środa, 22 sierpnia 2018

Idealne zapachy dla Panny Młodej

Dzień, w którym kobieta zakłada piękną białą suknie i ślubuje miłość i wierność swojemu partnerowi do końca życia, to wzniosła i wyjątkowa chwila dla obu stron. Panny Młode szaleją, próbują zaplanować ślub co do minuty i najmniejszego szczegóły, by było idealnie i jak z bajki. Ten dzień niewątpliwie potrzebuje pięknej oprawy na każdej płaszczyźnie Oddajemy się tego dnia w ręce fryzjerów i makijażystów licząc, że zrobią z nas bóstwa. Kropką nad "i" jest według mnie zapach perfum, jakimi planujemy się zrosić. Przygotowałam z tą myślą listę. Są to perfumy dla Panny Młodej.



VERSACE BRIGHT CRYSTAL

Bardzo często pokazuję ten zapach u siebie, bo to jeden z moich ulubionych. Dzięki internetowej drogerii Iperfumy.pl poznaję bardzo dużo fajnych i luksusowych zapachów w bardzo przystępnych cenach. Takim właśnie sposobem poznałam Bright Crystal. Zapach jest kwiatowy i lekki ze słodką nutą, idealny na każdą okazję. Nuty zapachowe: piwonia, kwiat lotosu, magnolia, jabłko, piżmo, ambra.

ESCADA ESPECIALLY 

Escada Especially, to luksusowy kwiatowy zapach wzbogacony akcentami owoców. Ta toaletowa woda doskonale nadaje się do noszenia wiosną i latem. Especially to perfumy słodkie i delikatne, jak bułgarska róża tworząca serce perfum. Zbytnia słodkość doskonale równoważona jest przez owocowe tony gruszki i hibiskusa, dzięki którym zapach Especially jest przyjemnie świeży i wyjątkowy. Radosnego uczucia wiosennego optymizmu dodają tej kompozycji kolejne akordy kwiatów, przede wszystkim ylang-ylang.

MARC JACOBS DAISY

Ten zapach jest u mnie drugi w kolejności, zaraz po Versace. Już samo opakowanie kupuje mnie w całości. Zapach utwierdza w przekonaniu, że to po prostu ładny zapach. Te perfumy były moimi ślubnymi. Weselnych wydatków jest bez liku, dlatego nie kupiłam Versace, gdy Jacobsa miałam jeszcze tak dużo. Moimi dodatkami w dniu ślubu były kolczyki i właśnie ten zapach. Nutą głowy jest słodka i orzeźwiająca – łączą się w niej delikatne maliny, grejpfrut, gruszka i lekkie zielone akordy. Po chwili przechodzi ona w eleganckie, kwiatowe serce, w którym poczujesz zmysłowy jaśmin, dziką różę, fiołek, subtelny kwiat jabłoni i soczyste liczi. Bazę kompozycji zapachowej spaja zmysłowe piżmo, aromatyczne śliwki i rozgrzewające drzewo cedrowe.

A Wy na jaki zapach zdecydowałyście się lub zdecydujecie się w dzień swojego ślubu?


Czytaj dalej

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Hean Luxury - mix produktów do ust

Marka Hean jest mi stosunkowo obca, ponieważ kupić można ją w Drogeriach Natura, a ja bardzo rzadko tam bywam, dlatego ucieszyłam się, że mogę przetestować kilka nowości tejże marki. W tej gromadce znalazły się zarówno kosmetyki pielęgnacyjne do ust, jak i te, które nadają im kolor. Jeżeli jesteście ciekawi, jak sprawdził się u mnie peeling i eliksir do ust, a także matowa oraz metaliczna pomadka to zapraszam na wpis.


Wydaje mi się zasadne to, że zacznę od recenzji produktów pielęgnacyjnych, bo by nasze usta prezentowały się ładnie z kolorową pomadką na nich, najpierw musimy o nie zadbać. Dlatego w pierwszej kolejności opiszę Wam dwa produkty z serii Hean Luxury, tj. peeling do ust i eliksir do ust. Najpierw zacznę od cech wspólnych i do nich niewątpliwie zalicza się wygląd. Oba produkty mieszczą się w kartonikach - peeling w czarnym, a eliksir w białym. Kartoniki są solidnie opisane (w 2 językach), widnieje na niż dużo treści. Po wyjęciu widzimy takie same opakowania - szklane słoiczki z plastikowymi, czarnymi zakrętkami. Tu brakuje mi trochę konsekwencji. Skoro opakowanie eliksiru (kartonik) jest białe, to wydaje mi się, że zakrętka powinna również taka być. Wtedy po wyjęciu z opakowań szybciej można by je odróżnić. Kolejnym punktem wspólnym jest tu cena. Oba produkty kosztują niecałe 15 zł.


HEAN LUXURY - SUGAR LIP PEELING - CUKROWY PEELING DO UST

Na zdjęciu ciężko dostrzec to, jak wygląda konsystencja, bo jej jasny odcień zlał się ze zdjęciem, jednak postaram się ją opisać. Jest ona niewątpliwie gęsta, bardzo zbita, o czym świadczy to, że została nalana z tak zwaną "górką" i nie spływa po bokach by się wyrównać. Nie jest to mocny zdzierak - określiłabym go raczej, jako średni. Drobinek cukru jest w nim stosunkowo niedużo, ale są one dość sporych rozmiarów, dzięki czemu świetnie radzą sobie z wygładzeniem ust i pozbyciem się suchych skórek. Po ślubie moje usta (jak i cała skóra twarzy) nie były w dobrej formie. Kilka próbnych makijaży ślubnych, potem kolejne makijaże na wesela znajomych sprawiły, że moja skóra twarzy, jak i usta były po prostu wysuszone i pełne odstających skórek. Dzięki temu peelingowi doprowadziłam je do ładu i to w bardzo szybkim czasie. Zapach produktu jest delikatny i słodki, co tylko uprzyjemnia używanie. Jestem z niego bardzo zadowolona!


HEAN LUXURY - LIP ELIXIR - ELIKSIR DO UST

Ustom przesuszonym potrzebna jest solidna dawka nawilżenia i taką zagwarantował mi właśnie  eliksir do ust Hean. Niech nie zwiedzie Was jego niepozorny i skromny wygląd. W tym  małym opakowaniu (6g) kryje się naprawdę fajny produkt. Jego konsystencja jest zwarta i zbita, ale w kontakcie ze skórą (w tym przypadku opuszkiem) i jego temperaturą rewelacyjnie się roztapia, a co za tym idzie łatwo nanosi na usta. Od paru tygodni mam krótkie paznokcie, jak nigdy, więc aplikacja obu produktów z serii serii do ust nie stanowi dla mnie problemu. Gdy paznokcie podrosną myślę, że pomocna okaże się tu  pałeczka kosmetyczna. Sama aplikacja nie jest zbyt higieniczna, ale produkty tego typu najczęściej można kupić właśnie w takiej formie. W przypadku eliksiru zapach jest nieco bardziej intensywny, ale inny. Jest słodki, ale i zarazem lekko orzeźwiający. Wydaje mi się, jakby był kwiatowo-owocowy. Szkoda, że producent nie określił tej woni na opakowaniu, bo jest naprawdę interesująca. Produkt ma za zadanie wygładzić nasze usta dzięki lipidom lanoliny, a także nawilżyć je przy pomocy oleju z nasion Meadowfoam oraz zregenerować dzięki masłu Shea. Na opakowaniu czy słoiczku nie mogę znaleźć składu, by to zweryfikować, ale wierzę, że tak jest, bo... Już po pierwszej aplikacji usta zyskują na wyglądzie. Są takie mięciutkie, delikatne i przyjemne w dotyku. Nie brakuje im też nawilżenia. W ogólnej ocenie jestem zauroczona tym duetem.


HEAN LUXURY - GLAM METAL MOUSSE LIPSTICK - METALICZNA POMADKA-MUS

Metaliczne wykończenie na ustach nie należy do moich ulubionych. Zdecydowanie jestem fanką wszelkiego rodzaju matów czy naturalnego wykończenia z bardzo delikatnym błyskiem. Do tej pory nie udało mi się trafić na jakąkolwiek metaliczną pomadką, która by mi się spodobała i w której wyglądałabym w miarę ok. Nie wiem, może nie wyglądam w nich jakoś tragicznie, ale jeżeli ciągle widzę się w matach i raz na sto lat naniosę jakiś odcień metaliczny, to chyba przez to wygląda to dziwnie, bo nie jestem do takiego wykończenia przyzwyczajona. Tak było i tym razem. Trafiłam na odcień 502 Russet. Jest to w moim odczuciu metaliczny brąz z domieszką rose gold i brudnego różu. Sam kolor w sobie jest bardzo ładny i nie mogę mu nic zarzucić, ale nie podoba mi się, jak w nim wyglądam. Konsystencja jest bardzo lekka, śliska i świetnie pokrywa usta już za pierwszym razem. Daje naprawdę ekstra błysk, co widać zresztą na zdjęciu. Po czacie zastyga, więc jest trwalsza, niż się wydaje. W całej gamie produktów z tej serii jest 8 odcieni - są to brązy, beże, ale również róże i fiolety.


HEAN LUXURY - MATOWA POMADKA W SZTYFCIE

Na koniec zostawiłam sobie matową pomadkę w sztyfcie. Takich produktów w mojej kolorówce jest najwięcej, ponieważ uwielbiam wszystko co matowe na ustach. W czerwieniach można mnie zobaczyć bardzo rzadko, natomiast w odcieniach bordo już znacznie częściej, dlatego cieszę się, że trafiłam na pomadkę 710 Burgundy. Jest to ciemny, burgundow odcień i tu już niczego nie trzeba dodawać. Burgund w czystej postaci! Warto pochwalić tu opakowanie. Jest bardzo eleganckie. Czerń i złoto to zawsze dobre połączenie. Na plus również zatyczka. Jak widzicie na powyższym zdjęciu, ma ona magnesy, które nie pozwolą otworzyć się pomadce, np. w torebce. Uwielbiam takie rozwiązania w pomadkach. Sama jej konsystencja jest dość tępa i z początku ciężko nanosiło się ją na ustach - z czasem się jednak przyzwyczaiłam, bo mimo to, krycie ma naprawdę niesamowite. Zapach delikatny i przyjemny. Nie zauważyłam, by w nadmiernym stopniu wysuszała usta. Jest dość trwała, jednak zjada się przy pierwszym treściwszym posiłku, więc na ewentualnej imprezie trzeba byłoby ją poprawiać po posiłkach, jednak wydaje mi się to normalne przy niezastygającym produkcie. W tej serii produktów znajduje się 12 odcieni. Wypatrzyłam sobie już kolejny 711 Sweet plum. Myślę, że kupię go sobie, bo cena jest ok. Pomadki kosztują bowiem ok. 19 zł.

Produkty Hean Luxury spisały się u mnie świetnie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona kosmetykami do pielęgnacji ust. Świetnie o nie zadbały i pozostawiły je do dzisiejszego dnia w świetnej formie, co widać na zdjęciach. Nie zapałałam miłością do metalicznej pomadki, ale to wiedziałam od samego początku. Takie wykończenie nie jest po prostu dla mnie. Matowa pomadka zaskoczyła mnie swoim rewelacyjnym i jednolitym kryciem, dlatego chętni wypróbuję jeszcze jakiś odcień.Te, jak i inne produkty marki Hean możecie nabyć w Drogerii Jasmin. Warto się tam rozejrzeć, bo mają fajny asortyment.

Lubicie markę Hean? Używałyście coś z serii Luxury?
Czytaj dalej

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Debby - kosmetyki kolorowe

Jakiś czas temu dotarły do mnie nowości do przetestowania marki Debby. Wcześniej nigdy o niej nie słyszałam, więc podeszłam do testowania z dużym zaciekawieniem. Testowanie kolorówki lubię i to bardzo, dlatego bez zbędnej paplaniny przechodzę do sedna sprawy.


DEBBY POWDER EXPERIENCE MAT&FIX POWDER

Ten produkt bardzo szybko zjednał sobie sympatię blogerek i ciężko się dziwić, bo jest naprawdę przyzwoity. Mieści się w plastikowym kompakcie z przezroczystym wieczkiem. Sam puder jest ładnie tłoczony (ma na sobie wytłoczone napisy debby). Jest to kosmetyk transparentny, więc będzie fajnie współgrał z większością cer. Puder ma dobre działanie matujące, więc dla posiadaczki mieszanej skóry, jaką jestem, to fajna ulga, gdy po użyciu przez dość długi czas się nie świecę. Puder jest biały, ale bez obaw, nie bieli twarzy. Dobrze spisuje się jako wykończenie makijażu.

DEBBY GEL PLAY - LAKIER DO PAZNOKCI

Trafił mi się odcień z drobinkami. Jest on przezroczysty, tworzy na paznokciach taką jakby mgiełkę. Ja nie używam już zwykłych lakierów od trzech lat, dlatego przekazałam go mamie. Mama nałożyła go jako dodatek na pastelowy odcień. Lakier ładnie się błyszczał, dodał blasku całej stylizacji. Ładnie się utrzymywał i nie ścierał. Jego największą wadą jest bardzo intensywny zapach - nie jest zbyt przyjemny. 


DEBBY EYE PENCIL - CZARNA KREDKA DO OCZU

Kredek nie używałam od lat. Kiedyś, jakieś 10 lat temu, podkreślałam sobie nimi dolną linię wodną na powiece. Kiedyś taki makijaż, to był hit.  Teraz, kiedy ograniczyłam makijaż do minimum, nie miałam za bardzo kiedy jej użyć. Postanowiłam w ramach testu namalować nią sobie kreskę. Wyszło mi to całkiem nieźle biorąc pod uwagę, że dawno tego nie robiłam. gryf fajnie współpracował i nanosił się na powiekę. Kolor jest intensywny, czarny - taki, jaki powinien być.


DEBBY 100% VOLUME EXTRA - TUSZ DO RZĘS

Od jakiegoś miesiąca na nowo maluję rzęsy. Te przedłużane wypadły, a ja na razie nie mam powodu, by na nowo je przedłużać. Poza tym, chcę im dać trochę odpocząć. Przeprosiłam się z tuszami, a ten od Debby trafił w moje ręce w odpowiedni czasie. Nie jestem zwolenniczką tuszów z "włosiastymi" szczoteczkami, ale ta jest całkiem przyzwoita. Otwór, przez który się ją wyciąga, jest na tyle ciasny, że fajnie odciąga z niej nadmiar tuszu, co zresztą widać na zdjęciu. Ma to pozytywny wpływ na rozczesywanie rzęs - nie lepią się tak one, bo tuszu na nich nie ma za dużo, jednak i tak trzeba być ostrożnym. Tusz lubił się odbijać na górnej powiece, ale po czasie, kiedy trochę wysechł, problem się zminimalizował. Tusz dość fajnie wydłużał, delikatnie pogrubiał. Ogólnie wydaje mi się odpowiedni na co dzień, na większe wyjścia sięgam po moich ulubieńców.


Kosmetyki marki Debby sprawdziły się u mnie... Poprawnie. Nie ma fajerwerków, ale też nie ma żadnej wtopy. Najbardziej z tej gromadki podobał mi się puder i to jego używam najczęściej i chętnie wrócę do niego w przyszłości.

Znacie kosmetyki marki Debby?
Czytaj dalej

piątek, 10 sierpnia 2018

Bell Desert Rose - kosmetyki kolorowe - edycja limitowana

Od jakiegoś czasu, w sieci sklepów Biedronka dostępna jest szafa z kosmetykami marki Bell. Nie ukrywam, przechadzając się alejkami tego marketu, ładna i kolorowa szafa to przyjemny widok. W niej dostępne są testery, więc nierzadko zdarzało mi się tam zajrzeć i coś pomacać. Jakiś czas temu dotarły do mnie nowości z serii Desert Rose. Jest to najnowsza limitka marki. W jej skład wchodzą produkty do makijażu twarzy, oczu (również brwi) i ust.


BELL DESERT ROSE - SMOKY KAYAL 

Produkty te dostępne są w dwóch kolorach, tj. czarnym 01 i grafitowym 02. Są to produkty przydatne do tworzenia makijażu oka w stylu smoky, czyli takiego... przydymionego. Konsystencję mają fajną, miękką, dzięki czemu fajnie się rozcierają i dobrze współpracują. Najczęściej używałam czarnego. Trwałość określiłabym na przeciętną. W mojej opinii, to trochę takie kosmetyczne cudaki.



BELL - DESERT ROSE - STAY ON BROW - POMADY DO BRWI DLA BLONDYNEK I BRUNETEK

Używałam już pomad i bardzo fajnie można nimi podkreślić brwi, dlatego z zaciekawieniem podeszłam do tych marki Bell. Dostępne są one w odcieniach dla brondynek i brunetek, choć różnica odcieni między nimi jest dość niewielka patrząc wizualnie, tak na brwiach widoczna jest gołym okiem.  Lubię używać tego typu produktów na większe wyjścia, bo faktycznie są trwalsze niż wypełnianie brwi cieniami. Te wytrzymuję naprawdę długo, bo do końca dnia. Aplikacja nie sprawia trudności.



BELL DESERT ROSE - BRONZE POWDER I HIGHLIGHTER POWDER - BRONZER I ROZŚWIETLACZ

 Produktów do konturowania używam na co dzień, bez względu na to, czy mój makijaż jest mocny czy lżejszy. Lubię za ich pomocą fajnie wykończyć makijaż. Oba te produkty mają iście jesienne tłoczenia, które przedstawiają liście. Aż żal ich używać, żeby ich nie zniszczyć go. Bronzer ma neutralny odcień - nie jest to mieszanka różnych brązów z czego ciemnego odcienia tego kolory jest tu bardzo mało. Fajnie, bo można dozować efekt. Jeżeli chodzi o rozświetlacz, to wykończenie jest bardzo subtelne, co mi odpowiada, ponieważ nie lubię się świecić, jak choinka. Zatem pigment nie jest tu zbyt mocny, ale do moich codziennych makijaży w sam raz. Na krążku widnieją kolory, takie jak biel i kilka odcieni beżu.



BELL DESERT ROSE - MAT LIQUID LIPS - MATOWE POMADKI W PŁYNIE

Te produkty kusiły mnie z całej serii najbardziej, ponieważ uwielbiam matowe wykończenie na ustach. Mamy tu 3 kolory w jesiennych (jak dla mnie barwach). Jest coś soczystego, bo 01 to jakby mieszanka różu i fioletu. Jest też modny w tym sezonie kolor "trupi" z domieszką fioletu, któremu odpowiada nr 02 oraz coś typowo codziennego, czyli nudziak w odcieniu 03. Jestem oczarowana tymi pomadkami, bo za niewielkie pieniądze (tj. 9,99 zł) mamy bardzo przyzwoite produkty, które fajnie się aplikują i bardzo dobrze trzymają na ustach. Dość szybko zastygają i matowieją, co mi się podoba. Nie wysuszają nadmiernie ust, co też jest plusem! Polecam wypróbować.



BELL DESERT ROSE - SHINE LIPS TOP COAT - POŁYSKUJĄCE TOPY DO UST

Jako naczelna fanka matów, bardzo rzadko zachwycam się świecącymi produktami na ustach. Stronię od metalików czy błyszczyków. Tu mamy coś nieco odmiennego. Topy mają nietuzinkowe wykończenia. Chciałam je Wam pokazać na zdjęciu, ale niestety po rozjaśnieniu go niewiele było widać. Mamy tu kolor bezbarwny, który połyskuje na różowo, beż oraz róż ze złotą poświatą. Muszę przyznać, że na ustach wyglądają dość nietuzinkowo, ale ja nadal nie jestem przyzwyczajona do swojego widoku w tak wykończonych ustach.


Seria Deser Rose, to dla mnie kosmetyczny zwiastun jesieni. Patrząc już po samych opakowaniach nasuwa się taki wniosek, a same kolory czy wygląd (w przypadku np. bronzera czy rozświetlacza) tylko w tym utwierdza. Kosmetyki mają przyzwoite ceny, więc będąc w Biedronce koniecznie zajrzyjcie do szafy Bell i sprawdźcie te produkty korzystając z testerów. Będziecie mogli ocenić czy są to produkty dla Was. Ja jestem zadowolona - najbardziej z matowych pomadek oraz bronzera i rozświetlacza.

Znacie serię kosmetyków Bell Desert Rose? Co Wam wpadło w oko?
Czytaj dalej

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

La Fare - szampon i odżywka do włosów

Już dośc dawno temu (na co wskazują bzy na zdjęciu) trafiły do mnie kosmetyki nieznanej mi jeszcze wtedy francuskiej marki La Fare. Były to 3 produkty: krem do twarzy, szampon oraz odżywka do włosów. Krem recenzowałam Wam już jakiś czas temu, natomiast za opis pozostałych dwóch produktów zabieram się dopiero teraz. Jeżeli jesteście ciekawi, jak te produkty się u mnie spisały, to zapraszam do dalszej części recenzji.


Ob produkty mieszczą się w takich samych opakowaniach. Są one plastikowe, brązowe z biało-szarymi etykietami. Wydobywa się je używając pompek, co jest dla mnie rewelacyjnym rozwiązaniem pod prysznicem. Produkty bardzo szybko można odróżnić, ponieważ mają różne konsystencje. Szampon jest przezroczysty, bezbarwny, konsystencja typowa dla szamponu. Z kolei odżywka jest kremowa, o żółtawym zabarwieniu. Produkty te są kosmetykami ekologicznymi. Szampon i odżywka są w 99 % złożone ze składników pochodzących z naturalnych upraw. W przypadku szamponu 10,5% wszystkich składników pochodzi z rolnictwa ekologicznego, a w przypadku odżywki jest to 15%.


Na samym początku warto te produkty pochwalić za zapachy. Są jednak różne. Z tego, co można wyczytać na przednich etykietach w szamponie znajduje się aloes, gliceryna, cukier i miód. Jeżeli chodzi o aromat, to ja najbardziej wyczuwam tu woń gliceryny. Jest to przyjemna mieszanka. Jednak odżywka bije ją swoim zapachem na głowę. Tu z kolei mamy do czynienia z aloesem, papayą, masłem shea i kokosem. Kokos jest tu najbardziej wyczuwalny, potem masło shea. Jest to piękna, lekko słodka woń, która z pewnością spodoba się wielu osobom. Te główne składniki zajmują pierwsze miejsca w składzie.


A jak jest z nimi w użyciu? Spisują się poprawnie. Szampon przeznaczony jest do włosów pozbawionych objętości i blasku, więc wydaje mi się, że do moich jest idealny. Nie sprawiał, że włosy się puszyły, a fajnie odbijały od nasady. Nie pieni się zbyt mocno, a na jedno mycie używam 3-4 pompki. Przy pojemności 200 ml wystarczył mi na ok. 10-11 myć. Włosy po nim są dobrze oczyszczone, ale delikatnie się plączą, więc niezbędna jest tu również odżywka. Ona jest zdecydowanie bardziej wydajna, bo kiedy szampon się skończył, jej miałam jeszcze połowę. Używałam jej w ilości 2 pompek. Po niej włosy lepiej się rozczesywały, a co za tym idzie, mniej ich wyrywałam. Były miękkie i miłe w dotyku. W ostatecznej ocenie produkty wypadły dobrze, tworzą zgrany duet i uzupełniają się. Kosztują sporo, nie powiem, ale są to produkty naturalne, a one zazwyczaj nie kosztują tyle, co typowe produkty w niskich cenach. Kosmetyki te możecie kupić m.in. w Drogerii Estrella.

Znacie markę La Fare? Lubicie kosmetyki ekologiczne?
Czytaj dalej