wtorek, 12 lipca 2016

Biooleo Cosmetics - Olej kokosowy

Oleje, oleje, wszędzie oleje. Wiele dziewczyn wprowadziło je do swojej pielęgnacji, a teraz ja dołączam do tego zacnego grona. Długo się opierałam, bo tak jak wspominałam, nienawidzę takiego uczucia tłustości, ale w końcu uległam i z oferty sklepu Biooleo Cosmetics wybrałam sobie czysty olej kokosowy.


Uwielbiam produkty mieszczące się w takich szklanych słoikach - miałam już sól, balsam, teraz przyszła pora na olej. Na zdjęciach, to najprawdziwszy olej, ponieważ był w moim pokoju w te największe upały, a mieszkam na poddaszu i zmienił swój stan skupienia. Wcześniej konsystencja była twarda i zbita. Teraz znów wrócił do pierwotnego wyglądu. Nie żałuję, ze skusiłam się na ten olej, ponieważ pięknie pachnie i super się u mnie sprawdza w wielu sytuacjach. Nie bez powodu uznawany jest za najzdrowszy olej świata.  Jednak jako totalny amator olejkowy, musiałam zasięgnąć porad wuja Google jak go używać. Ku mojemu zaskoczeniu, znalazłam artykuł, w którym wypisane było 60 sposobów na wykorzystanie go! Przeszłam zatem do działania.


Po raz pierwszy wypróbowałam go do masażu - mojemu Ukochanemu się poszczęściło, a sam proces ułatwił i uprzyjemnił masowanie. W powietrzu unosił się piękny, ale delikatny kokosowy zapach. Drugi raz wykorzystałam go w pielęgnacji moich łokci, ponieważ są bardzo suche - olejek sprawił, że zamiast suchych wiórków, moje łokcie stały się bardziej nawilżone i miękkie. Podobnie sprawa ma się w przypadku całego ciała - olej może pełnić funkcję balsamu zarówno do ciała jak i do ust. Świetnie sprawdza się również w pielęgnacji włosów, a na stronie ze sposobami wykorzystania przeczytałam, że pomaga w walce z łupieżem, więc na pewno wypróbuję go również w ten sposób. Z ciekawszych zastosowań, jednak jeszcze przeze mnie niestosowanych wydało mi się używanie go w walce z dziecięcą ciemieniuchą, stosowanie podczas depilacji, demakijażu twarzy, smarowanie na blizny czy na rzęsy w celu ich wzmocnienia, także jeszcze wiele przede mną. 

Jaki jest Wasz ulubiony olej? Ożywacie oleju kokosowego?
Czytaj dalej

sobota, 9 lipca 2016

Brushegg - jajeczko do czyszczenia pędzli - czy warto je kupić?

Dziś kilka słów na temat pewnego cudaka, którego zamówiłam na Aliexpress. Mowa o brushegg - jajeczku do czyszczenia pędzli. Mało która z nas nie posługuje się na co dzień pędzlami. Warto odpowiednio o nie zadbać, ponieważ nieczyszczone są siedliskiem bakterii. Poza tym, zdecydowanie lepiej korzystać z czystych pędzli niż brudnych. Dostrzegłam bardzo wiele zalet tego produktu. Postaram się odpowiedzieć w dzisiejszym wpisie na pytanie czy warto kupić brushegg?


Gumowe jajeczko znalazłam na Aliexpress całkiem przypadkiem, przeglądając bez konkretnego celu znajdujący się tam asortyment. Zaciekawiło mnie i może wyjdę na ignorantkę, ale wcześniej o nim nie słyszałam. Brushegg kosztowało chyba $1, więc to bardzo niska cena, która jeszcze bardziej skusiła mnie do wypróbowania. Patrząc na inne aukcje, można je kupić nawet za $0,71, więc jego koszt, to w przeliczeniu na złotówki to nawet niecałe 3 zł.


Gadżet zakładamy na dwa palce. Na wypustki wylewam odrobinę szamponu, a gdy bardzo mi się śpieszy, jest to mydło. Jajeczko podzielone jest na wypustki podłużne, które służą do czyszczenia włosia dużych pędzli jak np. do pudru czy podkładu i punktowe, na których czyści się małe pędzle, np. do brwi czy cieni.


Następnie całość spłukujemy pod bieżącą wodą. Brushegg jest świetny w utrzymaniu, ponieważ nagromadzony brud z pędzla od razu zostaje usunięty przez strumień wody. 


Kolejnym krokiem jest już tylko wysuszenie pędzla - zostawiam go do samodzielnego wyschnięcia. Na powyższym zdjęciu prezentuję go zaraz po umyciu, więc jest mokry. Włosie jest już białe, tak jak wyglądało zanim zaczęłam go używać. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić Wam to jajeczko, ponieważ proces mycia pędzli stanie się łatwiejszy, przyjemniejszy i przede wszystkim szybszy, a sam zakup tego produktu, nie nadszarpie Waszego budżetu. Gdyby ktoś był zainteresowany zakupem tego jajeczka, mogę podać namiar na sprzedawce - będzie przynajmniej jakaś pewność, że wysyła towar. 

Macie brushegg? Czego używacie do mycia pędzli?

Czytaj dalej

środa, 6 lipca 2016

Herome - Nail Hardener Strong - odżywka do utwardzania średnio zniszczonych paznokci

Odkąd po raz pierwszy zrobiłam sobie manicure hybrydowy (październik) i przepadłam, odstawiłam używanie różnego rodzaju preparatów i odżywek do paznokci. Po prostu nie miałam czasu ich używać, chęci również nie było, ponieważ praktycznie podczas noszenia każdego manicure moje paznokcie były bardzo twarde, więc nie widziałam takiej potrzeby. Ostatnio ściągając hybrydę pomyślałam, że mimo, iż nie muszę, dodatkowo je wzmocnię, a na pewno im to nie zaszkodzi. Naniosłam zatem odżywkę utwardzacz marki Herome do średnio zniszczonych paznokci. Na rynku dostępna jest także wersja bardzo mocna, do paznokci bardzo zniszczonych, więc jeżeli jesteście jej również ciekawi, to zapraszam na stronę http://www.bodyland.pl/.


Odżywka Herome uprzednio zapakowana jest w kartonowe pudełeczko, na którym widnieje dużo informacji. Niestety wiele z nich jest w języku obcym, jednak wszystkie niezbędne są przetłumaczone i przyklejone do opakowania. W środku znajduje się odżywka w szklanej buteleczce z bardzo długim pędzelkiem. Buteleczka kształtem przypomina stożek.


Pędzelek ma długie włosie - ja za takim nie przepadam, ale o dziwo, używało mi się go fajnie. Bardzo dobrze pokrywa się nim płytę paznokcia, nawet w kącikach. Na końcu zatyczki jest jakby kopytko, którym można sobie odsuwać skórki, co jest świetnym rozwiązaniem. Utwardzacz bardzo szybko wysycha. Kiedy kończyłam malować drugą rękę, pierwsza była już sucha. Bardzo się cieszę, ponieważ muszę przyznać, że przy hybrydach odzwyczaiłam się czekania na wyschnięcie lakieru.


Odżywkę należy nanieść na paznokcie, na drugi dzień ponowić, z kolei trzeciego dnia wszystko zmyć i nanieść nową warstwę. Czynność należy powtarzać przez 14 dni. Produkt ten jest mocny, dlatego producent zaleca, by nie stosować tej odżywki więcej niż jeden lub dwa razy w roku. Dodatkowo odżywki można używać do 2 razy w tygodniu jako bazę pod lakier do paznokci. Od czasu do czasu należy zrobić przerwę w używaniu odżywki jako bazy na około 2-3 tygodnie. Jeżeli chodzi o efekty, to jestem pozytywnie zaskoczona. Już przy położeniu 2 serii czułam wyraźne wzmocnienie paznokci. Miałam wrażenie jak gdybym nosiła ciągle hybrydy. Od nałożenia kuracji minęły już z 2 tygodnie, a moje paznokcie wciąż są w świetnym stanie - widzę to chociażby w czasie ściągania hybryd, bo paznokcie wciąż są twarde. Działanie godne pochwały 

Znacie produkty marki Herome? Jak spisują się u Was? Jeżeli nie, to jakich produktów do pielęgnacji paznokci używacie?
Czytaj dalej

wtorek, 5 lipca 2016

Yankee Candle - Fluffy Towels - puszyste ręczniki

Od jakiegoś czasu rzadko piszę o zapachach. Zdarza się, ale nie tyle co kiedyś. Postanowiłam, więc, że dzisiejszy dzień będzie dobrym dniem na coś pachnącego. Mam tyle wosków, o których jeszcze Wam nie wspominałam, że nie wiedziałam, który wybrać do dzisiejszego wpisu. Po krótkim namyśle, wybór padł na Yankee Candle Fluffy Towels, który pochodzi z Goodies.pl


Nie raz wspominałam już o swojej awersji do białych wosków. Jednorazowo kupiłam ich sporo i każde odpalenie nowego, białego wosku kończyło się podobnie, to znaczy wietrzeniem pokoju. Wtedy trochę się do nich zraziłam i na jakiś czas odpuściłam palenia i kupowania wosków w tym kolorze. Pewnego dnia, po sprzątaniu, otworzyłam pudełko z woskami i postanowiłam wybrać coś odpowiedniego do mojego czyściutkiego już pokoju. Zaryzykowałam i sięgnęłam po wosk Fluffy Towels, ale czy słusznie?


Na szczęście tym razem wybór okazał się dobry, a nawet bardzo dobry. W końcu doczekałam się białego wosku, który w 100% spełnia moje oczekiwania. Po odpaleniu pokój wypełnia piękny i świeży zapach, którego tak bardzo w kolekcji mi brakowało. Sprawia, że uczucie czystości potęguje się znacznie bardziej. Wyczuwam w nim woń świeżego prania, która jest tu zdecydowanie dominująca. Ale by nie było zbyt nudno, całość przełamana jest cytrusowymi nutkami. Producent wspomina też coś o dodatku lawendy - ja jej nie wyczuwam i bardzo się cieszę, bo po prostu za tym zapachem nie przepadam. Bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się odpalić biały wosk, który ładnie pachnie i przy którym dobrze się czuję, a nie tylko boli mnie głowa. Czytając opinie o tym wosku na stronie internetowej sklepu stwierdzam, że wszystkim przypada do gustu, bo zbiera same pozytywne opinie.

Znacie wosk Fluffy Towels? Wpisuje się on w Wasz zapachowy gust?
  
Czytaj dalej

poniedziałek, 4 lipca 2016

Planer ślubny czyli kilka słów o planowaniu swojego ślubu i wesela

Cześć. Parę miesięcy temu, dokładnie w moje 24 urodziny, powiedziałam "TAK" swojemu Ukochanemu. Był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Chyba każda kobieta, która jest w związku, prędzej czy później na tego typu deklarację czeka, więc... Doczekałam się i ja. Biorąc po uwagę, że w dzisiejszych czasach na wymarzoną salę weselną czeka się latami, od razu przeszliśmy do rezerwacji najważniejszych spraw, tj. lokalu, oprawy muzycznej i fotograficznej. Mimo, że ten wielki dzień dopiero za dwa lata, wiele rzeczy trzeba załatwiać już teraz. Postanowiłam skusić się na kalendarz, w którym zapisywałabym wszystkie ważne wydarzenia i wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Planer ślubny. Niewiele myśląc, dodałam go do wirtualnego koszyka i czekałam na wysyłkę. Mam go od ok. 2 tygodni, więc postanowiłam napisać Wam o nim kilka słów i tym samym odpowiedzieć na pytania wielu Panien Młodych, czy warto kupić taki planer?


Na samym początku warto wspomnieć ile kosztuje. Planer wyniósł mnie 44 zł (notes + wysyłka) i wysłany został listem poleconym priorytetowym. Kupiłam go na allegro. Dostępnych jest tam wiele wzorów u różnych sprzedawców, ale ja skusiłam się na ten od DrukLove, ponieważ bardzo lubię motyw kwiatów. Poza tym, taki notes jest pamiątką na wiele lat, więc chciałam, by poza fajnym wnętrzem, był też piękny z zewnątrz.


Spis treści jak widzicie jest bardzo bogaty. To, co przekonało mnie w głównej mierze do zakupu, to kalendarz na 3 lata, tj. 2016, 2017 i 2018. W sam raz dla mnie, ponieważ ślub będzie właśnie w 2018 roku. Jedna kartka, to jeden miesiąc, na którym poza kalendarzem jest wykropkowane miejsce na jakieś ważne notatki. Jak widzicie, wczoraj podpisywaliśmy umowę z zespołem, który zagra na naszym weselu - na marginesie, to cieszę się, że już mamy to za sobą, bo naprawdę ciężko jest znaleźć dobry zespół w rozsądnej cenie.


W planerze znajdziecie także kartki z rozpiską co trzeba byłoby zrobić na rok, pół roku, kilka miesięcy, tygodni, dni przed ślubem - bardzo przydatna ściągawka, ale biorąc pod uwagę realia jakie panują przynajmniej w moich okolicach, to... Gdybym szukała sali weselnej rok przed ślubem, to mogłabym znaleźć coś chyba jedynie w stołówce. Ciężko z terminami 2 lata przed, a co dopiero rok. Kolejna sprawa, to oprawa muzyczna - planer sugeruje, by zająć się tym pół roku przed planowanym ślubem - do mojego jeszcze 2 lata, a ja już nie mogłam zarezerwować zespołu, który chciałam, bo data, którą wybraliśmy w 2018 jest już zajęta, mimo to wszystkie pomysły wymienione przez autora wykorzystam, jednak w innych niż podaje terminach.


To co bardzo mi przypadło do gustu, to miejsca dotyczące garderoby Państwa Młodych. Można dokonać różnego rodzaju porównań. Fajne jest także wydzielone miejsce z zaliczkami jakie wpłacamy na dane usługi. Póki co  wypełniłam dwa pola, jednak z czasem na pewno się tam zagęści. Znajdziecie tam także miejsce na wypisanie listy gości dla niej i dla niego, miejsce na rozrysowanie stołów, kontakty, porównanie lokali weselnych, różnego rodzaju zakupy, menu weselne i pytania pomocnicze jakie można zadać właścicielowi lokalu czy księdzu.


Bardzo chciałabym, by znalazło się tu także miejsce na pomysły związane z upominkami dla przybyłych gości oraz propozycje piosenek na pierwszy taniec - kto wie, może autor pomyśli o tym w przyszłości.  Fajnym rozwiązaniem byłby także dołączony sznureczek-zakładka, który pomógłby nam sprawniej operować notesem. Chciałabym także, by było miejsce, chociaż jedna strona, na porównywanie zespołów muzycznych. Takie pomysły przyszły mi do głowy podczas wypełniania tego planera. Póki co korzystam z wydzielonego miejsca na jego końcu, by zapisywać swoje pomysły, które przychodzą mi do głowy każdego dnia.


Z zakupu planera jestem zadowolona (pomijając, że propozycje terminowe, co do załatwiania różnych spraw nie są zbyt trafione). Ale jest to mały notes idealny do torebki, który będziemy mogły nosić ze sobą wszędzie i nie będzie zawalał. Dobrze wypełniony, to skarb, w którym znajdziemy wszystkie niezbędne terminy, kontakty i sprawy do załatwienia. Mógłby być w twardej oprawie, na pewno by się tak nie niszczył. Na ostatniej stronie jest miejsce, do wkładania różnego rodzaju wizytówek, co też na pewno się przyda. Jednym słowem polecam, a jeżeli macie jakieś zdolności graficzne i sporo wolnego czasu, możecie pokusić się o wykonanie własnego planera.

Organizując swój ślub miałyście planer (DIY/kupiony)? Ile u Was czeka się na salę weselną czy na zespół? Trzeba działać z kilkuletnim wyprzedzeniem jak u mnie czy raczej można to załatwić szybciej?
Czytaj dalej