatu z fioletem, Coffee with toffee, jest pięknym, brązowym odcieniem, który przypomina mi kolorem czekoladę, Be happy, to z kolei bardzo jasny, nieco pastelowy fiolet i na końcu My sexy lips, co jest klasyczną czerwienią.


A tu możecie zobaczyć, jak te kolorki prezentują się w słoiczkach. Żele są znacznie bardziej gęstsze od każdej hybrydy jaką miałam, więc ciężej się nimi maluje. Muszę przyznać, że pierwsza próba malowania wzorów mnie przerosła. Mam nadzieję, że kolejne będą lepsze i pokaże Wam, co za ich pomocą można wyczarować.



Ostatnio nachodzą mnie pewne refleksje. Coraz częściej w telewizji czy w gazetach czyta się o heroicznych czynach zwykłych ludzi, którzy ratują ludzkie życia - często do tych wydarzen dochodzi przypadkiem, na przystanku, w autobusie czy w sklepie. Bardzo często zastanawiam sie czy gdybym ja znalazła się w takiej sytuacji, toudałoby mi się komuś pomóc. Pewnie nie, bo nie wiedziałabym co zrobić. Jako przyszly nauczyciel (miejmy nadzieję) bardzo chciałabym zrobić kurs pierwszej pomocy, bo to bardzo przydatna umiejętność. Różnego rodzaju kursy świadczy firma emermed.pl, więc w wolnej chwili przyjrzę się tej ofercie bliżej.

Używacie żeli do zdobień? A może używacie ich zamiast hybryd?
Czytaj dalej